Do ćwierćmilionowego miasta Chemnitz powrócił spokój po serii gwałtownych zajść ubiegłego tygodnia. W poniedziałek odbył się wielki koncert z udziałem kultowych niemieckich grup muzycznych. Wystąpiły gratis przeciwko prawicowemu ekstremizmowi. A więc przeciwko Alternatywie dla Niemiec (AfD), ruchowi Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu), organizacji Pro Chemnitz skupiającej osoby nierzadko o neonazistowskich poglądach.
Ekstremiści poza kontrolą
W areszcie znalazło się dwu podejrzanych o zabójstwo Niemca, Syryjczyk i Irakijczyk. Ten ostatni miał być deportowany z Niemiec, ale procedura ta ciągnie się często w nieskończoność.
W proteście na ulice wylegli mieszkańcy, lecz szybko kontrolę nad wydarzeniami przejęła radykalna prawica. Wśród demonstrantów zaroiło się od zwolenników neonazistów w napompowanych kurtkach, tzw. Bomberjacke, w koszulkach z wizerunkami hełmów Wehrmachtu, insygniami dywizji SS „Das Reich". Niemieckie media nie mają więc wątpliwości, że winę za zajścia w Chemnitz ponoszą środowiska radykalnej prawicy. Podobnie większość polityków. Mowa jest nawet o objęciu największej partii opozycji AfD inwigilacją przez kontrwywiad.
– Takie rzeczy nie mogą mieć miejsca w państwie prawa – oceniła wydarzenia w Chemnitz kanclerz Angela Merkel. – Nie pozwolimy na zniszczenie naszej demokracji i państwa prawa przez niewielką mniejszość – zapewnia burmistrz Berlina Michael Müller. – Obecność na ulicach ludzi demonstrujących pozdrowienie hitlerowskie skłania nas do stanowczej obrony demokracji – głosi Heiko Maas, szef dyplomacji.