Szkoda, że robi to Ministerstwo Finansów, a właściwie człowiek, który do niedawna był dyrektorem Izby Skarbowej w Katowicach. Niestety tej wpadki nie sposób nawet wytłumaczyć tym, że dyrektor departamentu w ministerstwie mógł tylko podpisać pismo, które wcześniej przygotował podległy pracownik. Przecież zrobił to zapewne według wytycznych swojego przełożonego.
Jeśli dyrektor podpisał je bez zastanowienia i zagłębiania się w jego treść, to tym gorzej - świadczy to o stanie jego wiedzy i predyspozycjach do zajmowanego stanowiska. W końcu każdy, nie tylko podatnik, powinien wiedzieć pod czym składa swój podpis.
Nie rokuje to też dobrze na przyszłość. Zwłaszcza wobec deklarowanej przez resort finansów i rząd zmiany w podejściu do podatników. Wychodzi bowiem na to, że te zapowiadane zmiany, które mają odczuć podatnicy, to tylko puste słowa, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Bo urzędnicy i tak będą robić swoje.
Najwyższy czas, aby wszystkie osoby piastujące kierownicze stanowiska w Ministerstwie Finansów zaczęły ponosić osobistą odpowiedzialność za swoje decyzje, które szkodzą gospodarce i podatnikom. Za to niech będą rozliczani, tak jak za swoje podatki odpowiada i jest rozliczany przeciętny Kowalski. Czas w końcu na ludzi kompetentnych i mądrych. Czas skończyć z anonimową odpowiedzialnością ministerstwa. Nie może być tak, że w trakcie prac legislacyjnych przedstawiciele resortu finansów nie mają dość wiedzy, aby przewidzieć możliwe skutki proponowanych rozwiązań, a potem - „pod stołem” i „po swojemu” - próbują je prostować.
Przeciętnego Jana Kowalskiego nie interesuje bowiem to, że za zmiany w mechanizmie przekazywania 1 procenta na szczytny cel odpowiada poprzednia ekipa, poprzednie kierownictwo ministerstwa. Tak samo, jak urzędnika skarbowego nie będzie interesowało to, czy Kowalski będzie miał pieniądze na zapłacenie należnego podatku, czy też nie.