Czy prawo może nas chronić przed obrazą?

Robert Biedroń czujnie dostrzegł w profanacji pomnika w Jedwabnem szansę dla gejów.

Publikacja: 10.09.2011 01:01

Według niego z faktu niedawnego zbezczeszczenia pomnika wynika konieczność uchwalenia jak najszybciej ustawy rozszerzającej karalność za tzw. mowę nienawiści. Chodzi o to, by oprócz karania za przestępstwa na tle rasowym, etnicznym, narodowościowym i wyznaniowym – jak to ma miejsce już teraz – polskie sądy skazywały ludzi za homofobię.

Pomijam zupełnie perwersyjną propozycję, by przed nienawiścią bronił Polaków lider listy wyborczej partii, której szef zrobił karierę na obrażaniu i lżeniu innych. Pomijam również zupełnie oczywisty fakt, że profanacja pomnika w Jedwabnem nijak się ma do projektu ustawy o mowie nienawiści. Wbrew panującej obecnie modzie przy ocenianiu różnych zjawisk nie jest prawdą, że wszystko łączy się ze wszystkim. W zaskakujący sposób niektóre rzeczy w ogóle się ze sobą nie łączą, np. zbrodnia Andersa Breivika nie jest wynikiem działalności PiS, a rozruchy w Londynie nie kompromitują Leszka Balcerowicza. Podobnie Jedwabne i projekt ustawy o mowie nienawiści: sprawcy tego przestępstwa mogą zostać surowo ukarani na podstawie istniejących przepisów i nie trzeba w tym celu uchwalać dodatkowych.

Nigdy z nim o tym nie rozmawiałem, ale domyślam się, że Robertowi Biedroniowi zależy na tym, by polskie sądy karały ludzi za krytykowanie gejów za to, że są gejami. W praktyce chodzi o to, by krytykę homoseksualizmu wyłączyć ze sfery dopuszczalnej prawem debaty publicznej – tu już się nie domyślam, tylko piszę o tym, co widać w niektórych krajach, gdzie podobne ustawy obowiązują. W Wielkiej Brytanii osoby deklarujące publicznie, że homoseksualizm to grzech, są aresztowane i skazywane na grzywny. W Szwecji pastor luterański trafił do więzienia (szwedzki Sąd Najwyższy w końcu go uniewinnił) za wyrażenie opinii, że homoseksualizm jest wyborem człowieka, a nie darem natury. Idąc dalej, radykalnym aktywistom gejowskim chodzi o to, by poza sferę dopuszczalnej prawem debaty wyprowadzić takie tematy, jak małżeństwa gejów, a następnie prawo gejów do adopcji dzieci.

Podobnie jak aktywistom feministycznym wszelakiej płci zależy na uczynieniu dogmatem chronionym prawem takich kwestii, jak dostępność aborcji na życzenie, czy opinii, że płeć jest podlegającą zmianom konstrukcją społeczną, a nie determinowanym przez naturę stanem człowieka. We Francji takie właśnie treści znalazły się w niektórych podręcznikach biologii, a protestujących przeciwko ich wprowadzeniu wpływowa działaczka Partii Socjalistycznej (na razie nie rządzi, ale kto wie, co będzie później) nazywa „reakcjonistami" i „homofobami".

To są oczywiście obraźliwe określenia. Wielu ludzi musi się czuć upokorzonych, gdy obraża się ich za to, że deklarują swoje poglądy albo po prostu stwierdzają fakty, np. że według religii katolickiej uprawianie seksu poza małżeństwem (wszystko jedno z kim) jest grzechem. Współczuję wszystkim polskim katolikom wyzwanym od „katoli" i „moherów" za to, że mają odwagę publicznie deklarować przywiązanie do swojej wiary podczas pielgrzymek czy innych religijnych uroczystości. Jest to tym bardziej godne ubolewania, że katolicy ciągle stanowią w Polsce większość, a próby wyśmiewania ich poglądów i postaw są ulubionym zajęciem niektórych postępowych środowisk i mediów.

Współczuję im, ale nigdy w życiu nie zgodzę się, aby poglądy katolików na temat np. Trójcy Świętej albo słusznego życia seksualnego, albo prawidłowego wychowania dzieci były jedynymi dopuszczalnymi prawem tylko dlatego, że gdy je głoszą, ktoś inny ich obraża. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Obrażanie innych ludzi jest złe i powinno się go unikać. Jednak zwolennikom ustawy o mowie nienawiści nie chodzi o bycie sympatycznym dla bliźniego. W istocie jej przyjęcie oznaczać będzie niedopuszczalne przesunięcie granic ingerencji państwa w sferę wolności słowa i – wcześniej czy później – zgodę na to, by ludzie, z którymi się nie zgadzasz, szli do więzienia za głoszenie swoich poglądów.

I nie jest ważne, kto domaga się takiego rozwiązania – należy przeciwko niemu protestować bez względu na to, czy ograniczenia wolności słowa chcą geje czy katolicy, choć akurat ze strony Kościoła nie słyszałem wezwań, by stawiać homoseksualistów przed sąd za ich poglądy – chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do lewicowego „postępu", zakłada tolerancję dla inaczej wierzących.

Mnie non stop w tym kraju ktoś obraża. Ostatnio moją inteligencję obrażają koledzy dziennikarze, którzy najwyraźniej traktują Piotra S. jako obiecującego socjologa młodego pokolenia, któremu leży na sercu tradycja powstania warszawskiego, a nie stadionowego barbarzyńcę, który różni się od swoich współplemieńców tylko tym, że umie złożyć trzy zdania do kupy. Obraża mnie wybitny profesor, który porównuje mur oddzielający Izrael od terytoriów palestyńskich do muru w getcie warszawskim, i polscy zwolennicy Flotylli Wolności, którzy uważają Hamas za organizację narodowowyzwoleńczą. Obraża mnie, choć nie dziwi, decyzja publicznej telewizji o zatrudnieniu Adama Darskiego. I choć śmieszy mnie sądowe uzasadnienie uniewinnienia Darskiego z zarzutu obrażania uczuć religijnych, to uważam, że nie powinien on być ukarany sądownie za podarcie Biblii na zamkniętym koncercie. To tylko taki pobieżny wybór rzeczy, które obraziły mnie w ostatnich dniach. Nie lubię opinii, z którymi się nie zgadzam, ale to jeszcze nie powód, by wysyłać do więzienia ich autorów: np. Zygmunta Baumana za obrażanie ofiar Holokaustu, Romana Kurkiewicza za pochwałę terrorystów, a Bronisława Wildsteina za wspieranie „lidera kibiców Legii" (ten ostatni sam się broni, przyznając, że niewiele wie o swoim bohaterze, może Beata Kempa wie o „Staruchu" coś więcej).

Obcowanie z opiniami, które nas oburzają, a nawet bycie obrażanym to elementy ludzkiego doświadczenia, podobnie przykre jak np. kontakt z głupotą, zawiścią, agresją i innymi złymi cechami ludzi. Jednak jeśli ktoś chce brać udział w życiu publicznym, musi to zaakceptować, a nie tchórzliwie chronić się za parawanem prawa. Ustawa o mowie nienawiści, której domagają się Biedroń, Wanda Nowicka, SLD i inni jej zwolennicy, zakłada w istocie sprzeczny z ludzkim doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem postulat poszerzenia sfery praw człowieka o prawo do „niebycia obrażanym". Moim zdaniem w demokratycznym społeczeństwie nikt nie powinien mieć takiego przywileju, a prowadzona przez różne grupy społeczne: gejów, kobiety, katolików, Żydów, a ostatnio, co jest jednak novum na skalę światową, rząd Donalda Tuska – walka o wprowadzenie w życie obarczonego sankcją prawną zakazu obrażania ich uczuć jest jednym z najbardziej niebezpiecznych idiotyzmów naszych czasów. Nie wolno się godzić na zawłaszczanie sfery publicznej przez jedną grupę, choćby nie wiem jak wpływową medialnie.

Swoją drogą czekam na stanowczy, złośliwy i najlepiej obrazoburczy sprzeciw gejów i lesbijek wobec traktowania ich przez Biedronia jak przygłupów i niedorajdy, które bez jego łaskawego wsparcia w Polsce zginą. Kim on jest, żeby wypraszać absurdalne przywileje za orientację seksualną dla ludzi, którzy radzą sobie w Polsce i bez niego? Czy on w ogóle jest gejem? Skąd mamy taką pewność? Założę się, że wśród moich znajomych, którzy w Polsce prowadzą udane życie, jest wiele gejów i lesbijek. Nie pytam ich o to, z kim śpią, a oni mi nie mówią, bo co mnie to obchodzi.

Według niego z faktu niedawnego zbezczeszczenia pomnika wynika konieczność uchwalenia jak najszybciej ustawy rozszerzającej karalność za tzw. mowę nienawiści. Chodzi o to, by oprócz karania za przestępstwa na tle rasowym, etnicznym, narodowościowym i wyznaniowym – jak to ma miejsce już teraz – polskie sądy skazywały ludzi za homofobię.

Pomijam zupełnie perwersyjną propozycję, by przed nienawiścią bronił Polaków lider listy wyborczej partii, której szef zrobił karierę na obrażaniu i lżeniu innych. Pomijam również zupełnie oczywisty fakt, że profanacja pomnika w Jedwabnem nijak się ma do projektu ustawy o mowie nienawiści. Wbrew panującej obecnie modzie przy ocenianiu różnych zjawisk nie jest prawdą, że wszystko łączy się ze wszystkim. W zaskakujący sposób niektóre rzeczy w ogóle się ze sobą nie łączą, np. zbrodnia Andersa Breivika nie jest wynikiem działalności PiS, a rozruchy w Londynie nie kompromitują Leszka Balcerowicza. Podobnie Jedwabne i projekt ustawy o mowie nienawiści: sprawcy tego przestępstwa mogą zostać surowo ukarani na podstawie istniejących przepisów i nie trzeba w tym celu uchwalać dodatkowych.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał