Wystawienie się na ryzyko utraty wszystkiego, co dała nam wolność, w imię tejże wolności? Czy też wyzbycie się wolności w imię gwarancji, że to, co raz dane, będzie zachowane?
Brzmi to dość abstrakcyjnie, ale sprowadza się do rzeczy prostych. Strachu przed tym, że można coś ważnego stracić; że przyjdzie ktoś obcy i zabierze, że obudzimy się – jak w złym śnie – z pustymi kieszeniami. Któż nie zna takich snów.
Osobliwie często przydarzają się tym, którzy przeszli w życiu przez ubóstwo. To chwile, które w istocie mrożą krew w żyłach. Sens jest wtedy nie tyle projekcją obawy przed nieznanym, ile bolesnym wspomnieniem. Zastanawiam się, czy takie sny zdarzają się ludziom, którzy nie doznali biedy lub głodu. Nie wiem, jeśli tak, to są zapewne podświadomą rekolekcją seansów filmowych, jakichś odległych, przerażających, lecz abstrakcyjnych fabuł. To zresztą nie ma znaczenia.
Ów lęk jest całkiem realny. Groźba, nawet jeśli podświadoma, wciąż jest groźbą. Kiedy myślę o tym dylemacie, nie potrafię nie wracać do doświadczeń mojego pokolenia. W czasach gdy dorastałem, w późnych latach 70., a pewnie jeszcze intensywniej w latach 80., zasadniczym problemem moich rówieśników był permanentny deficyt wolności. Zaczynał się gdzieś na poziomie banalnego detalu; braku możliwości zakupu papierosów bez kartek, markowych dżinsów czy jakiejkolwiek wędliny. Nie można było nie iść na pochód pierwszomajowy, bo za taki akt kontestacji groziła pała w szkole i nieprzyjemności w domu.
Przynależność do HSPS egzekwowano administracyjnie, rock'n'roll żył w głębokim podziemiu, paszporty były zdeponowane w ubeckich biurach i każdy wyjazd w świat wiązał się z upokarzającą procedurą żebrania o ów magiczny dokument. Granice były zamknięte. Pensje haniebne. Książki i kasety wideo szmuglowano z zagranicy.
Można było zupełnie spokojnie powiedzieć sobie samemu do lustra: chromolę taką rzeczywistość; nie liczy się bezpieczeństwo, wybieram wolność, a więc ryzyko. Bardzo wielu moich przyjaciół przekroczyło wtedy granice i zagościło w szczęśliwych rajach Zachodu. Znacznie mniej wybierało wolność w kraju. Wolność, czyli życie poza systemem lub przeciw niemu.
Ten pierwszy wybór był zresztą, choć niewygodny, relatywnie dozwolony, drugi wiązał się zazwyczaj z pewnymi nieprzyjemnościami. Cóż, taka cena wolności! – powtarzało się w myślach z gorzkim poczuciem tandetnego heroizmu.