Nie byłbym tego „bez" taki pewien. Przecież wiadomo, jak bardzo kwestia smoleńska podzieliła elity i społeczeństwo. Rosjanie wyraźnie tym grają. Bo jeżeli to była rzeczywiście niezawiniona katastrofa, to nic nie stało na przeszkodzie, by szybko wspólnie przeprowadzić śledztwo i sprawę wyjaśnić. Tymczasem postępowanie toczy się już ponad cztery lata, Rosjanie nie oddają wraku samolotu ani czarnych skrzynek, a politycy polscy coraz bardziej skaczą sobie do oczu. Uważam, że agentura wpływu w Polsce jest bardzo aktywna i stosuje tę samą metodę, którą zastosowano wobec Polski w XVIII wieku.
W czym to się przejawia? Poza tym, że Rosjanie nie oddają wraku prezydenckiego samolotu.
Agenta wpływu trudno jest złapać za rękę. Zawsze może udawać kogoś korzystającego z wolności słowa, eksperta, który ma inne zdanie. Tymczasem dziwne jest, że chociażby sprawa rozwiązania WSI ciągle powraca. Nie chcę przesądzać, czy likwidacja WSI została przeprowadzona prawidłowo, ale pewne jest, że wracanie do tematu powoduje skłócenie sceny politycznej. Niektóre debaty toczone na forach internetowych i zamieszczane opinie wyglądają na inspirowane przez agenturę rosyjską. Możliwe, że ślimacząca się budowa gazoportu to też jest wynik pracy agentury wpływu, bo wyraźnie służy interesom Gazpromu. Choć myślę, że Rosja pracuje teraz przede wszystkim nad tym, aby wprowadzić swoich sołdatów na tereny Łotwy i Estonii. Chce przecież sprawdzić, jak bardzo sojusz północnoatlantycki będzie bronić Estończyków i Łotyszy. Rosjanie są niezadowoleni z aktywności amerykańskiej w Europie Środkowej, bo wiedzą, że ich plany będą trudniejsze do zrealizowania. Tym bardziej że obecność USA to może być jedyny punkt oporu, skoro Niemcy z jednej strony nie zgadzają się na umieszczenie w Polsce baz NATO, a z drugiej twierdzą, że Bundeswehra nie jest zdolna do obrony własnych granic. Osłabienie wiarygodności obronnej NATO byłoby bardzo przydatne Kremlowi.
Ale gdyby zielone ludziki pojawiły się na Łotwie czy w Estonii, to chyba Niemcy i inne kraje Unii zmieniłyby w tej sprawie zdanie?
Trudno powiedzieć. W 1938 roku minister Józef Beck zabiegał o stworzenie tzw. trzeciej Europy, bloku państw leżących między Niemcami a Rosją, które wspólnie broniłyby się przed ewentualną agresją tych krajów. Były sygnały, że porozumienie jest możliwe, ale ostatecznie w stolicach państw Europy Środkowej uznano, że lepiej nie wiązać się z Warszawą, bo może agresorowi wystarczy jako ofiara sama Polska. Z tego powodu inni starali się trzymać od Polski z daleka. Tego typu bojaźliwa postawa dominuje w tej chwili w Europie. Może dojść do sytuacji, że Rosja milimetr po milimetrze będzie się posuwać na Zachód, a ci, którzy będą o kilkadziesiąt centymetrów dalej na zachód, będą się zachowywali tak, by Rosji nie drażnić.
Nawet mając w pamięci niedawne doświadczenia historyczne sprzed ?II wojny światowej?
Ludzie żyjący w dostatku chcą przede wszystkim świętego spokoju. Przyznam zresztą, że sam, przewidując agresywną politykę Kremla, nie przypuszczałem, że tak szybko sięgnie on po środki zbrojne. Wydawało mi się, że Rosja będzie rozgrywała swoją partię przy pomocy gazu, co zajmie jej ładnych parę lat. Ale wszystko nabrało przyspieszenia, a teraz Europa i Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na Rosję, które wraz z upływem czasu będą coraz bardziej dotkliwe. To wiele zmienia. Federacja Rosyjska główne dochody czerpie ze sprzedaży ropy naftowej i gazu, przy czym dla Rosji opłacalność sprzedaży ropy jest na poziomie minimum 114 dolarów za baryłkę. A cena baryłki spadła do 87 dolarów i nadal spada. Rosja ma rezerwy finansowe, ale długo uszczerbku w dochodach nie wytrzyma. Przewiduje się, że w ciągu czterech lat dojdzie w tym kraju do ciężkiego kryzysu gospodarczego. W ten sposób Ronald Reagan doprowadził do upadku ZSRR – obniżając coraz bardziej cenę ropy naftowej. Tak więc sankcje są dla Rosji niebezpieczne i Putin świetnie o tym wie.
Co się wtedy może wydarzyć?
Rosja może przyspieszyć realizację swoich planów. Przypomnę, że Hitler wcale nie planował wybuchu II wojny na wrzesień 1939 roku. Zamierzał ją wywołać w 1944 lub 1945 roku, kiedy miał się zakończyć proces rozbudowy armii. W 1939 roku był on zrealizowany zaledwie w 40 proc. Hitler natomiast chciał powiększyć swój potencjał, strasząc użyciem Wehrmachtu, aby podporządkować Niemcom różne kraje. Twierdził, że musi bronić Niemców zamieszkałych poza granicami III Rzeszy. A ponieważ reakcji Anglii i Francji nie było, wyciągnął wniosek, że Zachód jest słaby. Uznał, że po Austrii i Czechosłowacji zdoła podporządkować sobie Polskę. Tu się pomylił. Polska stawiła opór. Nasi sojusznicy wypowiedzieli Niemcom wojnę. W rezultacie w 1945 roku Hitler wojnę kończył, a nie zaczynał, i to z fatalnym dla siebie skutkiem. Co robi dziś Rosja? Prezydent Putin ogłosił, że będzie bronił Rosjan mieszkających poza granicami Federacji Rosyjskiej, i usiłuje zajmować kraje, w których owi Rosjanie mieszkają. Pytanie, do czego to wszystko doprowadzi.
A gdyby pan porównał naszą dzisiejszą sytuację polityczną do tej, w jakiej znajdowała się II Rzeczpospolita, czy znalazłby pan jakieś analogie?
W II RP elity i całe społeczeństwo chciały bronić kraju przed agresją zarówno ze wschodu, jak i z zachodu. Były marginalne środowiska myślące inaczej, mam na myśli Komunistyczną Partię Polski, ale to była po prostu sowiecka agentura. Zwolenników, np. pójścia z Hitlerem, nie było zaś w ogóle. Współczesne wynurzenia niektórych publicystów na temat rzekomej możliwości porozumienia z Hitlerem i wspólnego z Niemcami ataku na ZSRR to są baśnie z tysiąca i jednej nocy. Nie było w 1939 roku nikogo, kto byłby w stanie przekonać Polaków do wspierania agresywnych zamiarów Hitlera. Ktoś taki musiałby być samobójcą. Prezydent Ignacy Mościcki, marszałek Edward Śmigły-Rydz i minister Józef Beck samobójcami nie byli. Dziś nie mamy takiej jednoznacznej – gdy chodzi o postawy – sytuacji.
Sugeruje pan, że obecnie w Polsce są środowiska uważające, że należy się sprzymierzyć z Rosją?
Takie głosy się pojawiają.
Chyba jakiś kompletny margines? Jeżeli ma pan na myśli Janusza Korwin-Mikkego, to przecież nikt nie traktuje go poważnie.
Z marginesami jest tak, że jeżeli dostaną mocne wsparcie, to przestają być marginalne. Pojawiają się przecież głosy typu: po co nam ta Ukraina, to są faszyści, banderowcy. To jest teza suflowana przez propagandę rosyjską. A na przykład Ruch Autonomii Śląska wysłał wiernopoddańczy list do ambasadora Rosji, prosząc, aby władze rosyjskie – jak podkreślono, jeśli to możliwe – nie celowały swoimi rakietami w Śląsk, bowiem „naród śląski" nie ma nic wspólnego z rusofobicznymi Polakami. A więc są przyczółki, z których można skorzystać. Znacznie lepsze niż te, które Rosja miała przed 1939 rokiem.
A nie musimy się obawiać ukraińskiego nacjonalizmu? Sprawy historyczne powinny pójść w niepamięć?
W tej chwili w konflikcie z Rosją formuje się nowoczesny naród ukraiński. Zyskuje własną świadomość i tożsamość. Pojawia się też pytanie, co zostanie uznane przez ukraińskie elity za fundament narodowej tożsamości. Mamy niestety taki problem, że część tych elit odwołuje się do ideologii nacjonalizmu integralnego i UPA. Co prawda w ostatnich wyborach ugrupowania nacjonalistyczne przegrały, ale z racji zbrodni, jakich w czasie II wojny światowej dopuścili się nacjonaliści ukraińscy na polskiej ludności cywilnej, powinniśmy być czujni. Polska nie może tego zapominać, przemilczeć, a tym bardziej godzić się na to, by Ukraińcy odwoływali się do „tradycji" upowskich. Gdyby ten kierunek na Ukrainie zwyciężył, to mielibyśmy poważny kłopot.
Romuald Szeremietiew jest doktorem habilitowanym nauk wojskowych, profesorem Akademii Obrony Narodowej, znawcą historii ?II RP. Kilka dni temu został szefem Biura Inicjatyw Obronnych przy AON