Ostatnie powieści Iana McEwana, pisarza niegdyś posądzanego o epatowanie brzydotą, nawiązują bez osłonek do science fiction. Nie należą stricte do tego gatunku, ale są przykładem sięgania po rekwizyty z magazynu SF, aby wzbogacać nimi prozę głównego nurtu. Nie ma żadnego uzasadnienia, aby właśnie teraz zająć się np. robotyką, tylekroć opisywaną przez fantastów z Isaaciem Asimovem na czele i jego powieścią „Ja, robot". A jednak McEwan uznał to zadanie literackie za pilne i nie zważając, że zagadnienie tylekroć już opiewano, poświęcił mu najnowszą powieść „Maszyny takie jak ja".
Rzecz dzieje się „w jesieni XX wieku" i w rzeczywistości odmiennej w porównaniu z naszą. Specjalista od łamania kodów Alan Turing nie popełnił samobójstwa, lecz zajął się z pożytkiem sztuczną inteligencją. Reaktywowali się Beatlesi, „Paragraf 22" Hellera ukazał się jako „Paragraf 18" (tak pierwotnie planował autor), a korpus ekspedycyjny na Falklandy po sromotnej klęsce wraca okryty hańbą (przypomnę, że w naszej rzeczywistości Anglicy odnieśli druzgocące zwycięstwo). Premier Thatcher opuszcza Downing Street 10. Nauka i technologia są już jednak na takim poziomie, że pewna firma wypuszcza sztucznych ludzi, których można nabyć, jeśli ktoś ma pieniądze.
Rychło okazuje się, że o żadnym partnerstwie między maszynami a ludźmi nie może być mowy. Cyborgi blokują wyłączniki, którymi można było je unieruchomić, łączą się potajemnie z internetem i bazami danych, wertują elektroniczne dokumenty na temat swych właścicieli. O mrzonce o służeniu człowiekowi, można zapomnieć. Jest to ten moment w historii, kiedy wybrany sektor ludzkości styka się po raz pierwszy z inteligencją maszynową i zaczyna pojmować, jakie to zagrożenie dla leniwego, bezmyślnego, taplającego się w głupocie rodzaju ludzkiego. Ale zarazem wiele Adamów i Ew z tej pierwszej generacji popełnia samobójstwa przez wyłączenie wyższych funkcji swojej świadomości. Albo ogarnia ich martwica, albo egzystują dalej jak rośliny. Nie są w stanie wytrzymać ze swoją czystą, nieskażoną psychiką wśród cywilizacji z jej przywarami.
Oto dlaczego McEwan wziął na warsztat temat sztucznych ludzi. Z takim postawieniem sprawy nie spotkałem się dotąd w obfitym piśmiennictwie poświęconym tej kwestii. Nie prawa robotyki Asimova kształtują ich zachowanie, ale np. niezdolność do kłamstwa, wynikła w dużej mierze z trudności z zakodowaniem go Adamom i Ewom. „Nie zbudowano nas, byśmy rozumiały kłamstwo", brzmi motto z Kiplinga otwierające książkę. Umiłowanie prawdy jest u nich tak daleko posunięte, że dozwala nawet działać na szkodę właścicieli, którzy mają na sumieniu różne grzeszki.