– To, co widzimy na rynku, to splot szeregu czynników od wzrostu cen nośników energii, ale także surowców czy kosztów pracy i zmian podatkowych – mówi Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu. – Rynek i konsumenci często odnoszą poziom cen do dyskontów, które są ważnym graczem. Ich siła w zakresie narzucania niskich cen wynika wprost z bardzo ograniczonej oferty produktów na półkach, jedynie po kilka w kategorii i jeszcze często marka własna. W efekcie sprzedają ich bardzo dużo, ale z wąskiego portfolio, co powoduje, że producenci często oferują im właśnie na nie ceny niższe niż innym sprzedawcom – dodaje.
Swoje zrobił zakaz handlu w niedzielę. – To idiotyczne prawo, wcześniej radziliśmy sobie nieźle, w sobotę było więcej klientów, w niedzielę uzupełniali zakupy. Zakaz spowodował, że dyskonty wydłużyły godziny pracy w piątki i soboty, zorganizowały masę promocji – mówi przedsiębiorca, który swój sklep zamknął rok temu.
Zakaz handlu w niedzielę wszedł w życie w 2018 r., ale jeszcze długo będzie wpływał na sytuację rynkową. Z analizy firmy Sagra Technology, która zebrała dane z ponad 220 tys. punktów handlowych, wynika, że efektem zakazu jest przyspieszenie znikania hipermarketów, w których często robiono zakupy właśnie w weekend. O ile w 2018 r. spadek ich liczby wynosił 1 proc., o tyle w 2020 r. ubyło kolejne 5 proc., natomiast w 2021 r. z mapy handlowej zniknął co ósmy hipermarket – aż 12 proc.
Ponieważ zdecydowanie wzrosło znaczenie dyskontów, to w przypadku małych i średnich sklepów widać wzrost zainteresowania integracją w ramach np. sieci franczyzowych. – Zdecydowanie coraz więcej sklepów przystępuje do sieci, niż z nich odchodzi czy zostaje całkowicie zamkniętych – mówi Anita Wojtanowska z Sagra Technology. Firma przyjrzała się trzem sieciom franczyzowym, które posiadają ponad 3 tys. lokalizacji na terenie kraju. Przyrosty procentowe ich lokalizacji w ciągu ostatnich lat były znaczące, czyli więcej sklepów było do sieci włączanych lub w ramach sieci otwieranych, niż z nich wychodziło lub było zamykanych. – Rekordowa sieć w 2019 r. zwiększyła liczbę sklepów o 33 proc., w 2020 r. o 13 proc., a w 2021 r. o 18 proc. – podaje Wojtanowska.
Eksperci potwierdzają, że sektor spożywczy zmienia się i zmierza w stronę silniejszego usieciowienia. – Zainteresowanie systemami franczyzowymi jest wysokie i widzimy także wzrost zadowolenia właścicieli sklepów z działalności w takim modelu. Oznacza to choćby znaczące ułatwienie, jeśli chodzi o logistykę, bo niezależne sklepy muszą się zaopatrywać często u co najmniej kilku dostawców. Sklepy w ramach sieci mają też lepszy dostęp do produktów, nawet tych, których na rynku może np. okresowo brakować. Spodziewamy się, że stopień integracji polskiego handlu będzie nadal rosnąć – mówi „Plusowi Minusowi” Michał Wiśniewski, dyrektor ds. franczyzy Profit System.
– To nie tylko szyld, ale także wsparcie technologiczne, know-how asortymentowe i promocyjne, skala wyrażona niższymi cenami zakupu, co potem może mieć odzwierciedlenie na sklepowych półkach... Przeciętny sklep małego formatu nie może konkurować z dyskontem pod względem ceny czy asortymentu, ale dzięki wiedzy i danym może dysponować korzystną ofertą dla swoich klientów – dodaje Szymon Mordasiewicz.
Wracając do zakazu handlu w niedzielę – dopiero w tym roku zniknęła furtka pozwalająca na pracę tego dnia sklepom zarejestrowanym jako punkty pocztowe. Najpierw korzystała z tego głównie Żabka, a pod koniec nawet ogromne sklepy Kaufland czy Castorama dumnie otwierały się jako poczty. Jak podawała wywiadownia Dun & Bradstreet, w ostatnim roku obowiązywania takiego rozwiązania zainteresowanie ze strony firm handlowych było gigantyczne. O ile w latach wcześniejszych taki status przez wpis do rejestru klasyfikacji działalności PKD uzyskiwało po góra 100–300 punktów rocznie, o tyle już w 2020 r. było ich niemal 2 tys., a do końca sierpnia 2021 r. zrobiło to ponad 6,2 tys. W efekcie liczba sklepów, które mogły skorzystać z takiego rozwiązania, przekroczyła 16 tys.
Od lutego taka możliwość zniknęła, ale wiele dużych sieci uruchamia teraz sklepy w ramach umów franczyzowych i ich właściciele w niedzielę mogą pracować, nawet jeśli sklep działa pod logo Carrefour czy Auchan.
Mówi członek rodziny, która od dekad prowadziła sklep pod Warszawą: – Zakaz handlu zupełnie rynek rozregulował i postawił na głowie, nie było sensu w niedzielę otwierać, bo ludzie obkupują się w sobotę na promocjach w Lidlu i Biedronce.
W tej rodzinie najmłodsze pokolenie akurat chciało interes przejąć, ale „pomoc” rządu dla drobnego polskiego handlu w postaci zakazu handlu w niedzielę spowodowała, że sklepu już nie ma. Padł.
Ogółem niedzielny zakaz negatywnie ocenia 57 proc. Polaków, pozytywnie jedynie 28 proc. – Zdania są bardziej podzielone, jeśli chodzi o kwestię tego, jak praca handlu w niedzielę powinna być uregulowana, choć także przewagę mają osoby chcące w ten dzień kupować – podkreślają autorzy badania z firmy Inquiry.
Ludzie patrzą na ceny
Małe sklepy zderzają się też z innymi problemami, z których istnienia wielu polityków nie zdaje sobie sprawy. – Problemem jest zaopatrzenie, hurtowni ubywa, wiele przestawia się na indywidualnych klientów. Jak my mamy później cenowo z nimi rywalizować? – mówi sklepikarz, który wszedł ostatecznie do sieci franczyzowej.
Część produktów musi zamawiać z centrali, jak choćby te z reklamowanych w mediach promocji, ale ma też trochę dowolności, zwłaszcza jeśli chodzi o marki lokalne. – Z nimi też jest problem, ludzie patrzą na ceny, coraz mniej zwracają uwagę na jakość czy dobór składników – mówi rozgoryczony.
Rząd chciał także sklepom pomóc, opodatkowując obroty dużych sieci. Po raz kolejny podpierając się argumentem, jak to w ten sposób wyrówna się szanse, ponieważ większe sieci podniosą ceny i staną się mniej konkurencyjne. Oczywiście, nic z tego nie wyszło, poza tym, że budżet zarabia na tym ponad 2,6 mld zł, choć przy uchwalaniu liczono na 1,5 mld zł.
Wielkie sieci i tak mają znacznie większe możliwości nacisku na producentów, więc nie tylko cen nie podniosły, ale się zmobilizowały i były w stanie zorganizować nawet jeszcze lepsze promocje niż wcześniej. Polska Izba Handlu od dawna alarmuje, że przedstawiciele handlu tradycyjnego często otrzymują od producentów oferty w cenach, które są już wyższe niż te, które dyskont pokazuje na sklepowej półce. Jak w takich realiach można mówić o konkurencji?
W efekcie podobnie jak w przypadku zakazu handlu sytuacja małych sklepów wręcz się pogorszyła, a to, co się dzieje teraz z galopującymi cenami, jeszcze dobije sklepikarzy. – Konsumenci szukają oszczędności, ponad jedna trzecia Polaków jest w stanie zmienić sklep w zależności od oferty w innym. W przypadku rosnących cen duża część konsumentów będzie zmuszona do oszczędzania i będzie szukać najniższej ceny lub promocji z przymusu.
Ceny i promocje w sklepach spożywczych mogą przestać być konkurencyjne wobec cen w dyskontach – mówi Konrad Wacławik z NielsenIQ. – Podobnie z dostępnością produktów: w pierwszej kolejności dostawcy zaopatrują pewny, skonsolidowany rynek zbytu, w drugiej kolejności – ten rozdrobniony – dodaje.
Wielkie sieci są dla producentów lepszym partnerem, bo mają gigantyczne dzienne obroty. Zamiast zaopatrywać wiele sklepów różnych firm i marek, producentowi wygodniej dogadać się z jedną siecią, która sama odbierze towar i rozwiezie go później ze swojego magazynu.
– My nie mamy marek własnych produkowanych tylko dla nas, przez co tańszych. A przyszły takie czasy, że ludzie patrzą już tylko na ceny – mówi kolejny rozgoryczony sklepikarz z Krakowa. Odlicza dni do zamknięcia biznesu.
W wielkich miastach takie zwolnione lokalizacje zajmują z reguły Żabki, które niemal zawsze i wszędzie są w stanie się utrzymać. W mniejszych miejscowościach lokal jest przejmowany przez kogoś z innej branży lub zamykany na głucho.
Nago w operze. Fiutki Pasoliniego nie były pierwsze
Bunt dwojga śpiewaków, którzy odmówili udziału w skandalizującej inscenizacji, wywołał burzę. Był to temat do dyskusji o gwiazdorstwie i prawach artysty, ale u nas oburzano się głównie na brukanie opery pornografią.
Intuicja nie wystarczy
Zakupy spożywcze się konsolidują, potrzebnych będzie coraz mniej sklepów, choć ludzie niby kupują coraz więcej. Paradoks, który uderza najmocniej w osoby starsze, często bez samochodów, którym będzie coraz trudniej dotrzeć do sklepu na zakupy. Komisja Europejska od dawna alarmuje o zjawisku wykluczenia, w Polsce przybywa miejscowości, w których sklepów nie ma zupełnie, jedyną opcją są te obwoźne, które uruchamia choćby sieć ABC. Sama podaje, że jest największą siecią sklepów mobilnych w Europie, współpracując już z ponad 100 przedsiębiorcami w siedmiu województwach.
W wielkich miastach i na ich obrzeżach opcją są zakupy internetowe, ale poza aglomeracjami, nie ma na to niemal szans. No i ceny oferowanych w ten sposób produktów są wyższe, co jest wyzwaniem dla słabiej zarabiających. Czyżby czekała nas kolejna bitwa o handel? Tyle że będzie chodziło o jego utrzymanie, zwłaszcza jeśli chodzi o małe sklepy.
– W polskim handlu nadal jest miejsce dla małego formatu, także w trudnych czasach. Jednak nie ma już miejsca na działania czysto intuicyjne, bez wsparcia wiedzy i danych oraz przemyślanej strategii, za którą idą konkretne działania – przestrzega handlowców Szymon Mordasiewicz z GfK Polonia.