Dynastia z Pjongjang

Dla zwykłego Koreańczyka emocje ultranacjonalistyczne i militarystyczne są ważniejsze niż banalny standard życia

Publikacja: 21.01.2012 00:01

28 grudnia Koreańczycy opłakiwali śmierć nie widza proletariatu, lecz Ojca Narodu

28 grudnia Koreańczycy opłakiwali śmierć nie widza proletariatu, lecz Ojca Narodu

Foto: AP

Red

Brian Reynolds Myers z Pusan

Kim Dzong Un może uważać się za szczęściarza, że jego pierwsze urodziny po przejęciu władzy przypadły w niedzielę (8 stycznia  – red.), bo w tym delikatnym momencie, w jakim znalazł się kraj, nie trzeba było ogłaszać nowego święta. Ale łatwość, z jaką nowy „najwyższy przywódca" przejął stery Korei Północnej, ma niewiele wspólnego ze zwykłym szczęściem. Doskonałą robotę wykonała m.in. machina propagandowa. Teraz już wiemy, dlaczego do czasu śmierci ojca osoba Kim Dzong Una była na marginesie wieczornych wiadomości. W efekcie naród mógł się po raz pierwszy dokładnie przyjrzeć przygotowywanemu na następcę młodzieńcowi dopiero w najbardziej niezwykłych okolicznościach: w czasie kiedy cierpiał, bardziej od wszystkich.

Co ważniejsze, sukcesja jest logicznym następstwem etniczno-nacjonalistycznego kultu jednostki. Ludzie, którzy cenią czystość rasową, są zawsze przekonani, że niektóre więzy krwi są lepsze od innych. A w całej rasie Kim Ir Sena, jak północni Koreańczycy sami się określają, nie ma czystszej krwi niż ta płynąca w żyłach wiecznego prezydenta. Coraz wyraźniej demonstrowana skłonność Kim Dzong Una do upodabniania się do dziadka nie tylko w wyglądzie, ale i w zachowaniu (włącznie z jego podpisem), mają naturalnie pokazać, że – jak mawia koreańskie przysłowie – „krew zawsze mówi prawdę".

Przynależność do wielkiej rodziny ma być gwarancją dostępu do wiedzy będącej w posiadaniu sędziwych mędrców. Dlatego kłopotliwe może być uzasadnienie, po co wysłano Kim Dzong Una do szkoły w Szwajcarii. Machina propagandowa prawdopodobnie zignoruje ten fragment jego biografii. Z ostatnich doniesień wynika, że może być mu za to przypisana rozprawa naukowa na temat wielkich myśli jego ojca. Nowy przywódca miał ją napisać, mając 16 lat, w Pjongjangu.

Od początku nieprawdopodobne były hipotezy, że jacyś generałowie albo inne liczące się siły mogliby sprzeciwić się przejęciu władzy przez Kima. Sprzeciwienie się dziedzicznej sukcesji byłoby równoznaczne z rzuceniem wyzwania całemu państwu. A takie postępowanie jest sprzeczne z myśleniem tamtejszych elit.

Niestety, wygląda na to, że Zachód nie przywiązuje wagi do północnokoreańskiej ideologii. W ciągu ostatnich tygodni koncentrowano się bardziej na komicznych stronach państwowej propagandy niż na innych sprawach. Wyolbrzymianie pewnych wyrazistych sygnałów płynących z Pjongjangu czyniło z tego kraju większą karykaturę, niż jest nią w rzeczywistości. Całkowicie zignorowano przenikniętą ideą czystości rasowej retorykę i jej japońsko-imperialne pochodzenie, widoczne np. w zapowiedzi generałów, że są gotowi być „żywymi bombami" broniącymi nowego przywódcy.

Większość światowych mediów wciąż postrzega Koreę Północną jako kraj komunistyczny, chociaż sami jej mieszkańcy tak o swoim państwie nie myślą. Efektem było wiele bełkotu przypominającego dawne wypowiedzi kremlinologów na temat hierarchii na szczytach władzy. Kilku dziennikarzy prosiło mnie o komentarz dotyczący tego, czy po przejęciu władzy przez Kima za sznurki pociągać będzie jego wuj Jang Song Taek czy może wicemarszałek Ti Jong Ho. Ale nikt nie potrafił mi wytłumaczyć, dlaczego miałoby to mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie ma bowiem żadnych sygnałów, aby w elitach władzy istniały najmniejsze podziały w jakiejkolwiek sprawie.

Zgodnie z komunistycznymi standardami północnokoreańskie masy musiałyby niezwykle surowo ocenić politykę gospodarczą władz, a także sam proces przekazywania władzy. Oceniają jednak rządzących według zupełnie innych kryteriów. Dlatego Kim mógł gładko przejąć władzę po swoim ojcu, zapowiadając jednocześnie, że nie zmieni nawet o jotę jego polityki. Nie ma sensu się również specjalnie zajmować tym, czy rozpacz towarzysząca żałobie była jedynie na pokaz. To, że północnokoreańska telewizja niczego nie sfilmuje, zanim nie zostanie to dobrze przećwiczone, nie znaczy, że ludzie nie byli szczerze poruszeni. W oparciu o kryteria utranacjonalistyczne i militarystyczne, które są dla zwykłego Koreańczyka ważniejsze w  ocenie pozycji kraju niż standard życia, „ukochany przywódca" spisał się całkiem nieźle. Koreańska Centralna Agencja Informacyjna może mieć rację:?dzięki niemu kraj stał się nie do zdobycia.

Ale następca Kim Dzong Ila będzie miał trudniejsze zadanie. Chociaż jego pozycja w elicie wydaje się niezagrożona, państwo będzie musiało dalej udowadniać masom, że godnie reprezentuje swojego ojca założyciela. Zbrojenia nuklearne mogą być już uznane za zamknięty i zwycięski etap. I choć wydaje się to zupełnie nierealne, nowy przywódca będzie zmuszony zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami z listy swoich poprzedników: znaczącym wzrostem gospodarczym i doprowadzeniem do zjednoczenia narodu koreańskiego. Zapewne nie trzeba się już przejmować pogłoskami z 2010 roku, jakoby Partia Robotnicza w wewnętrznym memorandum stwierdzała, że jedyną możliwością ożywienia gospodarki jest doprowadzenie do zjednoczenia Półwyspu Koreańskiego. Ostatni oficjalny komentarz prasowy z okazji Nowego Roku stwierdzał, że próba zjednoczenia może być podjęta w bliskiej przyszłości, jedynie jeśli „wróg odważy się naruszyć naszą godność lub suwerenność".

Mimo to trudno oczekiwać, że skierowanie uwagi rządu na sprawy gospodarcze doprowadzi do zmniejszenia napięcia na Półwyspie Koreańskim. Szans na jakiekolwiek znaczące reformy nie ma. Można to wywnioskować z ochotniczego ducha, który odrodził się w Korei Północnej w tym miesiącu, i wezwań do współzawodnictwa w tej czy innej zasłużonej fabryce czy do lepszego wykorzystania dostępnych dóbr. Niezależnie od tego, czy Korea będzie dreptać w miejscu, trzymając się jak koła ratunkowego pomocy z Chin, czy też zacznie rozwijać się na tyle szybko, by zbliżyć się poziomem rozwoju do Korei Południowej z lat 80., władze przepojone duchem militaryzmu i tak będą musiały uzasadnić konieczność istnienia osobnego państwa u boku swojego rywala.

Czy mogą to zrobić bez kolejnych demonstracji siły i swojej przewagi? Nowe kierownictwo dlatego chełpliwie zapowiada, że będzie kontynuować linię poprzednika, bo po prostu nie ma innego wyjścia i stara się zamienić konieczność w cnotę.    —tłum. lor

Autor jest szefem Wydziału Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Dongseo i autorem książki „Najczystsza rasa. Jak widzą się Koreańczycy z Północy i jakie ma to znaczenie" (wyd. polskie PWN, 2011) © 2012 The New York Times, by NYT Synd.

Brian Reynolds Myers z Pusan

Kim Dzong Un może uważać się za szczęściarza, że jego pierwsze urodziny po przejęciu władzy przypadły w niedzielę (8 stycznia  – red.), bo w tym delikatnym momencie, w jakim znalazł się kraj, nie trzeba było ogłaszać nowego święta. Ale łatwość, z jaką nowy „najwyższy przywódca" przejął stery Korei Północnej, ma niewiele wspólnego ze zwykłym szczęściem. Doskonałą robotę wykonała m.in. machina propagandowa. Teraz już wiemy, dlaczego do czasu śmierci ojca osoba Kim Dzong Una była na marginesie wieczornych wiadomości. W efekcie naród mógł się po raz pierwszy dokładnie przyjrzeć przygotowywanemu na następcę młodzieńcowi dopiero w najbardziej niezwykłych okolicznościach: w czasie kiedy cierpiał, bardziej od wszystkich.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy