Ustalmy tożsamość. Jest pan i archeologiem, i historykiem.
Z wykształcenia jestem archeologiem, historykiem z przyuczenia.
Aktualizacja: 30.08.2013 01:00 Publikacja: 30.08.2013 01:01
Poznański Ostrów Tumski: pod fundamentami gotyckiego kościoła znajduje się pałac z czasów Mieszka I, a przy nim kapilca z połowy X wieku...
Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski Bartosz Jankowski
Ustalmy tożsamość. Jest pan i archeologiem, i historykiem.
Z wykształcenia jestem archeologiem, historykiem z przyuczenia.
I z zainteresowania.
Jak najbardziej.
Skąd przyszła inspiracja do zajęcia się najwcześniejszą sytuacją państwa piastowskiego? Z archeologii czy z ciekawości historyka?
Chyba z archeologii. Pracę magisterską pisałem z wcześniejszego średniowiecza na obszarze bałtyjskim, gdzie nie ma żadnych źródeł historycznych – czysta archeologia. Potem zająłem się metodami komputerowymi w archeologii, a potem udałem się do Arktyki norweskiej i napisałem o niej pracę habilitacyjną, mając trochę źródeł pisanych i dużo źródeł archeologicznych, których nikt ze sobą nie łączył. Typowa sytuacja: historycy sobie, archeolodzy sobie. Było dla mnie jasne, że bez tego połączenia nie posuniemy się naprzód. Wracając później do badań nad początkami państwa polskiego, czyli na obszar Wielkopolski, stwierdziłem, że tutaj istnieje taka sama potrzeba, że nadszedł czas, żeby spróbować dokonać jakiegoś kroku naprzód, opierając się na tych informacjach, które mają i historycy, i archeolodzy.
Spodziewał się pan, że taki krok odsłoni coś istotnego, może przełomowego?
Nie planowałem jakichś odkryć, ale wkraczałem na cudze podwórko, tj. historyków, w przekonaniu, że nie da się dłużej interpretować faktów znanych ze źródeł pisanych (bardzo skąpych dla tego najdawniejszego okresu) bez odniesienia ich do pomnażanych każdego roku świadectw archeologicznych. Wywołało to czasem kontrowersje, nawet sprzeciw.
Trudno mi zrozumieć taką reakcję w świetle opinii przypisującej badaczom ciekawość tego co nieznane.
Historycy mają od dawna ten sam zasób źródeł: mogą je w nowy sposób analizować, jednak tych sposobów także nie przybywa. Miewają do nas, archeologów, pretensje o to, że my często zmieniamy zdanie, ale to konieczne, bo mamy ciągle nowe informacje.
Wszyscy wiemy ze szkoły, że Mieszko I był księciem Polan, że Polanie dali początek państwu polskiemu i od nich pochodzi jego nazwa.
Właśnie temu zacząłem się przyglądać, najpierw w świetle źródeł pisanych. Okazało się, że o Polanach nie ma ani jednej wiarygodnej wzmianki! Polanie zostali wymyśleni, zresztą już w średniowieczu. Nazwa „Polska" pojawia się dopiero w XI wieku. Wcześniej żadne państwo nie miało swojej nazwy. Identyfikowano je z imionami aktualnych władców – państwo Mieszka, państwo Włodzimierza, państwo Stefana... Na przełomie tysiącleci okazało się, że jednak potrzebne są nazwy własne, niezależne od tego, kto rządzi, niezależnie nawet od tego, czy państwo istnieje.
Jak to?
Za Bolesława Krzywoustego nastąpiło rozbicie dzielnicowe, ale nazwa „Polska" i polskie arcybiskupstwo przypominały o tym, że to państwo było kiedyś niepodzielne. Mniej więcej w tym samym czasie powstawały nazwy Anglii, Francji, Danii... Zostały wymyślone, jak choćby absolutnie sztuczna nazwa „Norwegia", która oznacza „drogę północną". Najpierw została wypromowana na dworze anglosaskim, dokąd do króla Alfreda przybył jakiś poseł, potem wraz z posłem trafiła do Skandynawii i władcy zachodniego wybrzeża przyjęli ją dla swojego państwa.
Jak było z Polską?
Pisałem o tym w poprzedniej książce („Trudne początki Polski"), która podobnie jak ostatnia: „Mieszko I tajemniczy", wzbudziła kontrowersje. Przystąpiłem do źródeł pisanych jak archeolog. Najpierw sprawdziłem dokładnie ich chronologię, po czym naniosłem je na mapę. Okazało się, że najstarsza wersja nazwy „Polska" pojawia się... w Rzymie. W roku 999, może 1000, w klasztorze na Awentynie, skąd wyszedł św. Wojciech i gdzie spisano jego pierwszy żywot. Potem widać, jak ta nazwa – przez Szwajcarię, Saksonię, Węgry – dociera do miejsc, które uważamy za kolebkę naszego państwa. Szlak tej wędrówki pokrywa się mniej więcej z trasą podróży biskupa Brunona z Kwerfurtu, który przybył w 1006 lub 1007 roku do Polski, a używał tej nazwy już wcześniej w swoich tekstach. I właśnie w tym samym czasie Bolesław Chrobry wybija monetę z napisem: „Princes Poloniae – Władca Polski". To była świadoma decyzja wybrania nazwy zbiorowej, która pozwoliłaby się identyfikować wszystkim mieszkańcom obszaru podlegającego jego władzy.
Nie odbiegaliśmy od innych państw europejskich.
Absolutnie nie. Mimo że byliśmy peryferią tego świata, schrystianizowani tylko kilkadziesiąt lat wcześniej – żyjący między dwoma cesarstwami: niemiecko-italskim i bizantyjskim, zarówno Mieszko, jak Chrobry mieli bardzo dobrą orientację w tym, co przystoi władcy chrześcijańskiemu, jak powinien się zachowywać na scenie geopolitycznej. I Chrobry na przełomie tysiącleci zyskuje wszystkie atrybuty chrześcijańskiego władcy: ma własną prowincję kościelną, zaczyna bić własne monety, utrwala nazwę swojego kraju, stara się o koronę królewską. Formalnie dostał ją dopiero w roku swojej śmierci, w roku 1025, ale jeżeli wierzyć Gallowi Anonimowi, w roku 1000 cesarz Otto zdjął swoją koronę i włożył ją na głowę Chrobremu.
Chętnie wierzymy.
Niektórzy historycy uznają to za akt faktycznej koronacji. Za tym, że Bolesław Chrobry miał pozycję europejskiego władcy, przemawia prezent przywieziony przez cesarza na owo pamiętne spotkanie, mianowicie kopia świętej włóczni, która wędrowała zawsze z cesarzem, była niesiona na czele armii w czasie bitew. Nasz pierwszy król należał do elity europejskiej swojego czasu, w czym pomogły mu bardzo dobre stosunki z młodziutkim cesarzem Ottonem III, który zasiadł na tronie, mając 14 lat. Bolesław Chrobry wyraźnie go fascynował.
W jakich warunkach Chrobry zyskiwał te atrybuty?
Najpierw z ojcem jeździł na zjazdy cesarskie, jakie odbywały się w Wielkanoc albo w Niedzielę Palmową. Poznawał dwór cesarski, obserwował, jak funkcjonuje władza polityczna, i potem umiał naśladować. Mieszko wychował syna na władcę.
Zbliżamy się do pytania, na które odpowiada pan w ostatniej książce: o to, w jakich warunkach Mieszko I formował się – intelektualnie i duchowo – na postać liczącą się w Europie u progu drugiego tysiąclecia. W tytule nazwał go pan „tajemniczym".
Tej tajemnicy nigdy do końca nie odsłonimy. Historiografia dotychczasowa przyjmuje, trochę milcząco, że w środku przepastnych puszcz wielkopolskich nagle pojawił się człowiek, który potrafił zbudować sprawnie funkcjonujące państwo, szybko ekspandujące i uprawiać to, co dzisiaj nazywamy dyplomacją. Zaczął od wysłania posłów do Pragi z żądaniem ręki chrześcijańskiej księżniczki Przemyślidki. Znał ówczesny zwyczaj nakazujący, by władca miał żonę z obcego dworu.
„Rodzinna Europa"...
Tak. Trzy lata później, pokonawszy swego wroga Wichmana, posłał jego miecz w darze cesarzowi przebywającemu w Rzymie. Wiedział, że taki prezent sprawi mu przyjemność. Orientował się więc i w psychologicznych uwarunkowaniach stosunków z innymi panującymi. Był światłym politykiem.
Rośnie ciekawość, co go tak ukształtowało, co było przed Mieszkiem I.
Chciałem choć trochę przybliżyć się do odpowiedzi na to pytanie. Żadnych źródeł historycznych nie ma, legendy o Piaście i Popielu zostały zapisane przez Galla Anonima 160 lat później i to są właśnie legendy. Fenomen polityczny, jakim było państwo Mieszka, nie został dostrzeżony ani w Saksonii, ani na Rusi, ani w Bizancjum. I tutaj wkracza archeologia – głównie badacze poznańscy: prof. Zofia Kurnatowska, teraz jej uczeń, prof. Michał Kara.
Czego udało im się dowiedzieć?
Dzięki badaniom archeologicznym wiemy dokładnie, kiedy i jak zostało zbudowane przedmieszkowe państwo wczesnopiastowskie. Otóż, w trzeciej dekadzie X wieku (ok. 920–930) w centrum Wielkopolski wzniesiono kilka grodów, silnie umocnionych: Poznań, Ostrów Lednicki, Grzybowo, Giecz... Wyznaczają one obszar ok. 5 tys. kilometrów kwadratowych – w miejscu, gdzie wcześniej nie było żadnych śladów organizacji terytorialnej. To była ogromna inwestycja, zrealizowana w ciągu kilku lat, wymagająca wiedzy, pomysłu, środków i... władzy. Przypominam, że działo się to 40 lat przed chrztem Mieszka.
Miał w poprzednich generacjach jakąś żyzną glebę, na której dorastał jako późniejszy władca.
Tak. Z tą nową wiedzą archeologiczną wróciłem znów do źródeł pisanych. Wiadomo, że pierwszym stabilnym państwem słowiańskim w Europie Środkowej była Wielka Morawa (nie bardzo wielka terytorialnie) rządzona przez dynastię Mojmirowiców. W początku X wieku dwaj bracia z tej dynastii pokłócili się o dziedziczny tron, co być może ma związek z naszą najdawniejszą historią. W roku 905 Morawianie przegrali sromotnie bitwę z Madziarami (późniejsi Węgrzy) pod Bratysławą, w której prawdopodobnie wybito ich elitę. Po tej klęsce państwo wielkomorawskie szybko upadło. Nie wiadomo, co stało się z braćmi-książętami; gdyby zginęli, zostałoby to gdzieś zapisane. W każdym razie zniknęli z obszarów swego dawnego władztwa, a prawie 20 lat później powstało w Wielkopolsce państwo, które – jak Wielka Morawa na środkowym biegu rzeki Morawy – oparte zostało na środkowym biegu Warty.
Przypuszcza pan, że pokonani Mojmirowice powędrowali do Wielkopolski?
Północ to był najbardziej sensowny kierunek. Tam leżał Ołomuniec, jedyne z centrów wielkomorawskich, które przetrwało kryzys.
I podążając tą drogą, zbudowali grody Wielkopolskie?
Potwierdzić to przypuszczenie mogłyby tylko badania DNA, ale nie mamy kości Mieszka I. Moim zdaniem jest to koncepcja logiczna historycznie. Ludzie, którzy dobrze wiedzieli, czym jest państwo chrześcijańskie i jak je zorganizować, znikają w jednym miejscu, pojawiają się 400 km dalej i budują państwo od początku. Wyjaśniałoby to zagadkę wiedzy potrzebnej do zaplanowania i zbudowania owych odkrytych w Wielkopolsce grodów – jednakowych i powstałych w tym samym krótkim czasie.
Przesuwałoby to w odleglejszą przeszłość początki Polski, ale zarazem wzbogacało naszą metrykę o szersze powinowactwa europejskie.
Jest jeszcze inny argument. Historyczny. Mieszko I swojemu drugiemu z kolei synowi, którego matką była margrabianka saska, dał na imię: Świętopełk. Było to książęce imię wielkomorawskie, w tamtej wczesnośredniowiecznej Europie ściśle zastrzeżone dla tej dynastii. Tak samo jak u nas imię Mieszko, a na Rusi Włodzimierz. Synowi nadawał imię ojciec – po którymś ze swoich nieżyjących przodków w linii męskiej. Nie wyobrażam sobie innego wytłumaczenia tego faktu jak nawiązanie przez Mieszka do własnej tradycji rodzinnej.
Ten trop wydaje się – mnie, laikowi – niezmiernie interesujący. Jak przyjmują pana koncepcję historycy?
Podnoszą między innymi następującą wątpliwość: Mojmirowice byli chrześcijanami, a Mieszko ochrzcił się dopiero w 966 roku. Ale znowu głos zabierają archeolodzy. Badania pani prof. Hanny Kóčka-Krenz, prowadzone od kilkunastu lat na Ostrowie Tumskim w Poznaniu, wokół gotyckiego kościoła Najświętszej Marii Panny, odsłoniły pod nim ruiny pałacu kamiennego z czasów Mieszka I, a trzy lata temu odsłonięto przy tym pałacu maleńki kościółek, może kaplicę albo oratorium. Zachowała się nawa główna (3 na 2 metry), absyda, podstawa ołtarza. Pani profesor znalazła belkę progową w wejściu do pałacu, na tyle dobrze zachowaną, że udało się ustalić, iż drzewo, z którego ją wykonano, zostało ścięte po 941 roku. Dokładniej określić daty nie można, ponieważ brakuje wierzchniej warstwy słojów.
Co to oznacza?
Na pewno drzewo ścięto przed chrztem Mieszka, a trzeba pamiętać, że budowa musiała trwać kilka lat. Ktoś w kraju pogańskim wybudował prywatną kaplicę, a ten ktoś był, jeśli nie władcą, to osobą należąca do ścisłej elity. Jeżeli mój domysł o pochodzeniu Piastów od tych uciekinierów wielkomorawskich, którzy byli chrześcijanami, jest prawdziwy, to w odkryciu pałacowej kaplicy nie ma nic tajemniczego. Byłoby zupełnie naturalne, że oni w Wielkopolsce, chociaż byli odcięci od kontaktów z Kościołem, pielęgnowali chrześcijańską tradycję.
A Mieszko?
Być może został ochrzczony wcześniej, przed 966 rokiem – mogli to zrobić rodzice – ale jako władca przyjął chrzest oficjalnie, zgodnie z ówczesnymi obyczajami i opiniami, które nie uznawały w pełni chrześcijaństwa niemającego stałych kontaktów z Kościołem instytucjonalnym. Używano w odniesieniu do takich osób określenia: semichristiani – półchrześcijanie, coś pomiędzy chrześcijaństwem a pogaństwem. Ważne jest to, że Mieszko był tego świadomy i przygotowany do przyjęcia chrztu. To również tłumaczy, skąd miał wiedzę, jak się zachowywać na scenie geopolitycznej, jak być władcą państwa, które na tej scenie się znalazło i zaczęło liczyć w ówczesnej Europie. Jeśli pochodził z dynastii już dość długo chrześcijańskiej, został do tego wychowany przez rodziców. Jego rządy, od samego początku, wskazują, że tak właśnie było.
Czy spodziewa się pan odkryć archeologicznych, które mogłyby istotnie odmienić tę koncepcję początków państwa i roli Mieszka I czy też takich, które ją ugruntują?
Oczywiście, wyglądam odkryć potwierdzających moją interpretację. Gdyby się ostatecznie ugruntowała, byłoby to szokujące. Archeologia dostarcza nam niespodzianek w każdej chwili. Może pani profesor odkryje kolejną kaplicę? A może wreszcie grób Mieszka? Każde takie odkrycie podważa i nakazuje zrewidować naszą tradycję historiograficzną. To budzi sprzeciw, mobilizuje do szukania argumentów w jej obronie.
Mogę sobie wyobrazić konfuzję tych, którzy przywykli do określonych ustaleń, na których opierali swoje interpretacje genezy państwa, ocenę postaci władców, ale sprzeciwu nie rozumiem, bo jeśli ta geneza przesuwa się w czasie, czyli mamy dłuższą historię i głębsze korzenie, a do tego korzenie tkwiące w chrześcijańskiej Europie i postać pierwszego władcy – rozumnego polityka – to powinno radować i bardzo pobudzać ciekawość, jak naprawdę było.
Może trudno się rozstawać z przekonaniem, że to Piast – Polak czy Polanin krew z krwi i kość z kości – dał początek dynastii, która jest nasza, rodzima, własna.
Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej powtarzaliśmy uparcie, że to jest powrót – po czasie oddzielenia od Europy przez czynniki od nas niezależne. Jeśli pojawiają się poszlaki, że byliśmy tam dłużej, niż mówi o tym obowiązująca wersja historii, i byliśmy „na równi" z innymi państwami, choć jesteśmy peryferią geograficznie, to możemy tylko się cieszyć i szukać potwierdzenia tych poszlak.
Moim zdaniem korzenie wielkomorawskie możemy poczytywać za zaszczyt, bo to było najstarsze państwo słowiańskie.
Taka geneza wydaje się też bardziej naturalna, niż nagłe wyłonienie się państwa w legendarnych okolicznościach, którego władca od razu wkroczył na scenę geopolityczną.
Pytania, „jak to było możliwe", dotąd nie stawiano.
Z powodu dystansu czy rozbratu między archeologią i historią?
Takie nastawienie jest pokłosiem badań milenijnych. Przed zbliżającym się tysiącleciem chrztu (naprawdę nie wiadomo, czy odbył się rzeczywiście w 966 roku) uruchomiono ogromny program badawczy utrwalający tę cezurę między czasami pogańskimi i chrześcijańskimi. Miało to, naturalnie, aspekt polityczny, choćby uzasadnianie naszego powrotu na „piastowskie Ziemie Zachodnie".
Powtarzam: jeśli byliśmy państwem europejskim przed tą cezurą, to ucieszmy się z tego.
I ja powtórzę: państwo Mieszka I stało się na ówczesnej scenie politycznej sukcesem. Dokumentowanie tego wymaga zmiany myślenia, wyjścia poza koleiny.
Czy zdaniem pana profesora współpraca archeologów i historyków będzie się rozwijać? Czy te odkrycia, o których pan mówił, staną się impulsem do współpracy?
Nie wiem. Apeluję i zabiegam o to już bardzo długo, ale nie widzę dobrych skutków. Przyczyny są po obu stronach. I archeolodzy, i historycy wolą pozostawać w kręgu swoich źródeł, do których badania są przyuczeni na studiach uniwersyteckich. Kolejne pokolenia kształci się dokładnie tak samo. Archeologia i historia średniowiecza, zamiast zbliżać się do siebie, rozchodzą się. Tacy ludzie, jak kiedyś Aleksander Gieysztor, dzisiaj Henryk Samsonowicz, Jerzy Strzelczyk, rozumieją wagę archeologii dla poznawania dziejów, interesują się możliwościami, jakie ona daje. Nie widzę tego, niestety, w średnim i młodym pokoleniu mediewistów. Widzę obronne mechanizmy przed „wtrącaniem się" archeologów w sprawy historii.
Można sobie wyobrazić płodne intelektualnie współzawodnictwo.
Wyobrażam to sobie, ale rzeczywistość jest inna. Historycy nie chcą słuchać pytań, jakie wynikają z odkryć archeologicznych. Tradycja jest ustalona – Mieszko był księciem Polan, ochrzcił się w 966 roku i wtedy powstało państwo.
W moim długim życiu tzw. dziennikarza naukowego ciągle słyszę i wielokrotnie sama to powtarzałam, że konieczna jest interdyscyplinarność badań, integracja specjalności naukowych, współpraca na pograniczach dyscyplin.
W deklaracjach wszyscy się z tym zgadzają, a praktyka jest inna. Nie tylko u nas. Niedawno wróciłem z kongresu mediewistycznego w Wielkiej Brytanii, gdzie wiele mówiono o potrzebie współpracy różnych specjalistów, zwłaszcza archeologów z historykami. Są próby, powstają centra takiej współpracy, np. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie czy w Bergen. Przeszkodą – poza tradycyjną wzajemną rezerwą – jest także to, że i archeologia, i historia mają dzisiaj tak wiele subdyscyplin, coraz bardziej od siebie odległych, tak bardzo wyspecjalizowanych, że przekroczenie tej bariery jest ogromnie trudne.
Odkrycia archeologiczne, jak rozumiem, nie bywają na ogół radykalnym zaprzeczeniem tego, co ustalili historycy na podstawie, nielicznych, w odniesieniu do wczesnego średniowiecza, źródeł pisanych. Nie powinny więc wywoływać odruchów sprzeciwu, raczej nadzieje na uzupełnienie wiedzy uzyskanej z tych skąpych źródeł.
Odkrycia archeologiczne pomagają uporządkować wiadomości. Jeżeli nic nie potwierdza istnienia Polan, trzeba się z nimi pożegnać. Jeżeli nie ma dokumentów do czasów przedmieszkowych – trzeba się zwrócić ku archeologii. Być może odkrycia archeologiczne na terenie Wielkopolski pozwolą także wyjaśnić niezrozumiałe dotąd wzmianki w późniejszych źródłach pisanych. Oby tylko wzajemna ciekawość była większa.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Ustalmy tożsamość. Jest pan i archeologiem, i historykiem.
Z wykształcenia jestem archeologiem, historykiem z przyuczenia.
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Na konflikcie o telewizje TVN i Polsat może stracić koalicja rządząca, bo niekoniecznie z działaniami ocenianymi przez część obywateli jako cenzura będzie jej do twarzy – uważa politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Rafał Chwedoruk,
Rząd Donalda Tuska chroni swoich sojuszników. Ale zarazem trudno dyskutować z faktem, że w dobie wojen hybrydowych jest to ważne dla polskiej demokracji.
Wieść gminna niosła, że amerykański Warner Bros Discovery zamierza sprzedać TVN Węgrom lub Czechom. Ale ja się z decyzji premiera cieszę. Dopisuję ją do mojej prywatnej listy „kamieni milowych” na drodze do przywrócenia praworządności w Polsce.
Zapowiedź umieszczenia telewizji TVN i Polsat na liście polskich firm strategicznych to symbol czasów, w których przyszło nam żyć. Coś, co wczoraj wydawałoby się niemożliwe, jutro może być oczywiste.
Premier Donald Tusk w czasie wspólnej konferencji prasowej z premierem Estonii Kristenem Michalem zapowiedział dopisanie TVN i Polsatu do wykazu firm strategicznych.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas