Weterani Wehrmachtu nie chwalili się albumami po wojnie, ale też ich nie niszczyli. Gdy po śmierci dziadków młodzi, porządkując rzeczy po zmarłych, zaglądali do znalezionych albumów, to oprócz banalnych wojskowych scenek znajdowali zdjęcia np. z pacyfikacji Polski czy Białorusi, od których włosy stawały im na głowie. Ale nawet jeśli w zbiorach nie było świadectw zbrodni, a tylko migawki z okupowanych terenów, potrafiły one pokazywać, jak bardzo propaganda III Rzeszy wpływała na myślenie prostych szeregowców, którzy podbijali Europę.
Ten fenomen nie byłby możliwy, gdyby nie pewna ważna okoliczność. Po pierwsze w latach 30. rozpowszechniły się tanie modele aparatów, spadły ceny klisz i ich obróbka. Fotografię lansowano w Hitlerjugend jako element Heimatkunde – wiedzy o ojczyźnie. Jak głosił slogan z lat 30., „Deutschland ist ein Fotoland”.
Nic dziwnego, że w 1939 r. zarówno niemieccy oficerowie, jak i zwykli żołnierze, wyruszając na wojnę, brali ze sobą aparaty. Większość zdjęć to obrazki z życia oddziału, realia frontu i migawki turystyczne – egzotyczni tubylcy, charakterystyczne zabytki czy miejscowe piękności. Ale między typowymi zdjęciami z albumów uwagę przykuwają zdjęcia – inspiracje nazistowskiej propagandy.
Na żołnierzy jako wzór oddziaływały ilustrowane magazyny, w których swoje zdjęcia publikowała czołówka fotoreporterów goebbelsowskiej „Propaganda Abteilung”. Tak oto fotki żołnierzy powtarzały motywy wymyślane przez nazistowskich speców od sterowania nienawiścią.
I tak w ujęciach z Polski zajmowanej we wrześniu 1939 roku widzimy zdjęcia Żydów. Oczywiście pewną rolę odgrywał tu egzotyzm, tzw. Ostjude – chałaty, pejsy, lisie czapy, długie brody. Ale podpisy bywają już pełne jadu. Częstym motywem są zdjęcia kolumn roboczych tworzonych przez Niemców z Żydów, którym demonstracyjnie kazano sprzątać place lub odgruzowywać ruiny. W albumie ze zdjęciami z Ożarowa podpis brzmi: „wzięci do niewoli Żydzi” – autora zdaje się nie dziwić branie cywilów do niewoli. Są też „ironiczne” podpisy: „Nareszcie zajmą się pracą”.
W wypadku zdjęć kolumn polskich jeńców co rusz powtarza się nawiązanie do nagłośnionego przez Goebbelsa rzekomego hasła marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, że w razie wojny polskie wojsko w trzy dni będzie w Berlinie. „Mieli być w trzy dni w Berlinie jako zdobywcy – będą tam za trzy dni jako jeńcy”.
Inwazja na Francję to wysyp zdjęć z wziętymi do niewoli czarnoskórymi żołnierzami: „To oni mieli zbawić Grande Nation” czy „Wielki obrońca dumnej Francji”.
W miarę upływu czasu wzrasta poziom brutalności zdjęć. Fotografowanie jeńców lub tubylców podkreślało status „uebermenscha”. Fotografowani boją się i kornie pozują do zdjęć. Powraca znany z września 1939 roku antysemityzm. „Żydzi są u siebie także tu” – tak brzmi podpis żołnierza Friedricha Bilgesa pod zdjęciem ze zdobytego w 1941 roku Smoleńska.
A tuż obok album ze zdjęciem, które na pierwszy rzut oka wygląda jak obrazek wiejskiej idylli. Młoda ukraińska chłopka przechodzi przez strumyk. Dopiero napis z tyłu zdjęcia „Die Minenprobe, Doniec 1942” uświadamia grozę sytuacji. Autorzy wystawy odnaleźli odpowiedni rozkaz zalecający, aby w razie podejrzeń o zaminowanie brodu przepędzać na próbę Żydów lub osoby podejrzane o wspieranie partyzantów. W żołnierskim cynicznym żargonie ci nieszczęśnicy zwani byli Minensuchgeraet 42 (urządzenie do wykrywania min, wzór 1942).
I wreszcie te najpotworniejsze migawki „żołnierskie” – zdjęcia powieszonych partyzantów lub Żydów kopiących sobie grób.
Ale fotografowanie masakr kończy się około połowy 1943 roku. Potem nawet do najbardziej sadystycznych mózgów dochodzi myśl, że wojna może zostać przegrana i za takie fotki można odpowiedzieć.
Najwięcej dają do myślenia karty albumów, na których widać tylko plamy po kleju lub resztki oderwanej fotografii. Jak straszne mogły być na nich rzeczy, skoro ich autorzy woleli je zniszczyć po wojnie, mimo że i tak chowali albumy w najdalszych zakamarkach szaf? Tak mogły wyglądać zdjęcia z egzekucji sowieckiego partyzanta, którą uwiecznia z zapałem grupa żołnierzy Wehrmachtu. Tego zdjęcia nie było w Jenie, ale znajduje się w zbiorach berlińskiej Topografii Terroru.
„Es ist so schoene Soldat zu sein – To tak pięknie być żołnierzem” – ten napis zobaczyłem na okładce jednego z albumów, jakie oglądałem w Jenie.
[srodtytul]Skąd się wziął Hitler?[/srodtytul]
Wracam z Jeny raz jeszcze obejrzeć berlińską wystawę i odkrywam, że także w DHM są prezentowane dwa żołnierskie albumy z szowinistycznymi podpisami. Ale giną one na tyle w tłoku, że ich wcześniej nie zauważyłem. Teraz, w czasie drugiej wizyty, lepiej już rozumiem, jakich pytań nie postawili autorzy ekspozycji.
Na przykład - jak posłuszeństwo wobec wskazań Führera przekładało się na setki tysięcy małych i większych świństw, jakie Niemcy popełniali, bo nagle wolno było bezkarnie skrzywdzić tych, których reżim wykluczył ze wspólnoty narodowej czy szerzej – wyzuwał z wszelkich praw? Dlaczego posłuszeństwa Hitlerowi nie można było pokazać poprzez historię, jak czyjś donos zniszczył konkurencyjnego piekarza? Albo jak dzięki akcji „aryzacji” zdobyto małą fabryczkę? Jak dbający o partyjną karierę urzędnik zmuszał żonę, aby zgodziła się poddać upośledzone dziecko eutanazji? Jak żołnierze Wehrmachtu rabowali w Polsce w myśl hasła „Aus Polen ist alles zu Holen” (z Polski wszystko jest do zabrania)? Z takich małych łajdactw utkane były dzieje III Rzeszy.
Ale jeszcze trudniej było zdecydować się autorom wystawy na głębszą genezę przyczyn nazizmu. Z wystawy nie dowiemy się też, dlaczego Austriak Hitler wzgardził armią „liberała” cesarza Franciszka Józefa i wybrał Reichswehrę jako symbol realizacji „niemieckiej misji dziejowej”. Jaki wpływ wywrzeć mogła na Hitlerze obserwacja ekscesów Bawarskiej Republiki Rad z 1919 roku.Co wpływało na skalę poparcia dla brunatnej władzy? Dlaczego tereny katolickie dłużej opierały się wpływom nazizmu niż tereny protestanckie?
Nie twierdzę, że roztrząsanie takich kwestii jest łatwe. Z pewnością twórcy wystawy obawiali się nawrotu sporów, jakie już nieraz dzieliły niemieckich historyków, jak choćby podczas tzw. sporu historyków z połowy lat 80., gdy Ernst Nolte zadał pytanie o rolę, jaką w radykalizacji Hitlera odegrał przykład rewolucji bolszewickiej.
Te kontrowersje można mnożyć: w jakim stopniu nazizm wszedł w koleiny uformowane przez pruski militaryzm i szowinizm? Czy już Niemcy z lat I wojny światowej nie przyzwyczajały się do dyktatury pod faktyczną dyktaturą wojskowych – marszałka Paula Hindenburga i generała Ernsta Ludendorffa?
Jedynym śladem po takich rozważaniach są popiersia Fryderyka II, Bismarcka, mitycznego Zygfryda z eposu Nibelungów, Hindenburga i Mussoliniego – jako galerii herosów, z których cech upokorzeni Niemcy w latach 20. lepili sobie w marzeniach przyszłego narodowego zbawcę.
Ale owa powściągliwość wobec mitów prawicy rozciąga się i na mitologię historyczną lewicy . Nie ma na wystawie nawiązań do rozpowszechnionej lewicowej narracji o Hitlerze jako wytworze wielkiej finansjery i przemysłowców. Swoista opcja zero. Jest za to solidna i unikająca relatywizmu wystawa – kronika zbrodni dyktatora III Rzeszy. Dobre i to, ale niedosyt pozostaje.
[i]
Wystawa „Hitler i Niemcy” potrwa do 6 lutego 2011 roku. Szczegóły: [link=http://http://www.dhm.de]http://www.dhm.de[/link]
Wystawa: „Obcy w obiektywie – fotoalbumy z lat II wojny światowej” w Muzeum Miejskim w Jenie zakończy się 30 stycznia 2011.
Szczegóły: [link=http://http://www.stadtmuseum.jena.de]http://www.stadtmuseum.jena.de[/link][/i]