Jest początek roku 2016. Roku, w którym Wielka Brytania w referendum zadecyduje o wyjściu z Unii Europejskiej, a w listopadzie Amerykanie wybiorą na swojego 45. prezydenta Donalda Trumpa. Ale nowa powieść Hariego Kunzru rozpoczyna się w Berlinie. Jest paskudna pogoda, a bezimienny bohater, pisarz z Nowego Jorku, nie ma humoru. Trafił do stolicy Niemiec na stypendium. A ściślej do Instytutu Deutera w Wannsee, niesławnym kurorcie na zachodnich obrzeżach metropolii, gdzie w czerwcu 1942 r. odbyła się konferencja, na której szefostwo III Rzeszy postanowiło o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”.