Oslofjord – poszarpany, pagórkowaty brzeg, mnóstwo skalistych, częściowo pokrytych roślinnością wysepek. To właśnie tędy 70 lat temu płynął zespół okrętów niemieckich z ciężkim krążownikiem „Blücher” na czele. Gdyby dotarł do Oslo, w ręce Niemców wpadłby król i rząd. Na szczęście Norwegowie zatopili „Blüchera”, a cały zespół odpłynął. Jednak nie wszędzie obrona była tak skuteczna. W położonym w zachodniej części Oslofjordu mieście Horten ważna baza norweskiej marynarki poddała się błyskawicznie.
– Niemcy zagrozili zbombardowaniem miasta i komendant bazy im uległ – opowiada komandor Hans Petter Oset, szef Muzeum Marynarki Wojennej mieszczącego się obok portu. I podkreśla, że Norwegia nie była przygotowana do odparcia napaści. – Po ataku na Polskę we wrześniu 1939 roku postanowiliśmy być neutralni. Nastawiliśmy się na ochronę swojej neutralności, a nie na ewentualną obronę – dodaje.
Norwegia marynarkę wojenną tradycyjnie miała silną, podobnie jak jednostki obrony wybrzeża. Ale, paradoksalnie, potężne działa 280 milimetrów o nazwach „Mojżesz” i „Aaron” położonego pośrodku Oslofjordu fortu Oscarsborg, które przyczyniły się do zatopienia „Blüchera”, były odstawione do rezerwy.
– Dowódca Oscarsborgu, pułkownik Birger Eriksen, wielokrotnie prosił dowództwo o instrukcje. Ale ich nie dostał. Gdyby nie pomoc rezerwistów, którzy samorzutnie włączyli się do obrony, armaty nigdy by nie wystrzeliły – mówi Truls Velgaard, były szef gazety „Fredrikstad Blad” wydawanej w mieście położonym po drugiej niż Horten stronie Oslofjordu i były prezes Presspubliki (wydawcy „Rzeczpospolitej”). – Bo rząd kierował się polityką „złamanego karabinu” – podkreśla.
[srodtytul]Lewica i pacyfizm[/srodtytul]
Pod koniec lat 30. ubiegłego stulecia Norwegią rządziła lewica. – Partia Pracy ściśle współpracowała z międzynarodowym ruchem socjalistycznym i uznawała, że wojna jest rezultatem systemu kapitalistycznego. A robotnicy nie powinni się w to angażować – mówi Velgaard.