Gattuso w drużynie Tuska

Wchodzisz na stadion, słyszysz ten ryk, gwizdek, jesteś w innym świecie. To oszałamiające. Uwielbiam to. A polityka jest jak sport. Tyle że budzisz się z nią i zasypiasz, jesteś w niej cały czas – Grzegorzowi Schetynie błyszczą oczy, gdy mówi o swoich pasjach. – Czym jest dla ciebie polityka? – Życiem, wszystkim. Ja oddycham polityką – mówi.

Aktualizacja: 02.11.2007 17:04 Publikacja: 02.11.2007 16:55

Gattuso w drużynie Tuska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

W Platformie rządzi dziś niemal wszystkimi. Poza Donaldem Tuskiem, którego jest przybocznym. Wykonuje każde jego polecenie. Ale nie jest kapciowym jak Wachowski.

Bo tak naprawdę on trzyma w ręku partię, struktury. Tusk zna jego wady, ale wie, że Schetyna jest mu niezbędny. Teraz zostanie wicepremierem i szefem najpotężniejszego ministerstwa. Będzie panował nad policją i cała państwową administracją.

Ciekawe, że niemal każdy, z kim zaczynam rozmowę o Schetynie, zaczyna mówić o piłce nożnej. – Niech pan zapyta dziennikarzy sportowych, jaki jest włoski piłkarz Gennaro Gattuso. Będzie pan miał obraz Schetyny – radzi mi jeden ze znanych posłów.

Dzwonię do Mirka Żukowskiego, szefa działu sportowego "Rzeczpospolitej".Nie mówię, że chodzi o Schetynę. Pytam, jaki jest Gattuso: – Zasłynął z jednego powiedzenia: "nie biorę jeńców". Bo on przeciwników niszczy od razu. To facet, który atakuje bez pardonu, biega po boisku przez 120 minut, nigdy się nie męczy, jest jak pitbull. Nie lituje się nad nikim, jak trzeba złamać nogę, to ją łamie. Nie jest zainteresowany tym, żeby samemu grać, on zrobi wszystko, by przeciwnik nie mógł grać. Jest straszny. Ale każdy trener marzy, żeby mieć go w swojej drużynie.

Może ten opis jest trochę przesadzony, ale tak sekretarza generalnego partii, a wkrótce wicepremiera rządu i szefa policji i całej państwowej administracji, widzą jego koledzy.

"To mój najlepszy nosorożec" – zwykł o nim mówić Donald Tusk.

Kiedy na jednym z posiedzeń partyjnych sprzeciwiano się, by Schetyna pełnił tak wysoką funkcję w partii, Tusk mówił: "Zdaję sobie sprawę z jego słabości, ale on wykonuje wielką pracę na co dzień i nie wyobrażam sobie, żeby Grzegorz w partii nie był sekretarzem generalnym". Mówił jak trener o Gattuso.

Jakie są te słabości? Pytam Bogdana Zdrojewskiego, szefa Klubu Platformy: – Z jednej strony to niezwykle sprawny działacz partyjny z dużą umiejętnością korzystania z siły. Z drugiej jego słabą stroną jest niechęć do żmudnej pracy i przekonywania racjami merytorycznymi. Nie lubi w tej materii marnotrawić czasu – przekonuje.

Schetyna nie mówi głośno źle o Zdrojewskim. Ale między obu panami, jak mówią niektórzy, nie ma dymu ani ognia, ale jest tlenek węgla – gaz niewidoczny, ale śmiertelny.

"Bezwzględny, twardy, skuteczny" – trzy słowa padają niemal u wszystkich moich rozmówców. – Każda partia musi być profesjonalnie zarządzana. Prócz szefa musi mieć partyjnego urzędnika, takiego policjanta pilnującego porządku. I Grzegorz tę rolę bardzo dobrze odgrywa – broni go Julia Pitera. – On jest ostrym graczem. Ale ja lubię ludzi zdecydowanych.

Mirosław Drzewiecki: – To typ bojownika i przywódcy. Umie podejmować decyzje i nie boi się tego robić.

– Twardości nauczył mnie sport – tłumaczy sam Schetyna. – Tam trzeba grać, walczyć, być dobrze zorganizowanym, być w drużynie. Nie można ustępować.

W lutym 1995 roku został prezesem drużyny koszykarskiej Śląsk Wrocław. Doszło wtedy do buntu koszykarzy. Pięciu najlepszych graczy chciało wyrzucić trenera. – Oni mi powiedzieli, że to zawodnicy mają decydować o tym, kto będzie trenerem – wspomina. – Wyrzuciłem wszystkich pięciu. Wzięli zwolnienia lekarskie i na najbliższym meczu siedzieli na trybunie. A myśmy przegrali z juniorami. Był upadek. Gazety pisały, że zniszczyłem koszykówkę we Wrocławiu. A ja wiedziałem, że tak nie może być. W następnym sezonie zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Żeby wygrywać, trzeba być twardym – powtarza. – Musi być współpraca zawodników, pełna lojalność. Gra zespołowa. I musi być lider – wylicza.

Walczył ostro z Janem Rokitą. Schetyna twierdzi, że konfliktu nie było, a Rokita nie chce w ogóle o nim mówić publicznie. Ale poza nimi dwoma nikt w partii nie ukrywa, że to była wojna.

– To była męska obustronna zazdrość o wpływy u przewodniczącego – twierdzi Mirosław Drzewiecki, bliski współpracownik Schetyny, jeden z członków dworu.

– Konflikt dwóch silnych osobowości o pozycję człowieka numer dwa w partii – przyznaje jeden z bliskich znajomych Rokity.

Drzewiecki opowiada, jak to Rokita siedział z Tuskiem i pił z nim wino przez kilka godzin. – Schetynę serce bolało, że to nie on. Potem przychodził do Donalda i mu mówił. Tyle z nim siedziałeś, a dla nas masz tylko 40 minut... – wspomina. Ale przede wszystkim podkreśla silne różnice osobowościowe obu polityków. – Grzegorz jest bardzo konkretny i pragmatyczny. Każdy dzień musi oznaczać załatwioną sprawę. A Janek jest zatopiony w ideach – mówi.

Sympatycy Rokity często opowiadali, jak to Schetyna miał przekonywać Tuska, że bez Rokity partia da sobie radę. Jakiś czas temu nawet zamówiono badania, z których wynikało, że po odejściu Rokity z Platformy partia wizerunkowo wiele nie straci. Te badania to był ciężki oręż w ręku Schetyny. Miał powtarzać Tuskowi, że Rokita spiskuje i chce rozbić partię.

A Schetyna tłumaczy wszystko tym, że "Janek był solistą", a "partia musi działać jak drużyna".

– Nie walczyłem z nim wcale. Ustąpiłem mu, bo w końcu zrozumiałem, że czasem trzeba ustępować, trochę już dojrzałem – uśmiecha się. Ale tak naprawdę ustąpił Rokicie dopiero wtedy, gdy ten zagroził odejściem z partii. Najpierw chciał go zepchnąć na listę podkarpacką. W końcu oddał mu Kraków. Na koniec Rokita sam zrezygnował.

– Nie może być kilku liderów – tłumaczy Schetyna. – Lider jest jeden i piłka jest jedna. Janek by chciał, żeby każdy grał swoją piłką – mówi.

Sławomir Nitras był bardzo bliskim współpracownikiem Rokity. – Grzesiek traktował wojnę z Jankiem jako wojnę obronną. On uważał, że Janek zagraża Donaldowi, a on musi go bronić. Bo dla Donalda zrobi wszystko – tłumaczy.

Dziś sprawa jest jasna. Ta bitwa została zakończona. Rokita jest poza polityką, a Schetyna będzie wicepremierem. Okazał się bardziej skuteczny. Stoczył już niejedną taką bitwę. Kiedyś prowadził nieustanne boje z legendą podziemnego Wrocławia Władysławem Frasyniukiem.

– We Wrocławiu mówiło się, że kto chce pięknie ginąć na barykadzie, to z Frasyniukiem, a kto chce wygrywać, nawet brzydko, to ze Schetyną – mówi Stanisław Huskowski, poseł PO.

Wrocławianie wspominają, jak na posiedzeniu władz Unii Wolności starł się kiedyś z Frasyniukiem. Obaj wrzeszczeli: "Bo ci przypierdolę!". Krewkich polityków musieli rozdzielać dostojni profesorowie, starsza gwardia wrocławskiej Unii.

W Platformie wojował też z Piskorskim. Razem z Tuskiem uznał, że Piskorski źle robi Platformie, po aferach z "układem warszawskim" postanowił go usunąć. Od takich zadań jest Grzegorz Schetyna. I Piskorski został pokonany, choć sam grał bardzo ostro i do końca. – Pamiętam, jak to z nim robili. Stopniowa, metodyczna egzekucja na zimno. Siedzieliśmy kiedyś razem w pokoju. Wszedł Paweł, oni siedzieli. Paweł cały czas stał. Nikt nie powiedział mu, by usiadł. Coś do nich mówił, tłumaczył, oni odpowiadali z niechęcią, jak do natrętnego kelnera – wspomina jeden z polityków PO.

Sławomir Nitras: – To facet, który uwielbia męską walkę. Jak ja go kopnę, to nie krzyczy i nie biegnie do sędziego, ale walczy dalej. Nie upada – mówi.

Charakteru uczyło go nie tylko boisko. Za komuny Wrocław był twierdzą opozycji. Uliczne walki były tam chyba najzacieklejsze w Polsce. – To była rzeźnia, butelki, benzyna, tam było wszystko – wspomina Schetyna. – Budowaliśmy barykady. Uważałem, że walka na ulicy to obowiązek. Biło się pieć tysięcy ludzi, a przecież we Wrocławiu mieszkało 600 tys. Gdzie jest reszta, pytałem.

Był zdecydowanym antykomunistą. W podziemiu trafił do Solidarności Walczącej Kornela Morawieckiego. To była najbardziej radykalna podziemna organizacja. – Tam się uczyłem organizacji, gubienia ogonów, zapamiętywania telefonów. Zajmowałem się kontaktem z regionami. Potem był NZS, a następnie Okrągły Stół. Schetyna nie chciał do niego usiąść. Jego miejsce z ramienia NZS zajął... Mariusz Kamiński, równie radykalny działacz.

– Pamiętam go z tamtych czasów – mówił Paweł Zalewski, ówczesny działacz NZS, dziś polityk PiS. – Był już wtedy bardzo ukształtowany, o solidnych, konserwatywnych poglądach. Wiedział, czego chce – wspomina. Współpracę z nim chwali sobie zresztą do dziś.

We Wrocławiu pamiętają dobrze zachowanie Schetyny, gdy przyjechał tam Lech Wałęsa w 1989 roku. – Sala Nehringa na polonistyce. Wszyscy niemal na klęczkach. To był wtedy bóg. A Schetyna wyszedł i powiedział: "Jak pan mógł nas zostawić? "Solidarność" pan załatwił, a dlaczego nie załatwiliście rejestracji NZS?". Na sali konsternacja. – Zepsuł powietrze, ale zaimponował wszystkim odwagą – wspomina jeden z uczestników tamtego spotkania.

W wolnej Polsce szybko został wicewojewodą. Jak twierdzi Stanisław Huskowski, szybko owinął sobie wojewodę wokół palca. – Ja lubię proste, jasne cele. Wtedy mieliśmy zdekomunizować urząd. Wyrzuciłem od razu 250 urzędników. Tam była prawdziwa dekomunizacja – opowiada.

Skąd antykomunizm? – Rodzina w AK. W domu było słuchanie Wolnej Europy. Pamiętam, jak ojciec burczał, kiedy włączał radio. Bo sąsiad był milicjantem. Jak miałem osiem lat, rodzice zabrali mnie do Warszawy na rocznicę powstania warszawskiego. Jak miałem 12 lat, pojechałem pod Monte Cassino. Rodzina pochodziła ze Lwowa. W 1973 roku pojechaliśmy tam. Pamiętam do dziś Cmentarz Łyczakowski. Potem w stanie wojenny brat prowadził Wszechnicę Książkową i razem z żoną zostali internowani. Ich dziecko zostało samo. To był dla mnie szok. Potem wyjechał do USA, kiedy miałem 19 – 20 lat. To był kolejny szok. Pomyślałem wtedy, że nie chcę, żeby taka była Polska – wspomina.

Dziś kręci go polityka, władza. Przyznaje to sam. Ale zaraz dodaje, że tak naprawdę chodzi o to, żeby zmienić Polskę. – Uwielbiam wygrywać, uwielbiam wielkie projekty. Kręci mnie możliwość zmiany rzeczywistości, wpływania na nią. Chcę zbudować dobry rząd. Chcę, żeby to Euro się udało. Chcę zmienić kraj – mówi o tym z taką samą pasją, z jaką opowiada o bieganiu za piłką.

– To nie są ludzie bez poglądów – przyznaje Sławomir Nitras. – Ale mają też taki swobodny styl życia.

Styl Schetyny wywołuje w partii ogromne emocje. Niemal wszyscy go cenią za skuteczność. Ale ma wielu przeciwników. Mówią o nim na przemian z szacunkiem i odrazą. Proszą o anonimowość.

Poseł A: – Bezwzględnie niszczy wszystkich konkurentów. Jego jedynym celem jest utrzymanie władzy nad partią. Władzy nad słabszymi od siebie.

Poseł B: – Jest mściwy. Egzekucja odbywa się na zimno. Retorsje nigdy nie są adekwatne do czynu. Zawsze są wyższe. Jak już odda i oceni, że "jest oddane", to uznaje sprawę za zamkniętą. I gramy dalej.

Poseł C: – Wymaga stuprocentowego posłuszeństwa. Najpierw się zaprzyjaźnia, chce się zblatować, najchętniej upić, a potem podporządkować sobie. Kto się da całkiem złamać, to go wykorzysta, ale nie szanuje. Opornych i słabych zrównuje z ziemią, żeby złamać kręgosłup.

Poseł D: – Kto nie jest jego pachołkiem, nie jest wart zachodu – tak mówią o nim we Wrocławiu.

Poseł E: – Kiedyś weszliśmy w zwarcie. Krzyczał na mnie ostro, zrobił ordynarną awanturę. A ja mu popatrzyłem w oczy i odpowiedziałem: "Nie boję się ciebie". I już nigdy więcej nie krzyczał.

Schetyna dobrze rozumie zasady polityki i zasady działania władzy. Wie, kto jest nad nim, ale i wie, kto jest pod nim. I wie, kogo szanować, a kogo nie. Sam się zarzeka, że ceni twardych, myślących ludzi.

Potwierdza to częściowo opowieść Jarosława Gowina: – Miałem z nim kiedyś rozmowę. Powiedziałem mu: "Ja nie fauluję pierwszy, ale nigdy nie odstawiam nogi". To taki piłkarski zwrot. On to zrozumiał. Bo nogę odstawia ten, kto za wszelką cenę unika faulu, boi się twardej gry. A ja tego nie unikam. Od tego czasu nasze relacje wyraźnie się poprawiły – mówi.

Przez ostatnie półtora roku, do zwycięskich wyborów, pozycja Donalda Tuska nie była zawsze tak silna jak Jarosława Kaczyńskiego w PiS. Ale w zarządzaniu partią pomagała i pomaga mu nieformalna grupa polityków nazywana przez nich samych przyjaciółmi, przez innych dworem. I oba określenia są dość prawdziwe. Drzewiecki, Nowak, Graś, no i najważniejszy – on, Schetyna. Kochają politykę, piłkę nożną, lubią wino. Spotykają się codziennie wieczorem. Czasem o 22, a czasem o północy. Już bez krawatów, na luzie, czasem przy winie. Omawiają, jak minął dzień, współpracownicy relacjonują Tuskowi, co się działo w mediach, jakie były komentarze, co poszło dobrze, a co źle. I planują następny dzień. Chyba że jest ważny mecz. Wtedy razem oglądają. Albo wyskakują pograć.

Oni sami uważają to za naturalne. Innych ważnych ludzi w partii szlag trafia. Bo wiedzą, że tak naprawdę decyzje zapadają w tym wąskim, nieformalnym gronie.

Dwór stanowi naturalną ochronę Tuska. To oni organizują mu spotkania, dostarczają informacji. – Donald musi mieć taki firewall – tłumaczy poseł Nitras. Bardziej niechętni dworowi zarzucają im, że dawkują szefowi informacje i mówią mu tylko to, co chcą, żeby wiedział.

Julia Pitera: – Pytanie, czy oni mu dozują informacje po to, by miał lepsze samopoczucie, czy po to, by mógł dobrze funkcjonować? Nie słyszałam o żadnych konkretnych zarzutach. Co niby mieliby blokować?

Charakterystyczny był jeden z dni, podczas których zapadały decyzje o składzie rządu. Różni ważni posłowie chodzili po Sejmie, nagabywani przez dziennikarzy i robili dobre miny do złej gry. Tłumaczyli, że rozmowy idą w dobrym kierunku. A sami nie mieli pojęcia, co się dzieje. "Siedzą zamknięci Donald, Grzesiek i Drzewko" – szeptali między sobą – podobno zmieniają decyzję co chwila. Idą od ściany do ściany. Nikt nic nie wie.

– To normalne w takich sytuacjach. A co, mieliśmy otwarcie toczyć debatę? – dziwi się Schetyna. – Chcieliśmy tym razem zrobić to szybko i skutecznie. Rozmowy i ustalenia dzięki temu idą szybko i sprawnie. A z władzą dworu to jeden wielki mit. My spotykamy się, owszem, dyskutujemy, często nie zgadzamy się ze sobą, ale potem zawsze zwołujemy zarząd i statutowe władze decydują. My na zarządzie już się nie odzywamy. Oni decydują – tłumaczy.

– Jesteśmy grupą przyjaciół – mówi Drzewiecki. – Dyskutujemy, bo to pomaga Donaldowi podjąć decyzję. A Grzesiek ma niezwykły instynkt polityczny. Jego intuicja często się sprawdza – przekonuje. Jakiś przykład? – Dwa i pół roku temu były wybory do Parlamentu Europejskiego. Schetyna chciał, żeby porozmawiać z Buzkiem i wystawić go w wyborach. Wszyscy byliśmy temu przeciwni. Mówiliśmy, że to AWS, zgrana karta. On jeden był za. I okazało się, że Buzek uzyskał najlepszy wynik w Polsce.

– Ludzie dworu nie opuszczają Tuska nawet na chwilę. Mają taki system, że wymieniają się między sobą, żeby zawsze ktoś przy nim był – opowiada jeden z posłów. Dworzanie śmieją się, że to bzdura.

Podaję przykład opowiedziany mi przez jednego polityka: "Siadam naprzeciwko Tuska zaproszony na spotkanie w cztery oczy. Nagle drzwi się otwierają i wchodzą: Schetyna, a za nim Graś, Drzewiecki, Nowak, i Grupiński. Siadają za moimi plecami. Nic nie mówią. Mu rozmawiamy dalej. Po co oni tam przyszli?

Pytam o to Drzewieckiego. Wybucha śmiechem. – Czasem jest tak, że Donald daje sygnał, żebyśmy wjechali, bo spotkanie jest nudne i trzeba skrócić jego męki. No to wtedy wjeżdżamy.

Schetyna twierdzi, że takie sytuacje w ogóle nie mają miejsca.

Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę trzyma razem niezwykła więź. – Grzegorz rozumie, że nie jest politykiem kompletnym, że nie ma charyzmy lidera, więc gra w drugiej linii. Wie, że musi pracować na kogoś – mówi jeden z jego znajomych. A Tusk z kolei rozumie, że aby partia działała sprawnie, musi w stu procentach panować nad aparatem. Sam tego jednak nie zrobi. I nad aparatem panuje Schetyna. Bardzo skutecznie. Obaj są sobie potrzebni. A do tego doskonale się rozumieją i lubią. Mają podobne pasje.

Sławomir Nitras twierdzi, że Schetyna ma ogromny wpływ na Tuska, choć nie we wszystkim. – Donald wie, gdzie jest granica – tłumaczy. – Jest duża sfera, w której jest całkowicie samodzielny. Jak Donald ma inne zdanie, to Grzesiek nie dyskutuje – mówi.

Jarosław Gowin opowiada, jak kiedyś był atakowany przez Schetynę podczas partyjnej nasiadówy w Białymstoku. – Broniłem się twardo i mówiłem o dworze wokół przewodniczącego. On mnie bardzo ostro krytykował. Powiedział, że o przyjaciołach Rokity mówi się "środowisko Rokity" a o tych drugich, że to "dwór Tuska". I zobaczyłem wtedy w jego oczach ból. To był ból przyjaciela Tuska. Bo między nimi jest chyba prawdziwa przyjaźń – mówi.

Teraz obaj przyjaciele doszli do szczytu. Jeden z nich zostanie szefem rządu, drugi wiceszefem. Obaj dobrze poznali mechanizmy sprawowania władzy i walki o nią. Te mechanizmy bywają zaskakujące.

Ostatnią rozmowę na temat Grzegorza Schetyny i jego metod działania odbywam w sejmowej restauracji z dość znanym posłem. – Co pan się tak dziwi? My naprawdę chcemy zmienić Polskę. Ale to jest polityka, tu trzeba walczyć non stop. To nie jest zabawa dla grzecznych chłopców. Chwila nieuwagi i nóż wbity w plecy. Żeby zmienić Polskę, trzeba najpierw zbudować sobie pozycję. A walka o to jest bardzo brutalna. Taka właśnie jest polityka, wie pan jak jest...

W Platformie rządzi dziś niemal wszystkimi. Poza Donaldem Tuskiem, którego jest przybocznym. Wykonuje każde jego polecenie. Ale nie jest kapciowym jak Wachowski.

Bo tak naprawdę on trzyma w ręku partię, struktury. Tusk zna jego wady, ale wie, że Schetyna jest mu niezbędny. Teraz zostanie wicepremierem i szefem najpotężniejszego ministerstwa. Będzie panował nad policją i cała państwową administracją.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy