W niedzielę w Turcji odbywają się przyspieszone wybory prezydenckie i parlamentarne. W związku z tym przypominamy tekst, który ukazał się w pierwszym czerwcowym numerze "Plusa Minusa".
Tłum ludzi z krzykiem biegnie w stronę czołgów stojących na moście Bosforskim. Niektórzy wdrapują się na opuszczone maszyny i machają tureckimi flagami. Mieszkańcy Stambułu cieszą się, że zorganizowany zeszłej nocy wojskowy zamach stanu zakończył się porażką. Kiedy kilkanaście osób chce przeszukać ekwipunek porzucony przez puczystów, rozlegają się serie z broni maszynowej. Grupa mężczyzn w podkoszulkach i kamizelkach kuloodpornych strzela w powietrze z karabinków automatycznych. Starają się w ten sposób uspokoić napierających ludzi i utrzymać ich z dala od wojskowego sprzętu.
Po chwili zamieszania i przepychanek udaje im się opanować sytuację. W tureckich mediach społecznościowych szybko zidentyfikowano ich jako członków firmy SADAT. W trakcie przewrotu z 15 lipca 2016 r. wielu pracowników tego tajemniczego „przedsiębiorstwa" było widzianych na ulicach Ankary i Stambułu. Według relacji świadków uzbrojeni po zęby zabijali cywilów, tak by całą winę zrzucić na zamachowców i wyzwolić w ludziach jeszcze większą agresję. Grupę oskarża się także o brutalne morderstwo kadetów, którzy poddali się już policji. Wydarzenia tej krwawej nocy miały być testem ich sprawności. Zdali go.
Wojna na zlecenie
O amerykańskiej firmie Blackwater głośno zrobiło się w 2004 r., kiedy czterech jej pracowników ochraniających konwój z żywnością dla wojska zostało zamordowanych przez sunnickich rebeliantów w Faludży. Ich zmasakrowane i podpalone zwłoki zawieszono na miejskim moście. Kilka lat później, po zabójstwie szefa francuskiej firmy ochroniarskiej Secopex w Bengazi, świat dowiedział się o francuskich najemnikach doradzającym powstańcom walczącym w Libii z reżimem pułkownika Kadafiego. W 2015 r. media donosiły o paramilitarnych oddziałach z Ameryki Południowej wykonujących w Jemenie misje dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Z kolei na początku tego roku, kiedy Amerykanie zbombardowali syryjskich żołnierzy szturmujących bazę antyrządowych rebeliantów, okazało się, że wśród ofiar było ponad 300 Rosjan pracujących dla tzw. grupy Wagnera.
To tylko kilka przykładów obrazujących skalę zaangażowania paramilitarnych oddziałów w konflikty na Bliskim Wschodzie. Jak wyliczyli eksperci PISM, prywatne firmy wojskowe działają obecnie w 110 krajach na świecie. Wiele z nich pozostaje na usługach rządów, wykorzystujących je w miejscach, do których z przyczyn politycznych czy społecznych nie mogą posłać regularnej armii. Część ekspertów nazywa to zjawisko wojną zastępczą. Dziennikarze „Financial Timesa" piszą wręcz o morderczym trendzie, który tylko potęguje chaos w i tak już niestabilnym regionie.