Procedury informowania o kryzysach, zamachach czy katastrofach są zawarte w ustawie o zarządzaniu kryzysowym. Zgodnie z nimi szef odpowiednich służb odpowiedzialnych za przeciwdziałanie kryzysowe w zależności od tego, co się zdarzyło, ma obowiązek natychmiastowego powiadomienia prezydenta i premiera. Zgodnie z tą zasadą oficer dyżurny sił zbrojnych powinien w pierwszej kolejności poinformować o rozbiciu samolotu głowę państwa.
Resort obrony tłumaczył, że dostał instrukcję z BBN, by informacje do prezydenta przechodziły przez biuro. – Nie wyobrażam sobie, że o tym zdarzeniu natychmiast nie był poinformowany prezydent – mówi Janusz Zemke z LiD, były wiceminister obrony, szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.Tymczasem o katastrofie wojsko poinformowało prezydenta za pośrednictwem BBN. Dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON płk Cezary Siemion tłumaczył, że 19 czerwca 2007 r. dyrektor Departamentu Systemu Obronnego BBN poinformował szefa Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych RP, że to na BBN spoczywa obowiązek niezwłocznego informowania głowy państwa o zdarzeniach szczególnych, i podał wykaz oficerów BBN, których należy powiadamiać w takich sytuacjach (wykaz został zaktualizowany 16 października 2007 r.).
Jak ustaliła “Rz”, instrukcje odnoszą się jednak do zdarzeń, które mają miejsce w kontyngentach wojskowych w Afganistanie i Iraku. Nie ma w nich mowy o kryzysach w kraju.
Nie zmienia to faktu, że oficerowie dyżurni wojska nie mogli się dodzwonić do BBN. – Pokazało to, że w BBN nie ma służby dyżurnej, która byłaby odpowiedzialna za odbieranie i przekazywanie informacji najważniejszym instytucjom w państwie – mówi Wojciech Brochwicz, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka. Jego zdaniem sytuacja jest bardzo groźna i wymaga naprawy. – Jak najszybciej powinien zostać przeprowadzony audyt systemu zarządzania państwem w sytuacjach kryzysowych – uważa Brochwicz.