Choć fiskus ma ponad pięć lat, żeby ścigać podatników, i jeszcze kilka legalnych sposobów, być dokupić sobie na to czas, wciąż sięga po naciągane sztuczki. Taką kombinację niedawno osądził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Rzeszowie.
Sprawa dotyczyła podatniczki, która na czas nie zgłosiła do opodatkowania spadku. Z akt wynikało, że w styczniu 2020 r. złożyła zeznanie o nabyciu rzeczy lub praw majątkowych SD-3, w którym wykazała odziedziczony po ojcu udział w mieszkaniu. Wydawało się, że fiskus nic już nie będzie mógł zrobić, bo spadkodawca zmarł w czerwcu 2009 r., a postanowienie o nabyciu spadku, sąd wydał w maju 2010 r. Obowiązek podatkowy powstał bowiem pierwotnie 13 maja 2010 r., tj. z chwilą uprawomocnienia się postanowienia stwierdzającego nabycie spadku. A od tej daty minęło prawie dziesięć lat. Fiskus jednak uznał, że spadkobierczyni nie zgłosiła nabycia spadku w terminie, a obowiązek podatkowy odnowił się z chwilą powołania się przez nią na fakt jego nabycia, tj. w dniu złożenia zeznania SD-3, co nastąpio w 2020 r. Urzędnicy nie widzieli więc nic nadzwyczajnego w tym, by zażądać od kobiety prawie 2 tys. zł podatku od spadków i darowizn.