45-letni Dżalali jest oskarżony o szpiegostwo, mówi się też o innych zarzutach, w tym „wrogości wobec Boga". Za jedno i drugie – jak podaje zajmująca się tajemniczą sprawą lekarza organizacja Amnesty International – w Islamskiej Republice grozi śmierć.
Dżalali jest Irańczykiem, ale od 2009 r. mieszka w Europie. Specjalizuje się w medycynie katastrof. Ma prawo pobytu w Szwecji, gdzie odbywał studia doktoranckie w Instytucie Karolinska, prestiżowej uczelni medycznej pod Sztokholmem. Pracował także na uniwersytetach w Belgii i we Włoszech.
Jak to się stało, że trafił do irańskiego więzienia i został uznany za tak poważnego przestępcę, że grozi mu kara śmierci? Dr Dżalali dwa razy do roku odwiedzał ojczyznę, głównie po to, by prowadzić zajęcia z medycyny katastrof dla studentów irańskich uniwersytetów (w ich kraju klęski żywiołowe, w tym trzęsienia ziemi, nie są rzadkością). Nie wzbudzał zainteresowania władz.
Wszystko się zmieniło podczas pobytu w kwietniu 2016 roku. Trzy dni przed planowanym wylotem do Sztokholmu został zatrzymany.
O jego dalszych losach wiadomo niewiele. Ponad tydzień przebywał w nieznanym miejscu, zanim trafił do stołecznego zakładu karnego Ewin, który od czasów szacha jest wykorzystywany do przetrzymywania więźniów politycznych. Przez siedem miesięcy nie miał prawnika, a potem jego adwokat nie był dopuszczany do kluczowych rozpraw, rodzinie pozwolono jedynie na dwuminutową rozmowę telefoniczną.