Sądy zachowują się jak dotąd w większości bardzo przyzwoicie i orzekają zgodnie z własnym sumieniem, nieraz zresztą bardzo odważnie, ponieważ niektórzy sędziowie mają świadomość, że te orzeczenia nie będą się podobać.
W Ministerstwie Sprawiedliwości wybuchła afera hejterska. Część sędziów i pracowników ministerstwa atakowała sędziów, którzy niekoniecznie zgadzają się ze zmianami zaprowadzonymi w wymiarze sprawiedliwości przez Zbigniewa Ziobro.
Zakładano wymianę elit. Jeżeli to założenie miało być realizowane w takich warunkach, to sędziowie zdają sobie sprawę, że wybór sędziów do KRS-u jest niezgodny z konstytucją, że przerwanie kadencji prezesom sądu też jest niezgodne z konstytucją. Wiadomo było, że przy wyławianiu ludzi, którzy byliby dla ministerstwa pożyteczni, trzeba było się oprzeć na frustratach, na sędziach, którzy są skłonni przyjmować wyższe stanowiska. Od samego początku wiadomo było, że ta wymiana elit będzie (wymianą) na gorsze, nie na lepsze. Zdecydowana większość sędziów przyjęła krytycznie złamanie konstytucji, to ci, którzy zaaprobowali korzystanie z tego łamania, musieli czuć się sfrustrowani, a przede wszystkim chcieli walczyć z tymi, którzy mieli odwagę orzekać niezależnie.
Czyli dla pana afera w Ministerstwie Sprawiedliwości nie jest zaskoczeniem?
Nie jest dla mnie zaskoczeniem.
Okazuje się, że w sprawę był zamieszany wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Minister Ziobro uważają, że dymisja Piebiaka kończy sprawę.
Pan Piebiak stał się kozłem ofiarnym, bo przecież nie robił tego bez aprobaty, w to absolutnie nie wierzę. Poza tym, jakiż to byłby minister sprawiedliwości, który świadomie powołując kogoś na tak wysokie stanowisko, równocześnie nie wiedziałby, kim ten człowiek jest i jakie ma możliwości działania. Oczywiście, jak ta afera wybuchła, trzeba było skanalizować wszystkie negatywne oceny i Piebiak stał się kozłem ofiarnym. Absolutnie go nie żałuję, wprost przeciwnie uważam, że to mu się należało, tylko jestem przekonany, że minister sprawiedliwości o tym wiedział.