Przegląd Piotra Semki

Jeśli to nie przemówi do wyobraźni Platformy, to już nie wiem, co może na nią wpłynąć

Publikacja: 11.02.2011 19:00

Szef „Playboya” Marcin Meller ogłosił, że nie będzie już głosował na PO. Odezwała się w nim NZS-owska krew – piszę to bez cienia ironii – i huknął na platformersów:

„Nie zrobiliście nic z aferą hazardową, a co więcej, słyszę, że Miro jak gdyby nigdy nic kandyduje z waszych list do Sejmu. No to dajcie jeszcze Rycha, Zbycha czy jak się ci panowie nazywają”. Mnie cieszy najbardziej to, że apel, który Meller ogłosił na Facebooku, może zniweczyć snute już plany umieszczenia na listach PO Mirosława Drzewieckiego – wyjątkowo ponurej persony z Tuskowego notesu.

Ale to niejedyna chmura, jaka gromadzi się na platformerskim nieboskłonie. Oto astrolog, pani Janina Buczek-Szymańska, zapowiada, że nic nie jest w stanie zapobiec politycznej wojnie Tuska ze Schetyną. To proste – ten Armagedon zapisany jest w gwiazdach. Kto wygra? Zdaniem wróżbitki w tym roku gwiazdy sprzyjają Donaldowi Tuskowi i nic złego stać mu się nie może. Przynajmniej do następnej wiosny – kończy złowróżebnie pani Buczek-Szymańska.

Już greccy tragicy dumali nad tym, jak znieść nieodwołalność wyroków opatrzności. Jak głosi sejmowa plotka, marszałek Grzegorz Schetyna umawiać się ma na wódeczki z liderem SLD Grzegorzem Napieralskim, aby planować kształt przyszłej koalicji PO – lewica? To kolejny dowód na słuszność wiejskiej mądrości: od wódki rozum krótki.

A w SLD wymiana ciosów w rewirze dinozaurów. Oto Ryszard Kalisz oburza się na zaproponowanie mu miejsca na liście Sojuszu do Senatu, a nie do Sejmu. Natychmiast odezwał się Leszek Miller i mściwie zaripostował: „Czy Kalisz zapomniał już, jak to parę lat temu moją osobę wysyłał z ramienia SLD do Senatu, dziwiąc się, że nie chcę takiego dobrego miejsca do politycznej refleksji?”. Chyba słonie mają krótszą pamięć niż cudowne dzieci epoki Olka Kwaśniewskiego.

Wydawnictwo Znak wydaje „Złote żniwa” Jana Tomasza Grossa, ale za nie przeprasza. To coś jak z nałogiem – ofiara wstydzi się, ale brnie dalej.

Niemal rok temu Świat Książki wydał książkę Artura Domosławskiego „Kapuściński non fiction”. Dzieło to oburzyło Władysława Bartoszewskiego, który wyznał wtedy reporterowi Radia TOK FM, że publikację książki o Kapuścińskim przyjął „z zażenowaniem”. I uraczył Polaków porównaniem, że „są uprawnione wydawnictwa, które wydają przewodniki po domach publicznych, z kwalifikacjami i ilością gwiazdek, ale nie sądzę, żebym chciał wydać w takim miejscu swoją książkę historyczną, albo żeby to wydawnictwo równocześnie wydawało żywoty świętych”.

Bartoszewski przyznał wtedy, że w takiej sytuacji zastanowi się nad dalszą współpracą z wydawnictwem Świat Książki. „Mam poważny problem moralny, przykro mi, że znalazłem się w takiej sytuacji” – podsumował. Teraz dyskusja wokół „Złotych żniw” dotyczy książki zdawałoby się bardziej bolesnej dla Polaków. Gross omawia fotografię polskich chłopów, nie mając pewności, czy na zdjęciu są istotnie hieny cmentarne czy też może tylko ludzie porządkujący miejsce masakry.

Władysław Bartoszewski skrytykował na łamach „Gościa Niedzielnego” ostatnią książkę Grossa i jego metody badawcze. A jednak akurat wobec wydawnictwa Znak, w którego ofercie jest aktualnie pięć jego książek, zachowuje się nieporównanie oględniej niż wobec wydawców Domosławskiego. Ciekawe dlaczego?

Człowiek, który powalił papieża” – tak figlarnie Dorota Jarecka z „Gazety Wyborczej” przedstawia Maurizo Cattelana, twórcy rzeźby z papieżem przygnecionym przez meteoryt. W 2000 roku, gdy figurę Cattelana odsłonięto, „Gazeta” przekonywała za duszpasterzem środowisk twórczych, księdzem Wiesławem Niewęgłowskim, że rzeźba ta nie jest żadną kpiną z Jana Pawła II, tylko wyrazem solidarności z papieżem Polakiem. Dziś, po latach, można już otwartym tekstem wyznać, o co wtedy z tą rzeźbą Catellanowi chodziło.

A o Egipcie to zapomnieliśmy równiutko! Wystarczyło, że brzydki Mubarak opierał się przez parę dni i tapetowanie audycji telewizyjnymi obrazkami z placu Tahrir znudziło nasze media. Jeśli rewolucja trwa ponad tydzień, niech nie liczy na naszą uwagę.

Szef „Playboya” Marcin Meller ogłosił, że nie będzie już głosował na PO. Odezwała się w nim NZS-owska krew – piszę to bez cienia ironii – i huknął na platformersów:

„Nie zrobiliście nic z aferą hazardową, a co więcej, słyszę, że Miro jak gdyby nigdy nic kandyduje z waszych list do Sejmu. No to dajcie jeszcze Rycha, Zbycha czy jak się ci panowie nazywają”. Mnie cieszy najbardziej to, że apel, który Meller ogłosił na Facebooku, może zniweczyć snute już plany umieszczenia na listach PO Mirosława Drzewieckiego – wyjątkowo ponurej persony z Tuskowego notesu.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał