Porozumienie na lewicy idzie jak po grudzie, choć wszystkie partie działające po lewej stronie sceny politycznej zdają sobie sprawę, że przegrana w wyborach samorządowych może być gwoździem do ich trumny. Małe ugrupowania uważają jednak, że to SLD ma najwięcej do stracenia i powinien oferować godziwe warunki współpracy. Co zrobi Sojusz, trudno dociec. Leszek Miller chciał porozumienia z Twoim Ruchem Janusza Palikota, ale weto postawili szefowie organizacji wojewódzkich i cała sprawa została przystopowana. Miller zawsze słuchał liderów terenowych, więc nic dziwnego, że tym razem postąpił tak samo, ale w obliczu 9-procentowego poparcia może to mieć zgubne skutki dla partii. Tym bardziej że powstało wrażenie, iż nad strategią przedwyborczą nikt nie panuje.
Ten sam Miller w niedawnym wywiadzie wypowiadał się lekceważąco o partii Ryszarda Kalisza, nie potrafiąc nawet poprawnie podać jej nazwy, i przekonywał, że partia jest sceptycznie nastawiona do swojego byłego posła z Warszawy. A jednak dwa dni temu sekretarz generalny Sojuszu Krzysztof Gawkowski spotkał się z Kaliszem w sprawie ewentualnego porozumienia przed wyborami samorządowymi i ustalono, że będą kolejne spotkania.
Część liderów małych partii lewicowych twierdzi, że koniec Millera jest bliski
Dom Wszystkich Polska Ryszarda Kalisza zaprosił do współpracy dwie małe partie: SdPl i Unię Lewicy. I to właśnie te trzy partie wspólnie rozmawiają z Sojuszem o starcie w wyborach samorządowych. A Arkadiusz Kasznia z SdPl jest nawet dobrej myśli co do powodzenia tych rozmów.
– Wspólne listy są całkiem realne – mówi.