Nie twierdzę, że te ataki szczególnie mnie dotknęły. Nie pisałbym zresztą o nich, gdyby nie to, że owa agresywna reakcja była tak powszechna. W pewnej mierze ją rozumiem. Cóż, wynika z fatalnie prowadzonego śledztwa, braku przejrzystej polityki informacyjnej oraz z całego pasma mniejszych i większych pomyłek rządu. Wściekłość jest skutkiem bezsilności. To, że kilkanaście miesięcy po tragedii nikt nie poniósł za nią odpowiedzialności, woła o pomstę do nieba.
A jednak trwam przy swoim. Nie zgadzam się, by czyjąś przenikliwość oceniać po tym, czy i jak radykalnie ten ktoś głosi wersję zamachową. Przeciwnie. Właśnie rzetelność każe ze szczególnym krytycyzmem badać tezę o spisku. Dlaczego? Bo stoi za nią tak przemożne społeczne pragnienie, bo tak bardzo zaspokaja potrzebę sensu i tak heroizuje ofiary, że paraliżuje zdolność chłodnego namysłu. O ile jednak jestem w stanie zrozumieć uczucia bliskich ofiar i ich podatność na teorie spiskowe, o tyle mierżą mnie ci, którzy zdają się na tych emocjach żerować.
We wtorek mecenas Rafał Rogalski powiedział, że chce sprawdzić, czy przed lądowaniem Tu-154 rozpylono hel. Gaz ten miałby, jego zdaniem, spowodować szybkie spadanie samolotu. Myśl, że kilkaset ton helu przetransportowano do Smoleńska, a potem jednocześnie wypuszczono do powietrza, i to wzdłuż korytarza, którym poruszał się samolot – przy czym przypominam, że toru lotu nie byli w stanie obserwować kontrolerzy – wydaje mi się absurdalna. Podobnie kilku pytanym przez „Rz" profesorom fizyki. Panu Rogalskiemu nie. Dobrze. Niech będzie, że ma on obowiązek badać wszelkie poszlaki. Tylko, na Boga, dlaczego od wtorku dzielił się swymi domysłami z opinią publiczną? Najpierw ogłosił je w tygodniku „Wprost", potem powtórzył w rozmowie z gazetami, na koniec pobiegł do Radia Zet.
Ogłosił? O nie. Mecenas pytał. Tak mniej więcej jak kiedyś Andrzej Lepper w Sejmie. Rogalski najpierw powiedział o możliwości rozpylenia helu przez ił-76 (chodzi o ten sam ił, który omal się wcześniej nie rozbił), by potem dodać: „To tylko hipoteza, tu nie ma żadnej sensacji". Pięknie. Wiadomo przecież, że w hipotezie o helu rozpylonym przez Rosjan nie ma nic nadzwyczajnego. Kto by się czymś takim ekscytował, toż to bułka z masłem. A ludzi o słabych nerwach mecenas uspokaja:
„Nie wiem, kto mógłby [to zrobić], pierwsze tropy padałyby na Federację Rosyjską, natomiast daleki byłbym od wskazania, kto mógłby to zrobić".