Miasta, gminy i województwa prześcigają się ostatnio w pomysłach na promocję swoich regionów. Problem w tym, że pieniądze z samorządowej kasy przeznaczane są na inicjatywy, które trudno uznać za udane.
Słynne stały się „Uchofony", czyli wielkie interaktywne rzeźby – uszy, z których wydobywały się różne ludowe dźwięki mające... rozsławiać Małopolskę. Z kolei „Glinoludy" (happeningi mimów z Bolesławca wysmarowanych gliną) stały się atrakcją kulturalną, ale czy kojarzą się komukolwiek z Dolnym Śląskiem? Inny przykład – wójt Skarbimierza Andrzej Pulit kazał wybić monetę ze... swoim wizerunkiem. Teoretycznie na 20-lecie gminy, a rzecz jasna, tylko przypadkiem przed wyborami parlamentarnymi, w których kandydował z list PSL.
Tymczasem takie inicjatywy regionów nie dość, że słono kosztują, to, jak zauważa w ostatnim raporcie Najwyższa Izba Kontroli, publiczne środki są wydawane bez sprawdzania, czy przyniosły promocyjny efekt.
Z wyliczeń NIK, która wzięła pod lupę 39 samorządów, wynika, że najwięcej na promocję w 2011 r. wydało Mazowsze – 10 mln zł, najmniej woj. podkarpackie – 1,2 mln zł. Spośród kontrolowanych miast-powiatów najbardziej hojny był Płock – 11 mln zł. W kategorii gmin miejsko-wiejskich – Grodzisk Mazowiecki – 1,1 mln zł.
Takie wydatki badanych przez NIK miast i gmin rosną w zastraszającym tempie. W 2010 roku wyniosły 55 mln zł, czyli aż o 80 proc. więcej niż cztery lata temu. W ub. r. tylko lekko przystopowano – do ok. 50 mln zł.