Rok później były lider Pink Floyd Roger Waters wystąpił na koncercie charytatywnym w Berlinie, który – choć był złożony z piosenek ze słynnej płyty „The Wall" – zakończył się artystyczną klapą, a jej apogeum było koszmarne wykonanie „Another Brick In The Wall (Part 2)" przez Cyndi Lauper.
Jednak Waters (ur. 1943) się nie załamał i po umiarkowanych sukcesach solowych płyt nadal podróżuje po świecie z „The Wall", w zeszłym roku był na Stadionie Narodowym w Warszawie. Pisze muzykę filmową i operową. Łabędzi śpiew giganta rocka?
O tym wszystkim możemy przeczytać w biografii Watersa autorstwa Dave'a Thompsona. Jej podtytuł to „Człowiek za murem", co może sugerować, że Roger Waters wciąż nie może się wyzwolić ze swych obsesji, którym wielokrotnie dawał wyraz na płytach Pink Floyd. Dziecko, które nie znało swego poległego podczas II wojny we Włoszech ojca, odludek opętany wizją absurdu wojny, przemocy, braku wolności. Z książki dowiadujemy się, że Waters był trudnym we współżyciu facetem, zamkniętym w sobie, ambitnym, z czasem starającym się przejąć całkowitą kontrolę nad kolegami z zespołu.
Ale przecież kiedy zabrakło Syda Barretta, założyciela Pink Floyd i głównego kompozytora, cierpiącego na poważne problemy psychiatryczne spowodowane nadużywaniem LSD, to właśnie Waters okazał się najbardziej twórczy. Dostarczał materiał, który złożył się m.in. na albumy „The Dark Side of the Moon" czy właśnie „The Wall". Stał się liderem, choć pozostali członkowie, przede wszystkim gitarzysta David Gilmour i klawiszowiec, dziś już niestety świętej pamięci, Richard Wright, pisali nie mniej znakomite utwory, a przede wszystkim definiowali brzmienie kapeli. Napięcie jednak rosło. W książce przedstawiono perturbacje, które doprowadziły do tego, że albumy „The Wall" i następny „The Final Cut" były w zasadzie autorskimi dziełami Watersa. Potem coś ostatecznie pękło, by już nigdy się nie zrosnąć.
A Roger Waters? Procesował się z kolegami, którzy kolejny album Pink Floyd znacząco zatytułowali „A Momentary Lapse of Reason" („Chwilowe zaćmienie umysłu"), nie szczędził im inwektyw w wywiadach, podążył solową drogą kariery. Czy udaną? A może niewidzialny mur wciąż otacza autora jednej z najważniejszych płyt rocka? „Kiedy to pisałem, rzecz dotyczyła głównie mnie samego, trochę Syda Barretta, ale ogólnie rzecz biorąc lęku. Lęk uruchamia mechanizm obronny, a kiedy się bronisz, zaczynasz budować wały, które przypominają mur".