Dowiadujemy się, że nauczyciel gimnazjum z 15-letnim stażem zarabia 83 proc. średniej pensji, jaka wypłacana jest w Polsce osobom z wyższym wykształceniem. W USA pedagog otrzymuje 68 proc. takich zarobków a np. w Czechach 54 proc.
Z Dziennika Gazety Prawnej dowiadujemy się, że wskaźniki bezrobocia spadają, mniej osób traci pracę, w gospodarce widać wyraźny popyt na zatrudnianie nowych pracowników ale liczba osób, które podjęły pracę jest mniejsza niż przed rokiem. Dlaczego? Bo statystycznemu Polakowi, który już długo jest na bezrobociu trudno podjąć pracę albo oferty w pośredniakach są tak nisko płatne, że nawet długotrwale bezrobotny ich nie chce.
Statystyka w konfrontacji z jednostkowymi przypadkami wypada jednak kiepsko. Niejeden polski nauczycieli z radością przyjąłby statystycznie niższą pensję amerykańskiego kolegi i pewnie żyłoby mu się lepiej. Osobie, która od dawna nie ma pracy i mimo wysiłków nie może jej dostać, informacje ożywieniu w gospodarce wcale nie poprawiają samopoczucia.
W Gazecie Wyborczej czytamy, że policja, której dokonania w statystykach pewnie wypadają nieźle, „zgubiła" znanego warszawskiego socjologa prof. Henryka Domańskiego, bo jedni policjanci wiedzieli, że uległ on wypadkowi i został odwieziony do szpitala, a inni nie. W rezultacie ci drudzy wysłali helikopter i 30 ludzi na poszukiwanie profesora, który leżał w szpitalu. Statystycznie taki przypadek jest mało prawdopodobny, a jednak się zdarzył.
W tygodniku Polityka możemy z kolei przeczytać jak Unia Europejska, która kocha statystykę postanowiła ograniczyć w szynkach i kiełbasach ilość benzopirenu powstającego podczas wędzenia, co sprawiło, że polscy masarze poszukują w IPN dowodów na to, że od 25 lat wędzą wędliny w tradycyjny sposób. Dzięki temu mogliby to robić nadal nie przejmując się unijnymi statystykami. A szukają w IPN dlatego, że owe minimum 25 lat zahacza o czasy PRL kiedy to domowe wędzenie wędlin na sprzedaż było jednym z haków zbieranych przez SB na obywateli.