Wodne kontrowersje biorą się stąd, że do szczelinowania używa się wody z domieszką sporej ilości związków chemicznych. Dokładny skład chemiczny wody jest tajemnicą poszczególnych firm i zależy od warunków, jakie panują w danym miejscu. Na pewno dodaje się substancji bakteriobójczych, antykorozyjnych, obniżających tarcie substancji stworzonych na bazie polimerów oraz substancji zapobiegających pęcznieniu iłów.
Chemia pod kontrolą, trzęsień brak
Czy istnieje zagrożenie, że woda z domieszką chemii przedostanie się do rzek czy wód gruntowych? Jeżeli zachowane są wszystkie procedury, takiego ryzyka nie ma. W czasie wiercenia otwór zostaje uszczelniony. Jeżeli jest to zrobione prawidłowo, woda użyta do szczelinowania nie ma prawa dostać się do gruntu. Nie ma też możliwości, by ciśnienie tak mocno rozerwało skały, że woda z chemikaliami dostanie się do wód gruntowych „od dołu". Pomiędzy łupkami bogatymi w gaz a wodami gruntowymi jest gruba na 2000 – 3000 metrów warstwa iłów. Tymczasem szczelinowanie w pionie ma „zasięg" około 100 metrów, a w poziomie około 200 metrów. Iły są nieprzepuszczalne zarówno dla wody, jak i dla gazu.
Pojawia się jeszcze jeden zarzut. Procedura szczelinowania ma powodować lokalne wstrząsy sejsmiczne. Tutaj specjaliści pozostawiają jeszcze mniejsze wątpliwości. Dr hab. Marek Jarosiński, specjalista od geodynamiki z Państwowego Instytutu Geologicznego, twierdzi, że w Polsce takiego ryzyka nie ma w ogóle. W miejscach, w których aktywność sejsmiczna jest duża, np. w Kalifornii, można sobie wyobrazić, że szczelinowanie spowoduje uwolnienie energii ze skał, które są naprężone. – W tych miejscach do trzęsienia i tak by doszło, a szczelinowanie jedynie ten proces przyspiesza – tłumaczy Jarosiński. Warto dodać, że trzęsienie, do którego dochodzi w wyniku szczelinowania, jest słabsze niż to, do którego i tak by doszło, bo wtłoczona pod ziemię woda powoduje, że warstwy skał łatwiej się o siebie „ślizgają". W Polsce aktywność sejsmiczna jest bardzo mała, i nic nie świadczy o tym, by w miejscach, w których występuje gaz łupkowy, kiedykolwiek do trzęsień dochodziło. – Czy najczulsze urządzenia są w stanie na powierzchni ziemi zarejestrować jakiekolwiek wstrząsy spowodowane szczelinowaniem? – pytam dr. hab. Marka Jarosińskiego. – Nie. Jeżeli szczelinowanie byłoby prowadzone na głębokości 3000 metrów, najczulsze sensory zarejestrowałyby cokolwiek dopiero, gdyby je opuścić do otworu na głębokość 2900 metrów – tłumaczy Jarosiński.
Zieloni zbierają siły
W mediach pojawia się coraz więcej informacji o szkodliwości eksploatacji gazu ze złóż łupkowych. Nie ma się co dziwić. Poszukiwania gazu z łupków w Polsce dopiero się rozpoczynają. Temat budzi coraz większe emocje. Ilość nieprawdziwych informacji, jakie przy okazji można przemycić, jest spora. W USA czy Kanadzie było podobnie i jest podobnie dalej. W Kanadzie gaz łupkowy wkłada się do „jednego worka" z piaskami roponośnymi. Ich eksploatacja ma na środowisko znacznie większy wpływ niż wydobycie gazu łupkowego. Mówienie o tych dwóch źródłach surowców razem sugeruje, że gaz z łupków rujnuje środowisko, a to nieprawda. W USA gaz łupkowy jest powodem rewolucji energetycznej. W ciągu zaledwie kilku lat Ameryka z importera gazu stała się jego eksporterem, a ceny tego surowca nigdy tak szybko nie spadały. Problem w tym, że amerykańskie prawo geologiczne i prawo własności jest bardzo liberalne. Negatywne sytuacje, do których tam może dochodzić (np. w związku z rekultywacją terenu), w Polsce czy w ogóle w Europie są nie do pomyślenia. Gaz łupkowy, jak każda technologia ma wpływ na środowisko, ale przy zachowanych procedurach ten wpływ jest niewspółmiernie mały w porównaniu z ewentualnymi zyskami. Zyskiem dla środowiska jest samo czerpanie energii z gazu. Jego spalanie jest najczystszym sposobem na korzystanie z energii kopalin. Dla środowiska dużo bardziej obciążające jest spalanie ropy czy węgla.
W Europie największe – jak dotychczas – protesty odbywają się we Francji. W Polsce to zapewne tylko kwestia czasu. Kilkanaście dni temu poseł PO Jarosław Gowin oświadczył, że w najbliższych dniach do Polski zjadą ekolodzy z całej Europy, by protestować przeciwko poszukiwaniu i wydobyciu gazu z łupków. Zjazd miał być później przełożony na inny termin. Dojdzie do niego z całą pewnością, bo w Europie Polska ma – jak się wydaje – największe złoża gazu łupkowego.
Za to, by aktywistom ekologicznym się powiodło, kciuki trzyma Rosja. Zresztą nie po raz pierwszy w historii interesy Zielonych i Rosji (a wcześniej Związku Radzieckiego) są zbieżne. Gdy nie są, jedni potrafią się z drugimi dogadać. Przykład? Chociażby protesty różnych grup Zielonych przeciwko budowie gazociągu północnego na dnie Bałtyku. Protesty ustały, gdy inwestor stworzył dla ekologów miejsce pracy. Założył dla nich fundację ekologiczną. Na polskim Facebooku już powstał profil „Zbieramy się na łapówkę dla ekologów – zapłaćmy więcej niż Gazprom". Chodzi o spodziewane protesty przeciwko eksploatacji łupków.