[b]W Polsce chyba raczej dla wędrowca, dla nieznajomego?[/b]
Bo to ładniej brzmi, niż powiedzieć, że zapraszamy do stołu naszych zmarłych. Ale na stole pojawiają się potrawy odwołujące się do świata zmarłych, choćby kutia czy kluski z makiem.
[b]Moje ulubione dania są dla zmarłych?![/b]
Mak ma w sobie zaklęty sen, czyli śmierć i życie. Wszystkie potrawy z maku mają więc taką konotację, a kutia to w ogóle specyficzna potrawa…
[b]W Polsce podawano ją dwa razy: na wigilię i właśnie w sylwestra.[/b]
Ale na Wschodzie, także we wschodniej Polsce, kutia była podawana na stypach!
[b]Przeraża mnie pani. Są inne, niepraktykowane już zwyczaje świąteczne?[/b]
Choćby taki, że dziś każda gospodyni sprząta stół po wigilii, prawda?
[b]Ano prawda.[/b]
A zgodnie z tradycją powinien on tak pozostać do następnego dnia, by owe dusze mogły spokojnie się pożywić. Poza tym pierwszy dzień świąt nie był czasem odwiedzin. Za to 1 stycznia powinniśmy się odwiedzać…
[b]A tego nie robimy, bo jesteśmy zmęczeni sylwestrem.[/b]
Tymczasem to właśnie Nowy Rok powinien być dniem, w którym podaje się uroczysty, świąteczny obiad i zaprasza gości. A jest dokładnie odwrotnie, bo my w towarzystwie spędzamy sylwestra, a dzień później odpoczywamy.
[b]Czym różni się dziś sylwester w Polsce od tego w krajach sąsiednich?[/b]
W zasadzie niczym, bo wszędzie ludzie bawią się różnie, w zależności od usposobienia i gustów muzycznych. Jedni lubią masowe zabawy na placach, inni dyskoteki, a jeszcze inni bale czy prywatki i wygląda to tak samo wszędzie.
[b]No tak, skoro w krajach arabskich są choinki…[/b]
Tym bardziej w naszym kręgu kulturowym świętowanie sylwestra różni się raczej gatunkiem otwieranego wina musującego, a nie zwyczajami.
[b]Nie dziwi pani to świętowanie na komendę z powodu zmiany daty?[/b]
To przecież umowne, tak jak i umowny jest kalendarz.
[b]Od jak dawna sam kalendarz wrył się w powszechną świadomość?[/b]
Proszę pamiętać, że chłopi dość późno poznali dokładne daty dzienne, zawiesili na ścianach kalendarze, ale przecież bardzo dokładnie potrafili funkcjonować zgodnie z rytmem natury.
[b]Do teraz tak jest w Afryce. Ludzie z dokładnością do dwóch, trzech dni potrafią przewidzieć nadejście pory deszczowej.[/b]
I tego typu życie według kalendarza było obecne od zawsze, bo człowiek, by nakarmić swoją rodzinę, musiał dokładnie poznać prawa przyrody i się z nimi jakoś ułożyć.
[b]Ale nasz kalendarz jest sztuczny.[/b]
Od razu powiedzmy, że nie ma jednego kalendarza, bo oprócz naszego gregoriańskiego miliony naszych sąsiadów korzystają w cerkwiach z kalendarza juliańskiego i kiedy my świętujemy Trzech Króli, oni dopiero mają Wigilię.
[b]
Władza sowiecka próbowała przenieść ciężar świętowania na Nowy Rok, co wywoływało konflikt, bo dla prawosławnych to czas postu przed Bożym Narodzeniem. Ale jeszcze w latach 90. świętowano tam Jołkę i Nowyj God – Choinkę i Nowy Rok. [/b]
Proszę jednak pamiętać, że pewne formy zachowań zewnętrznych, publicznych nie wymagały odrzucenia wartości, którym hołdowano. W ten sposób publicznie świętowano jołkę, a prywatnie, rodzinnie celebrowano Boże Narodzenie. Bo nie trzeba przecież nikomu się chwalić, że stawia się świeczkę przed ikoną, którą mamy w domu.
[b]To było masowe?[/b]
To trudno oszacować, ale na przykład w latach 80. w białoruskim Mińsku, w blokach z wielkiej płyty widziałam ściany przygotowane do stawiania ikon.
[b]Słucham?![/b]
Tak, były takie ściany naprzeciw wejścia. Można oczywiście powiedzieć, że to kaprys architekta, ale mieszkańcy dobrze widzieli, jak ten kaprys wykorzystać. Z jednej strony trwała oficjalna ateizacja, która oczywiście w dużym stopniu się powiodła, ale z drugiej strony było to życie prywatne, w którym religijne tradycje przetrwały.
[b]Ale kalendarz juliański i gregoriański to właściwie to samo, tyle że przesunięte o dwa tygodnie. Oba są sztuczne. Bo dlaczego 1 stycznia obchodzimy tego dnia, a nie na przykład w przesilenie zimowe, co byłoby jakoś tam naturalne?[/b]
Bo naturalny jest kalendarz solarny lub lunarny. Żeby zupełnie już zagmatwać sprawę kalendarzy, przypomnijmy, że liturgiczny nowy rok zaczyna się jeszcze wcześniej, bo cztery niedziele przed Bożym Narodzeniem.
[b]To skąd się wziął ten? Rozumiem, że Juliusz Cezar nie był chrześcijaninem…[/b]
Nie był i tu dotykamy motywacji czysto politycznych. On chciał zapanować nad całym światem rozumianym nie tylko geograficznie – chciał zapanować nad ludźmi, ich kulturą, obyczajami, czasem i stąd reforma kalendarza. To była próba ustanowienia kontroli nad wszystkimi sferami życia.
[b]Tego samego próbowano dokonać za czasów rewolucji francuskiej, ale kalendarz rewolucyjny przetrwał ledwie 12 lat.[/b]
W tym czasie kalendarz juliański czy gregoriański obowiązywał już 18 stuleci, trudno byłoby go zmienić.
[b]Sylwestry na miejskich placach gromadzą setki tysięcy ludzi.
Dziś świętujemy intensywniej?[/b]
Nie sądzę. Kiedyś sylwester był bardziej rodzinny, ale już zapusty, czyli karnawał po staropolsku, były czasem przeróżnych zabaw. Współcześnie mamy to bardzo uproszczone: jest zabawa sylwestrowa, potem bale i prywatki, ale wszystkie wyglądają bardzo podobnie.
[b]A jak wyglądały kiedyś? [/b]
One mają na tyle długą tradycję, że już w XVI wieku biskupi srożyli się, że to nie tyle zapusty, jak je wtedy nazywano, ile rozpusty. A zapusty zaczynały się po Godach.
[b]Czyli?[/b]
Gody to czas między Bożym Narodzeniem a Trzech Króli. To czas od narodzenia Jezusa do jego pojawienia się w świątyni, co symbolizuje święto Trzech Króli.
[b]Zwane liturgicznie uroczystością Objawienia Pańskiego.[/b]
Ale w tradycji pozostaje dniem Trzech Króli, który kończy Gody, czyli godne święta, zwane też szczodrymi dniami, a zaczyna zapusty.
[b]Koniec karnawału jest już łatwiejszy do określenia – to Środa Popielcowa.[/b]
I we wtorek wieczorem zaczynała się ostatnia zabawa karnawału, pełna rozmaitych zwyczajów, które miały symbolizować koniec okresu radości. To tego dnia robiono pogrzeb basa, zabijano grajka albo ścinano Mięsopusta, a wnoszono żur i śledzia, bo te potrawy miały nam towarzyszyć w poście aż do Wielkanocy. W Jedlińsku pod Radomiem odbywają się tego dnia kusaki, czyli ścinanie śmierci.
[b]Ale wcześniej chodzili kolędnicy.[/b]
Zaczynali po świętach, Nowym Roku lub po Trzech Króli – to zależało od regionu. Oni nie tylko składali życzenia i liczyli na datki, ale i wprowadzali nastrój zabawy.
[b]Proszę, jacy kaowcy.[/b]
Gdy przychodziła grupa z niedźwiedziem czy kozą, to nie tylko ubarwiali korowód, ale i miało to znaczenie magiczne, bo tam, gdzie stąpnęła koza, miało się żyto rodzić, a niedźwiedź przynosił do domu szczęście. Taka koza musiała też bóść dziewczęta, żeby przynieść im szczęście, by znalazły męża.
Ale też panny, które nie wyszły za mąż, były już po wizycie kolędników, w czasie karnawału, jakoś naznaczane. Zabawa zwana podkoziołkiem polegała na obtańcowywaniu przez dziewczęta łba kozy zrobionego z brukwi, ale i właśnie na naznaczaniu tych, które się zamęściu opierały.
[b]To dopiero była presja na singli![/b]
Za to takie panny mogły się poprawić. Z kolei bliżej Środy Popielcowej urządzano zabawę dla młodych mężatek. Było to wkupne do bab, podczas którego uroczyście przyjmowano je do grona bab.
[b]Wszystkie te zwyczaje zginęły.[/b]
Niektóre umarły śmiercią łatwą do przewidzenia – dziś nikt nie sieje już lnu, więc panny nie skaczą już zimą „na wysoki len”. Lnu się nie uprawia, podobnie jak konopi…
[b]Akurat te są bardzo popularne.[/b]
Tylko że nie takie… (śmiech)
[b]Wszystkie te zabawy dotyczyły dziewczyn i bab?[/b]
Mężczyźni obtańcowywali żyto czy ziemniaki.
[b]No tak, przywiązanie mężczyzn do niektórych napojów z żyta i ziemniaków jest powszechnie znane.[/b]
Niezłe ma pan skojarzenia… (śmiech) Skądinąd Polacy nie mogą się nadziwić, że ziemniaki przyszły do nas stosunkowo późno.
[b]
I wojowie Mieszka I raczej wsuwali rzepę, a nie kapustę czy ziemniaki.[/b]
A jednak już pojawiły się i nawet zdążyły zaniknąć zwyczaje z nimi związane.
[b]Nowe święta przychodzą do nas w mocno skomercjalizowanej, zwulgaryzowanej formie. Dzień św. Walentego jest świętem czerwonych serduszek i prezencików.[/b]
Ale św. Walenty jest patronem nie tylko zakochanych, ale i epileptyków.
[b]To podobne stany.[/b]
Zgadza się, ale był on przez wieki w Polsce świętym zapomnianym. Dopiero walentynki przypomniały, że przecież na południu Polski mamy kościoły pod wezwaniem św. Walentego…
[b]A w Chełmnie na Pomorzu jego relikwie. To święto chyba już się przyjęło?[/b]
Bo nawet w tej zwulgaryzowanej, merkantylnej formie ma czytelny przekaz, służy zbliżeniu się ludzi, nawiązaniu więzi między nimi, czyli dokładnie temu, czemu służy każde święto.
[b]A Halloween? Przyjmie się?[/b]
Hm, trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Dzieciaki już znalazły w tym świetną okazję do przebierania się i chodzenia od drzwi do drzwi, by zdobywać cukierki.
[b]
Mogliby to znaleźć w kolędnikach, ale Halloween jest bardziej trendy.[/b]
Moda z Zachodu jest bardziej atrakcyjna. Choć Halloween może w Polsce trafić na niespodziewane przeszkody. W naszych miastach coraz częściej przed obcymi chronimy się w enklawach strzeżonych osiedli, za kilkoma domofonami. W takich warunkach trudno chodzić od mieszkania do mieszkania.
Robert Mazurek, felietonista i reporter, autor „Rozmów Mazurka” oraz rubryki „Z życia koalicji, z życia opozycji” prowadzonej od 1998 r. (obecnie w dzienniku „Fakt”).
[i] —rozmawiał Robert Mazurek[/i]