W tym referendum przekroczono czerwoną linię

Gdyby na Ukrainie, Białorusi czy Gruzji podczas wyborów pojawiły się takie sygnały jak teraz w Warszawie, że nie ma informacji gdzie można głosować, to zostałyby one potraktowane jako poważne naruszenie wpływające na wynik wyborów – mówi Paweł Kowal, szef Polska Jest Najważniejsza w rozmowie z rp.pl

Aktualizacja: 11.10.2013 17:32 Publikacja: 11.10.2013 17:17

Paweł Kowal

Paweł Kowal

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski TJ Tomasz Jodłowski

Jak Pan ocenia kampanię przed stołecznym referendum?

Paweł Kowal

: - Z jednej strony jest duży zysk tego referendum, bo widać wyraźnie przyśpieszenie w pracy ratusza. Widać, że działanie ratusza mogło być bardziej efektywne czy to w planowaniu inwestycji, czy w innych rzeczach jak np. w działaniach dotyczących Muzeum Katyńskiego.

Całą tę sytuację obserwowałem z dużym rozbawieniem, ale i  pewną przekorą ponieważ widziałem, że taka aktywność ratusza potwierdza diagnozę tych, którzy krytykowali ratusz.

Rozczarowujące jest to, że  kampania  nie została wykorzystana do debaty o Warszawie. Polska potrzebuje takiej debaty. Jaka ma być stolica? Czy ma być wielką metropolią do której wszyscy ściągamy, czy ma też być salonem, którym się chwalimy się obcokrajowcom, ale mieszkamy gdzie indziej? Czy Warszawa ma postawić na transport drogowy, czy też powinna być rozbudowana sieć kolejki? Te są tematy, które w tej kampanii się praktycznie nie pojawiały.

Były, ale dopiero w samej końcówce, skutecznie przykryte innymi.

Mogłem się spodziewać, że partie =  jak to mówi Piotr Guział – ukradną to referendum. To akurat wcale mnie nie gorszy, bo wiadomo, że tak jest. Jednak sądziłem, że dyskusji o samej Warszawie i jej problemach będzie więcej. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość, jako temat referendum narzuciłoby debatę o Warszawie, a nie mówiło tylko o powrocie do władzy w Polsce, to myślę, że efektywność referendum byłaby dużo większa, a wątpliwości do frekwencji dużo mniejsze.

Ma Pan jeszcze inne zastrzeżenia do tej kampanii?

Kolejna rzecz, która mi się narzuca, z którą uważam za negatywną w związku z tym referendum to jest to, że niektórzy politycy zdecydowali się do nawoływania do bojkotowania instytucji demokratycznych jaką jest referendum.

Osobiście uważam, ze nie musi iść na referendum, bo każdy ma prawo wyboru, każdy też może powiedzieć, że sam nie pójdzie. Może to zrobić nawet polityk, ale politykowi nie wolno jednego: nie wolno mu nawoływać, żeby ludzie nie szli, bo to jest obniżanie wiarygodności instytucji demokratycznych, które w Polsce i tak są mało wiarygodne. W niektórych wyborach mamy najniższą frekwencję w całej Unii Europejskiej. A władza w Polsce ma bardzo słabą legitymizację. Nawet jak Donald Tusk wygrywa to kiedy policzymy ludzi, którzy na niego głosowali i porównamy z całą populacją to okaże się, że to poparcie jest znacznie niższe niż dla władzy we wszystkich krajach ościennych.

Wielu wyborców skarży się, że nie ma w ich domach obwieszczeń wyborczych. Miasto mówi, że wysłało je do dzielnic, a te że zawinili administratorzy. Pana zdaniem kto jest winny temu zamieszaniu? Czemu służą takie działania?

Wielokrotnie obserwowałem wybory w różnych miejscach na świecie, gdzie są wątpliwości co do systemu, czy jest on wystarczająco demokratyczny. Pamiętam wybory w Jordanii, wiele razy obserwowałem wybory na Ukrainie, Białorusi, w Gruzji. Kierowałem misjami obserwacyjnymi i pisałem potem wnioski. I powiem jedno, gdyby wszędzie tam zdarzyły sygnały jak teraz w Warszawie, że nie ma informacji gdzie można głosować, to nie zostałoby uznane za fałszerstwo wyborcze, ale za poważne naruszenie wpływające na wynik wyborów. To jest czerwona linia, którą przekroczyliśmy w tym referendum. I nawet nie dlatego, że widać wyraźnie, że administracja była opieszała w informowaniu lub przerzucała ten obowiązek na jakieś inne, niezidentyfikowane osoby czy urzędy.

A najgorsze jest to, że to przekroczenie tej czerwonej linii spotkało z  kompletnym brakiem reakcji poważnych polityków czy komentatorów. Ludzie w Polsce uważają, że demokracja jest to coś świętego, dane nam raz na zawsze.

Kiedy władza używa administracji do swoich celów to mamy problem. A w Warszawie nawet  podwójny. Pierwszy jest taki, że część wyborców nie dostanie informacji, ale drugi jest znacznie gorszy : to  sygnał dla samej administracji, że władza nie chce, aby brała ona  udział w tym referendum. A w skali Warszawy dotyczy to 80-100 tys. osób, które w różny sposób podlegają ratuszowi. Uważam, że ta sprawa powinna być bardzo dokładnie przeanalizowana na szczeblu krajowym  ponieważ, to jest najgorsza spuścizna tego referendum.

Choć są problemy z demokracją to wszyscy się uśmiechają. Nikt nie mówi, że nie działa serwer na którym są informacje o tym gdzie można głosować, że nie zostały rozwieszone obwieszczenia. Wszyscy uważają, że to jest dobry żart. Myślę, że ci wszyscy, którzy teraz się uśmiechają z tego pod nosem to jeszcze nie raz zapłaczą nad polską demokracją gdy będzie chodziło o inne osoby, o inne sprawy. Dlatego, uważam, że tego nie wolno przepuszczać.

Jak Pan ocenia sytuację, że na osoby, które chciały dopisać się do rejestrów wyborczych nasyłano straż miejską?

Gdyby te wybory były obserwowane przez niezależną misję OBWE jestem przekonany, że na pewno zwrócono by uwagę na trzy elementy. Po pierwsze na kłopoty z dopisywaniem się do spisów wyborców, po drugie na brak informacji o miejscach głosowania. A trzeci  bardzo poważny element, na co nikt do tej pory nie zwrócił uwagi jest taki,  że w takiej atmosferze jaka jest  duża część administracji  obawia się iść na referendum, bo skoro upolityczniono sam fakt uczestnictwa. Więc każdy może sprawdzić czy ktoś pracujący w żłobku lub przedszkolu miejskim był na referendum czy nie.

Gdyby sprawa udziału w głosowaniu pozostawała neutralna to tego problemu byśmy nie mieli. Absolutnie skandaliczny jest fakt, że władze jednocześnie mówią, że jeśli idziesz głosować, to się opowiadasz po konkretnej stronie, a potem nie gwarantują żadnej tajności w tym akcie. To są trzy bardzo ważne naruszenia wyborcze, które powinny być wzięte pod uwagę.

Pójdzie Pan głosować?

Osobiście mam wahania. Do końca nie powiem jak postąpię. Niech każdy zdecyduje w zgodzie z własnym sumieniem. Przebieg tej kampanii po stronie PiS raczej ochłodził moje  zapędy, żeby odwoływać Hannę Gronkiewicz-Waltz. Jak zrobię ostatecznie nikomu nie powiem. Sumienie polityka każe mi powiedzieć o tym, że w tym referendum absolutnie przekroczyliśmy czerwoną linię, której dotąd w Polsce nie przekraczano.

Gdyby taka sytuacja działa się u naszych sąsiadów na Ukrainie, Białorusi to  byłaby mono wytknięta przez obserwatorów międzynarodowych.

A dlaczego u nas nie będzie?

U nas nie będzie obserwatorów. Zapędy PO i PiS by wpisać to referendum w walkę partyjną są tak duże, że w gruncie rzeczy okazało się, że wielu autorytetów w sprawach demokracji, którzy codziennie się na ten temat wypowiadają np. politolodzy czy  profesorowie w ostatnich dniach już nie starczyło odwagi, by powiedzieć, że tu została  przekroczono czerwona linia. Znam bardzo wiele osób, które wypowiadają się w sprawach wyborów czy referendum i mają kompetencję żeby wiedzieć, że używanie administracji w jakikolwiek sposób to jest świętość i że władza w przypadku żadnego referendum u żadnych wyborów robić tego nie może w żaden sposób.

Dziękuję za rozmowę

Jak Pan ocenia kampanię przed stołecznym referendum?

Paweł Kowal

Pozostało 99% artykułu
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Nowy sondaż partyjny: PiS zyskuje. Dystans między KO coraz mniejszy
Polityka
Sondaż: Jakie poglądy ma Rafał Trzaskowski? Znamy opinię Polaków
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją