W środę wieczorem po zaledwie sześciu miesiącach u władzy upadł prozachodni rząd Bułgarii. Premier oskarżył o to Rosję, a także mafię. W chwili głosowania nad wotum nieufności w jego obronie stanęło jedynie 116 posłów, podczas gdy 123 domagało się dymisji.
Petkow prowadził bardzo stanowczą politykę wsparcia Ukrainy w kraju, który tradycyjnie ma bliskie więzi z Kremlem. Jednoznacznie popierał unijne sankcje nałożone na Moskwę, dostarczał Ukraińcom broń i odmówił rozliczenia się w rublach z Gazpromem, przez co w kwietniu Rosja odcięła dostawy gazu dla Bułgarii.
Eksperci spodziewają się, że kraj czekają teraz czwarte od kwietnia ub.r. wybory parlamentarne. W ich wyniku znacznie mogą zwiększyć się wpływy ugrupowań prorosyjskich, w tym skrajnie prawicowego Odrodzenia. Silniejszą pozycję może także uzyskać były premier i minister obrony Stefan Janew, którego Petkow już na początku urzędowania zwolnił za nazywanie zgodnie z zaleceniami Kremla wojny na Ukrainie „specjalną operacją wojskową”. W Sofii oczekuje się, że nowy gabinet będzie znacznie bardziej przychylny Rosji.
Czytaj więcej
Nowy rząd będzie nadal stawiał na opcję euroatlantycką – mówi Miro Seliwski, bułgarski politolog, były minister energii i poseł.
Moskwa zdobywa jednak punkty i na innym froncie. Petkow dążył do porozumienia z Macedonią Północną, które pozwoliłoby na rozpoczęcie rokowań akcesyjnych przez ten kraj (i pośrednio także przez Albanię). Był gotów pójść na kompromis, gdy idzie o wcześniejsze warunki stawiane przez Bułgarię: aby Macedończycy uznali, że ich język wywodzi się z bułgarskiego; przyznali specjalny status mniejszości bułgarskiej; wreszcie przestali „atakować” sąsiedni kraj.