Zuzanna Dąbrowska: Dzień dobry, w studio Paweł Kowal, ekspert ds. międzynarodowych, były wiceminister spraw zagranicznych, znawca spraw europejskich. Lista jest długa, ale najważniejsze jest chyba dzisiaj to, jak osoba, która jest tak doświadczona w stosunkach międzynarodowych ocenia wydarzenie naszego czasu nocne, czyli spotkanie Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem, przywódcą Korei Północnej. Czy to rzeczywiście jest tak ważne, taki przełom, początek denuklearyzacji Korei?
Paweł Kowal: No ważne jest z całą pewnością dlatego, że wszyscy o tym mówimy. I jest to pierwszy raz w historii takie spotkanie, dlatego nie ma co udawać, że nie jest ważne. Natomiast jakie będzie miało efekty i jak je interpretować to myślę, że dzisiaj naprawdę trudno. Ci, którzy zajmują się samą Koreą, eksperci od samej Korei są, jak zauważyłem, bardziej wątpiący. Tzn. im się wydaje, że jest mało możliwe, żeby bez żadnego super istotnego powodu teraz Korea zdecydowała się na rezygnację z potencjału nuklearnego, który przygotowywała dziesiątki lat, który był istotą sprawy jeśli chodzi o utrzymywanie się dynastii Kimów na najwyższych stanowiskach i rządzenie Koreą. Czyli – to nie…, nie stawiałbym sprawa tak, że to jest dzisiaj takie proste, łatwe i pod wpływem jednego spotkania…
Jest jakieś krótkie oświadczenie, krótki tekst, który podobno został podpisany. Który ma uznawać, jakby, dotychczasową drogę, do której obaj panowie, obaj przywódcy doszli. Ten moment spotkania. Ja nie wiem dokładnie co to znaczy, pewnie nie wie żaden z komentatorów, ale zapewne trzeba to widzieć w sekwencji w ogóle polityki Donalda Trumpa. Jaki jest jego cel, jakie są cele Trumpa?
Lepiej jednak, moim zdaniem, lepiej jednak dzisiaj zadawać pytania, tzn. zadawać pytania czy obie strony tak samo rozumieją denuklearyzację, czy są jakieś powody wewnętrzne, które powodują, że Kim się decyduje na taki ruch? Czy Kim jest jakimś koreańskim Gorbaczowem? A jeśli tak, to czy ma gwarancje bezpieczeństwa dla siebie, czy tylko dla swojego otoczenia. Jak ewentualnie na taki scenariusz zareagowałoby jego otoczenie? Myślę, że tych pytań jest całe mnóstwo. Jedno wiadomo, sprawa na pewno nie jest taka prosta, więc myślę, że dzisiaj, ani jutro nic nowego się nie stanie. Będziemy obserwować… Ten dokument, który podpisano wiemy, że nie jest żadnym traktatem, do niczego nie zobowiązuje, to jest jakiś dokument polityczny, w którym prawdopodobnie powtarzają się te elementy, które znamy już ze spotkań koreańsko-koreańskich. Po drugiej stronie, czyli po stronie prezydenta Trumpa, to wygląda tak, że te rozmowy są pewną szansą, pewnie w przekonaniu jego otoczenia, na umocnienie jego pozycji w Stanach Zjednoczonych, jako przywódcy, na pokazanie, że on jest przywódcą świata, także niezależnie od Zachodu, bo widzimy, że z resztą Zachodu on się coraz gorzej dogaduje. Więc myślę, że stawka jest przede wszystkim w polityce wewnętrznej.
A czy on chce odegrać historyczną rolę jako tego, który zmniejszy potencjał jądrowy na świecie, który doprowadzi do tego, że będzie można o nim mówić, że to był prezydent pokoju?