Skąd antykomunizm? – Rodzina w AK. W domu było słuchanie Wolnej Europy. Pamiętam, jak ojciec burczał, kiedy włączał radio. Bo sąsiad był milicjantem. Jak miałem osiem lat, rodzice zabrali mnie do Warszawy na rocznicę powstania warszawskiego. Jak miałem 12 lat, pojechałem pod Monte Cassino. Rodzina pochodziła ze Lwowa. W 1973 roku pojechaliśmy tam. Pamiętam do dziś Cmentarz Łyczakowski. Potem w stanie wojenny brat prowadził Wszechnicę Książkową i razem z żoną zostali internowani. Ich dziecko zostało samo. To był dla mnie szok. Potem wyjechał do USA, kiedy miałem 19 – 20 lat. To był kolejny szok. Pomyślałem wtedy, że nie chcę, żeby taka była Polska – wspomina.
Dziś kręci go polityka, władza. Przyznaje to sam. Ale zaraz dodaje, że tak naprawdę chodzi o to, żeby zmienić Polskę. – Uwielbiam wygrywać, uwielbiam wielkie projekty. Kręci mnie możliwość zmiany rzeczywistości, wpływania na nią. Chcę zbudować dobry rząd. Chcę, żeby to Euro się udało. Chcę zmienić kraj – mówi o tym z taką samą pasją, z jaką opowiada o bieganiu za piłką.
– To nie są ludzie bez poglądów – przyznaje Sławomir Nitras. – Ale mają też taki swobodny styl życia.
Styl Schetyny wywołuje w partii ogromne emocje. Niemal wszyscy go cenią za skuteczność. Ale ma wielu przeciwników. Mówią o nim na przemian z szacunkiem i odrazą. Proszą o anonimowość.
Poseł A: – Bezwzględnie niszczy wszystkich konkurentów. Jego jedynym celem jest utrzymanie władzy nad partią. Władzy nad słabszymi od siebie.
Poseł B: – Jest mściwy. Egzekucja odbywa się na zimno. Retorsje nigdy nie są adekwatne do czynu. Zawsze są wyższe. Jak już odda i oceni, że "jest oddane", to uznaje sprawę za zamkniętą. I gramy dalej.
Poseł C: – Wymaga stuprocentowego posłuszeństwa. Najpierw się zaprzyjaźnia, chce się zblatować, najchętniej upić, a potem podporządkować sobie. Kto się da całkiem złamać, to go wykorzysta, ale nie szanuje. Opornych i słabych zrównuje z ziemią, żeby złamać kręgosłup.
Poseł D: – Kto nie jest jego pachołkiem, nie jest wart zachodu – tak mówią o nim we Wrocławiu.
Poseł E: – Kiedyś weszliśmy w zwarcie. Krzyczał na mnie ostro, zrobił ordynarną awanturę. A ja mu popatrzyłem w oczy i odpowiedziałem: "Nie boję się ciebie". I już nigdy więcej nie krzyczał.
Schetyna dobrze rozumie zasady polityki i zasady działania władzy. Wie, kto jest nad nim, ale i wie, kto jest pod nim. I wie, kogo szanować, a kogo nie. Sam się zarzeka, że ceni twardych, myślących ludzi.
Potwierdza to częściowo opowieść Jarosława Gowina: – Miałem z nim kiedyś rozmowę. Powiedziałem mu: "Ja nie fauluję pierwszy, ale nigdy nie odstawiam nogi". To taki piłkarski zwrot. On to zrozumiał. Bo nogę odstawia ten, kto za wszelką cenę unika faulu, boi się twardej gry. A ja tego nie unikam. Od tego czasu nasze relacje wyraźnie się poprawiły – mówi.
Przez ostatnie półtora roku, do zwycięskich wyborów, pozycja Donalda Tuska nie była zawsze tak silna jak Jarosława Kaczyńskiego w PiS. Ale w zarządzaniu partią pomagała i pomaga mu nieformalna grupa polityków nazywana przez nich samych przyjaciółmi, przez innych dworem. I oba określenia są dość prawdziwe. Drzewiecki, Nowak, Graś, no i najważniejszy – on, Schetyna. Kochają politykę, piłkę nożną, lubią wino. Spotykają się codziennie wieczorem. Czasem o 22, a czasem o północy. Już bez krawatów, na luzie, czasem przy winie. Omawiają, jak minął dzień, współpracownicy relacjonują Tuskowi, co się działo w mediach, jakie były komentarze, co poszło dobrze, a co źle. I planują następny dzień. Chyba że jest ważny mecz. Wtedy razem oglądają. Albo wyskakują pograć.
Oni sami uważają to za naturalne. Innych ważnych ludzi w partii szlag trafia. Bo wiedzą, że tak naprawdę decyzje zapadają w tym wąskim, nieformalnym gronie.
Dwór stanowi naturalną ochronę Tuska. To oni organizują mu spotkania, dostarczają informacji. – Donald musi mieć taki firewall – tłumaczy poseł Nitras. Bardziej niechętni dworowi zarzucają im, że dawkują szefowi informacje i mówią mu tylko to, co chcą, żeby wiedział.
Julia Pitera: – Pytanie, czy oni mu dozują informacje po to, by miał lepsze samopoczucie, czy po to, by mógł dobrze funkcjonować? Nie słyszałam o żadnych konkretnych zarzutach. Co niby mieliby blokować?
Charakterystyczny był jeden z dni, podczas których zapadały decyzje o składzie rządu. Różni ważni posłowie chodzili po Sejmie, nagabywani przez dziennikarzy i robili dobre miny do złej gry. Tłumaczyli, że rozmowy idą w dobrym kierunku. A sami nie mieli pojęcia, co się dzieje. "Siedzą zamknięci Donald, Grzesiek i Drzewko" – szeptali między sobą – podobno zmieniają decyzję co chwila. Idą od ściany do ściany. Nikt nic nie wie.
– To normalne w takich sytuacjach. A co, mieliśmy otwarcie toczyć debatę? – dziwi się Schetyna. – Chcieliśmy tym razem zrobić to szybko i skutecznie. Rozmowy i ustalenia dzięki temu idą szybko i sprawnie. A z władzą dworu to jeden wielki mit. My spotykamy się, owszem, dyskutujemy, często nie zgadzamy się ze sobą, ale potem zawsze zwołujemy zarząd i statutowe władze decydują. My na zarządzie już się nie odzywamy. Oni decydują – tłumaczy.
– Jesteśmy grupą przyjaciół – mówi Drzewiecki. – Dyskutujemy, bo to pomaga Donaldowi podjąć decyzję. A Grzesiek ma niezwykły instynkt polityczny. Jego intuicja często się sprawdza – przekonuje. Jakiś przykład? – Dwa i pół roku temu były wybory do Parlamentu Europejskiego. Schetyna chciał, żeby porozmawiać z Buzkiem i wystawić go w wyborach. Wszyscy byliśmy temu przeciwni. Mówiliśmy, że to AWS, zgrana karta. On jeden był za. I okazało się, że Buzek uzyskał najlepszy wynik w Polsce.
– Ludzie dworu nie opuszczają Tuska nawet na chwilę. Mają taki system, że wymieniają się między sobą, żeby zawsze ktoś przy nim był – opowiada jeden z posłów. Dworzanie śmieją się, że to bzdura.
Podaję przykład opowiedziany mi przez jednego polityka: "Siadam naprzeciwko Tuska zaproszony na spotkanie w cztery oczy. Nagle drzwi się otwierają i wchodzą: Schetyna, a za nim Graś, Drzewiecki, Nowak, i Grupiński. Siadają za moimi plecami. Nic nie mówią. Mu rozmawiamy dalej. Po co oni tam przyszli?
Pytam o to Drzewieckiego. Wybucha śmiechem. – Czasem jest tak, że Donald daje sygnał, żebyśmy wjechali, bo spotkanie jest nudne i trzeba skrócić jego męki. No to wtedy wjeżdżamy.
Schetyna twierdzi, że takie sytuacje w ogóle nie mają miejsca.
Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę trzyma razem niezwykła więź. – Grzegorz rozumie, że nie jest politykiem kompletnym, że nie ma charyzmy lidera, więc gra w drugiej linii. Wie, że musi pracować na kogoś – mówi jeden z jego znajomych. A Tusk z kolei rozumie, że aby partia działała sprawnie, musi w stu procentach panować nad aparatem. Sam tego jednak nie zrobi. I nad aparatem panuje Schetyna. Bardzo skutecznie. Obaj są sobie potrzebni. A do tego doskonale się rozumieją i lubią. Mają podobne pasje.
Sławomir Nitras twierdzi, że Schetyna ma ogromny wpływ na Tuska, choć nie we wszystkim. – Donald wie, gdzie jest granica – tłumaczy. – Jest duża sfera, w której jest całkowicie samodzielny. Jak Donald ma inne zdanie, to Grzesiek nie dyskutuje – mówi.
Jarosław Gowin opowiada, jak kiedyś był atakowany przez Schetynę podczas partyjnej nasiadówy w Białymstoku. – Broniłem się twardo i mówiłem o dworze wokół przewodniczącego. On mnie bardzo ostro krytykował. Powiedział, że o przyjaciołach Rokity mówi się "środowisko Rokity" a o tych drugich, że to "dwór Tuska". I zobaczyłem wtedy w jego oczach ból. To był ból przyjaciela Tuska. Bo między nimi jest chyba prawdziwa przyjaźń – mówi.
Teraz obaj przyjaciele doszli do szczytu. Jeden z nich zostanie szefem rządu, drugi wiceszefem. Obaj dobrze poznali mechanizmy sprawowania władzy i walki o nią. Te mechanizmy bywają zaskakujące.
Ostatnią rozmowę na temat Grzegorza Schetyny i jego metod działania odbywam w sejmowej restauracji z dość znanym posłem. – Co pan się tak dziwi? My naprawdę chcemy zmienić Polskę. Ale to jest polityka, tu trzeba walczyć non stop. To nie jest zabawa dla grzecznych chłopców. Chwila nieuwagi i nóż wbity w plecy. Żeby zmienić Polskę, trzeba najpierw zbudować sobie pozycję. A walka o to jest bardzo brutalna. Taka właśnie jest polityka, wie pan jak jest...