Prezydent Andrzej Duda wyznaczył datę wyborów na 15 października. Dopiero co Donald Tusk ogłaszał apokaliptyczne przepowiednie, że data ta będzie przesuwana na dalsze tygodnie. Dziś oczywiście może przypisać niespełnienie się tych „proroctw” własnym gromkim protestom.
Zarazem Tusk nie musi odwoływać swoich sugestii, że rząd wykorzysta sytuację na wschodniej granicy Polski do wprowadzenia stanu wyjątkowego. To będzie mógł powtarzać niemal do ostatniego dnia przed wyborami. To klasyczna sztuczka tej kampanii, trwającej od dawna, ale teraz już formalnej. Ona będzie po trosze o wszystkim, a obie strony zdążyły ją ogłosić najważniejszą od 1989 roku, przesądzającą o losie Polski. Autorowi tego tekstu udało się zajrzeć za kulisy sztabu Zjednoczonej Prawicy. W zasadzie nie widać tam niespodzianek, może poza kilkoma detalami.
Wojna, inflacja, nie aborcja
Z bardzo szczegółowych badań, zwanych jakościowymi, liderzy PiS i ich sojusznicy dowiedzieli się, że dla Polaków są dwa najważniejsze tematy: wojna (i co za tym idzie bezpieczeństwo zewnętrzne) oraz ich kondycja ekonomiczna, łącznie z inflacją, choć i bezrobociem. Można się było tego domyślać. To paradoks, ale za całkiem nieważne zdecydowana większość pytanych uważa tak bardzo widowiskowe tematy obyczajowe.
Czytaj więcej
Marian Banaś doprowadził do ostatecznej zapaści autorytetu tak ważnej instytucji, jaką jest Najwyższa Izba Kontroli. A przy okazji wraz z PiS i całą opozycją udzielił nam niezwykłej lekcji relatywizmu.
Przez jakiś czas opozycja z Donaldem Tuskiem na czele czyniła z wojny kulturowej coś nadrzędnego. Ale wymagało to opowieści o konkretnych kobietach skrzywdzonych przez złe, opresyjne państwo, pani Joanny z Krakowa, wcześniej innych. Przykuwały one uwagę mediów i opiniotwórczych środowisk. Pytanie, na ile dotyczyły przeciętnego Kowalskiego czy nawet Kowalskiej.