– Domy, którymi rządzą kobiety, wychodzą na tym dobrze – powiedziała Ewa Kopacz, gdy prezydent Bronisław Komorowski desygnował ją na premiera. Jej gabinet już wkrótce będzie musiał się zmierzyć z tą tezą. Zasiądzie w nim rekordowa liczba sześciu kobiet.
Tylu pań nie było w żadnym z rządów po 1989 r. Pod względem sfeminizowania Rady Ministrów Polska awansowała w unijnych statystykach. Jednak politolodzy nie są pewni, czy skład rządu nada jego polityce bardziej kobiecą twarz.
W nowym gabinecie oprócz Kopacz będzie pięć kobiet na stanowiskach konstytucyjnych ministrów, w tym trzy panie pracujące również w gabinecie Donalda Tuska. Szefową resortu kultury będzie wciąż Małgorzata Omilanowska, edukacji – Joanna Kluzik-Rostkowska, a szkolnictwa wyższego – Lena Kolarska-Bobińska.
Kolejne dwie kobiety to autorski pomysł Kopacz. Tekę minister infrastruktury powierzyła Marii Wasiak, a spraw wewnętrznych – Teresie Piotrowskiej. Kobiet nie zabraknie też na niższych rządowych stanowiskach. Pełnomocniczką ds. równego traktowania będzie Małgorzata Fuszara, a rzeczniczką rządu – najprawdopodobniej Iwona Sulik.
Tak kobiecy gabinet jawi się jak ewenement, szczególnie gdy porównamy go z rządami po 1989 r. W gabinecie Tadeusza Mazowieckiego jedyną kobietą była minister kultury Izabella Cywińska, a w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jana Olszewskiego pań nie było wcale. Nawet Hanna Suchocka zarządzała gremium złożonym wyłącznie z mężczyzn, a w rządach Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza jedynym rodzynkiem była ówczesna minister budownictwa Barbara Blida.