Premier stwierdził w TOK FM , że wydarzeniem związanym z Krzysztofem Piesiewiczem jest "podwójnie zażenowany". Po pierwsze ze względu na upadek autorytetu, a po drugie - z powodu nadmiaru agresji, którą wydarzenie to wywołało.
Zaznaczył, że nie można bronić zachowań Piesiewicza, skoro zdecydował się on być osobą publiczną, w tym reprezentantem, bo one są nie do obrony. - Nie jestem przeciwny ujawnianiu takich spraw - mówił Donald Tusk i przyznał, że ingerowanie w prywatność jest ceną, jaką płaci się za bycie osobą publiczną.
- Wszędzie jest kwestia smaku i pewnych granic. My tego prawem nie opiszemy, to jest bardziej sprawa wyczucia, gdzie jest granica, do której się zbliżamy i której nie należy przekraczać, zarówno jeśli chodzi o własne zachowania, ale też o zachowania mediów wobec takich przypadków - dodał premier.
Nie jestem wśród tych, którzy "skaczą po senatorze" - zastrzegł premier uznając, że cena, którą senator Piesiewicz płaci za swoje czyny i tak jest wysoka.
Prokurator krajowy Edward Zalewski powiedział we wtorek w Radiu ZET, że zebrany w sprawie senatora materiał dowodowy jest wystarczający do postawienia mu zarzutu "posiadania, a także używania, a właściwie nakłaniania i ułatwiania używania środków psychotropowych innym osobom".