Propaganda to nieodłączne narzędzie wojny. Za siłą powinna iść bowiem racja, a przemoc nie przekonuje do racji – jest barbarzyńskim udowadnianiem przewagi. Skuteczna propaganda potrafi więcej, przekonać do racji bez odwoływania się do przemocy. Jest w tej mierze ewolucją dyplomacji – obie mają zbieżne cele, lecz jakże różne metody. Myliłby się ten, kto sądzi, że jest ona wymysłem współczesności, dzieckiem XIX-wiecznych totalitaryzmów – były one tylko, albo aż, jej złowrogim rozwinięciem. Nawet w powiedzeniu o tym, że to zwycięzcy piszą historię, kryje się prawda o propagandzie – opowieść o przeszłości, a za nią i pamięć o niej, jest bowiem obrazem w przekrzywionym lustrze. Czasami ciężko wręcz dociec, kto je przekrzywił i dlaczego. I to może jest największym wyzwaniem historyków – nie tyle ustalenie prawdy, co pokazanie co prawdą nie jest.
Totalitaryzmy doprowadziły z pewnością do zdyskredytowania pojęcia propagandy. Choć przecież czymże innym jest marketing, jak wykorzystaniem jej narzędzi w celach czysto ekonomicznych. W przypadku konfliktów czy dyplomacji zastąpiło ją eufemistyczne sformułowanie o „prowadzeniu narracji”. Dlatego konfliktowi w strefie Gazy, którego światkami byliśmy w maju tego roku nie towarzyszyła już ofensywa propagandowa, ale „wojna na narrację”. Zdaniem wielu zwycięsko wyszli z niej Palestyńczycy – jako strona słabsza. Zdaniem innych Izrael odwołujący się raczej do tego, że prawo jest po jego stronie. Obie strony w tej „wojnie na narracje” mocno odwoływały się do emocji. A gdzie lepiej i bez zbędnych pośredników odwołać się dziś do emocji niż w mediach społecznościowych? Możliwe, że to tam powstał najważniejszy front tego starcia. To tam obie strony starały się przekonać do swoich racji światową opinię publiczną.
W najbliższym „Plusie Minusie” pisze o tym Artur Bartkiewicz w tekście „Wojna na zdjęcia i emocje”. A w podcaście „Posłuchaj, Plus Minus” o propagandowej warstwie konfliktu rozmawiają Hubert Salik i Michał Płociński.