Pierwsze wioski szły czwórkami gdzie indziej, do mechanicznych krosien, ale tkaczki są zawsze zgarbione, chude i kaszlą, podczas gdy krasawice, które siekają tytoń, napełniają gilzy i oklejają pudełka, zwykły strzelać oczkami i szeleścić spódnicami na wszystkich placach Europy, od Madrytu po Kijów. Więc może i naszą bohaterkę opiszmy, przykrawając ją do tej konwencji, równie mało prawdziwej, co papuziej?
W fabryce w Jekaterynosławiu pracuje od 1910. Srebrny Wiek, srebrne ćwierćrublówki, srebrzyste podbrzusze chmur pary z przędzalni, tartaków i walcowni. Kadeci i mieńszewicy gryzą kostki – czy uda się zindustrializować kraj, wchłonąć te masy ludu, zanim przyjdzie kolejny wstrząs, którego już nie opanujemy? – ale ona, nasza Carmen, jak żywe srebro, tylko zamiast walk byków – chłopaki okładające się kułakami w kabakach nad Dnieprem.
Od 1918 – kandydatka w partii bolszewików, i klub wojskowy prowadzi w oddziale 12 Armii – wesoło u karczmareczki! A w rok później pokazała odwagę, ruszając z tajną misją do odciętego frontem Kijowa. Figlarka, domowe imię „Perl" zmieniła w podrobionych dokumentach na „Polina Żemczużyna" – i tak już zostało, te wyśnione perły biednej żydowskiej dziewczyny, córki krawca, grzechotały i lśniły matowo w jej nazwisku do końca życia...
Z Kijowa uszła cało, od początku lat 20. zasiadła w aparacie – i ten najważniejszy próg biografii, moment, kiedy gniew sprawiedliwej, która chce ująć się za całym wyklętym ludem ziemi zmienia się w nienawiść do tych, którzy mają inny niż Partia pomysł na urządzenie świata, znika na zawsze pod grubym suknem kursów, awansów i stanowisk. W dwudziestym pierwszym roku wychodzi za mąż – i jej don José, taki mądry, taki układny, taki koci, przeżyje z nią pół wieku, chociaż wtajemniczeni kadrowi nieraz kiwać będą z przyganą głowami, nie mogliście to sobie wziąć naszej, rosyjskiej dziewczyny, towarzyszu?
Dwie linie w tej biografii, jakby stara Cyganka zaczęła jej czytać z dłoni pod koniec drugiego aktu. Linia serca – strzelającej oczami zalotnicy dostał się pion perfumeryjny: jak w 1930 została mianowana kobietą-dyrektorem fabryki wód kolońskich „Czerwony świt", tak odpowiadała na coraz wyższym szczeblu za pomadki do ust, cienie do powiek i pulweryzatory aż do końca lat 30. A linia życia? Być ze swoimi, z narodem tułaczym, kiedy będzie to coraz gorzej widziane: przyjść na nabożeństwo w moskiewskiej synagodze, frenetycznie klaskać w żydowskim teatrze, przyjaźnić się z Michoelsem. Po procesie w 1949 zesłana w kazachski step, spędziła cztery lata z motyczką przy zagonach bawełny. Zwolniona już w marcu 1953, rozcierała w dłoniach wnucząt główki rumianku.