Mirosław Drzewiecki, który dwa dni temu tłumaczył dziennikarzom, że nie brał udziału w tzw. aferze hazardowej, wczoraj rano niespodziewanie zwołał konferencję. – Podjąłem suwerenną decyzję. Składam dzisiaj na ręce pana premiera moją dymisję ze skutkiem natychmiastowym – oświadczył. – Mam jedno nazwisko, jedną twarz, jedną rodzinę i będę je chronić za każdą cenę – dodał i zapewniał, że stoi „z podniesionym czołem”.
„Rz” ujawniła, że minister został nagrany przez CBA, gdy rozmawiał z biznesmenem z branży hazardowej, któremu zależało na korzystnej zmianie prawa. Drzewiecki wysłał też pismo do resortu finansów, w którym proponował odstąpienie od nakładania dopłat (uderzałyby w branżę gier hazardowych). Potem z tego stanowiska się wycofał (w czasie, gdy biznesmeni już wiedzieli, że są inwigilowani).
[srodtytul]Opozycja stawia zarzuty[/srodtytul]
Jak ustaliliśmy, wczorajszą decyzją były już minister tylko uprzedził decyzję, która miała zapaść na dzisiejszym posiedzeniu rządu. Wcześniej wicepremier Grzegorz Schetyna zapowiadał, że los Drzewieckiego będzie zależał od tego, jak wypadnie w oczach opinii publicznej. Sondaże były jednoznaczne – większość Polaków nie uwierzyła tłumaczeniom polityka PO.
Wpływ na dymisję mogło mieć także pismo, które – jak ustaliła „Rz” – wpłynęło do Kancelarii Premiera z CBA. Według naszych ustaleń Biuro poinformowało, że Drzewiecki na konferencji nie powiedział całej prawdy o swoich kontaktach z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem. Nie chciał bowiem odpowiedzieć, kiedy po raz ostatni się spotkali. A, jak ustalili agenci CBA, widzieli się w drugiej połowie września – już po tym, kiedy premier wypytywał Drzewieckiego o ustawę hazardową.