Wprowadzenie przez Polskę od 7 lipca kontroli na granicy polsko-niemieckiej – a był to jeden z postulatów Ruchu Obrony Granic Roberta Bąkiewicza – nie spowodowało, że aktywiści wrócili do domów. Nadal krążą przy punktach czasowych kontroli granicznych i grupują się w patrole, by sprawdzić, „czy niemieckie służby nie wypychają nam migrantów do Polski”. – Nie schodzimy z granicy, bo nie wierzymy rządowi Donalda Tuska. Przypatrujemy się, jak te kontrole wyglądają, mamy też swoje drony i przez nie z dużej odległości oglądamy sytuację na granicy. Będziemy na niej co najmniej do 7 sierpnia, bo wtedy mija czas obowiązywania czasowych kontroli na granicy, które wprowadził rząd. Co dalej? Zobaczymy – mówi „Rzeczpospolitej” Robert Bąkiewicz, działacz ruchów narodowych, pomysłodawca patroli, które powstały już w kwietniu tego roku, ale głośno zrobiło się o nich dopiero na początku lipca.
Czytaj więcej
Szokujące statystyki z granicy oraz odmowa azylu w Niemczech dla wszystkich migrantów przybyłych...
Bąkiewicz przyznaje, że nikt ich z granicy nie przepędza, a polscy funkcjonariusze dobrze pracują. – Nie mamy zastrzeżeń, ale jesteśmy potrzebni, bo transparentność działań jest słaba. Dostajemy odmowę informacji, kiedy chcemy się dowiedzieć, kogo Niemcy nam przywieźli, czy to readmisja czy coś innego – dodaje.
tyle osób według Roberta Bąkiewicza działa w Ruchu Obrony Granic
Deklaruje, że do Ruchu Obrony Granic zgłosiło się już 7 tys. aktywistów, głównie mężczyzn. – I nadal się zgłaszają. Ludzie chcą mieć poczucie bezpieczeństwa. Mają też coraz większą świadomość masowej migracji. A my jesteśmy skuteczni – zapewnia.