Bolesław Borysiuk. Szkoła życia i biznesu

Janusz Lewandowski dla ludzi Samoobrony był symbolem zaprzaństwa. Dlatego Andrzej Lepper starał się jak najmocniej zaznaczyć swój protest - mówi Bolesław Borysiuk, były poseł Samoobrony.

Publikacja: 19.01.2017 23:01

Członkowie Samoobrony demonstrują w 5. rocznicę śmierci Andrzeja Leppera. Bolesław Borysiuk (w środk

Członkowie Samoobrony demonstrują w 5. rocznicę śmierci Andrzeja Leppera. Bolesław Borysiuk (w środku): Organizujemy spotkanie pod hasłem „Spotkanie drużyny Leppera po latach” i chcemy wystąpić o wznowienie śledztwa w sprawie jego śmierci.

Foto: EAST NEWS, Mariusz Gaczyński

"Plus Minus": Jak to się stało, że został pan doradcą Samoobrony? Pana biografia: działacz ZSP, doktorat na partyjnej uczelni przy KC PZPR, działalność w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej powinny pana raczej popchnąć ku SLD.

Bolesław Borysiuk, były poseł Samoobrony: W zrzeszeniu Studentów Polskich, podobnie jak tysiące studentów, znalazłem niepowtarzalną szansę samorealizacji, ucząc się i służąc swoim zaangażowaniem całemu środowisku akademickiemu. ZSP było wielokolorowe politycznie, od lewicy do prawicy. To nas nie dzieliło. Mam zatem wielu przyjaciół i kolegów, wśród nich także znanych polityków lewicy, jak: Józef Oleksy, Stanisław Ciosek, Stanisław Opala, Leszek Miller, Waldek Świrgoń. Olka Kwaśniewskiego poznałem, zanim został ministrem sportu. Podczas Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie w 1985 roku, zorganizowałem dla kierownictwa polskiej delegacji spotkanie z radzieckimi kosmonautami na temat gwiezdnych wojen, co było niezwykle interesujące i pouczające. Moje powojenne pokolenie aktywność zawodową zaczęło realizować w końcówce Polski Ludowej i po okrągłym stole każdy z nas przeszedł weryfikację w nowych warunkach. Ja postawiłem na współpracę gospodarczą ze wschodem. Miałem kontakty i biegle znałem rosyjski.

Pan, historyk z wykształcenia, postanowił się sprawdzić w biznesie?

Tak. Nawiązałem kontakty z wielkim łotewskim koncernem Radiotehnika Riga, który produkował unikatowe wyroby akustyczne – głośniki i wzmacniacze najwyższej jakości. Z kolei w Polsce porozumiałem się z Diorą – dostarczałem im komplety głośników, a oni robili piękną obudowę i to wszystko szło na eksport do Niemiec. Do Rygi dostarczałem z kolei przewody miedziane. I to się kręciło znakomicie, ale Diora była nastawiona na produkcję na wielką skalę i nie wytrzymała zabójczej konkurencji w nowych warunkach. Z kolei na Łotwie na przeszkodzie stanęła nam polityka – odwołano dyrektora zakładów w Rydze, pana Martinsona, uchodzącego zasłużenie za geniusza produkcji, z którym świetnie współpracowałem i biznes się skończył.

Co pan robił później?

W 1993 roku Józef Oleksy, który rozpoczął organizowanie współpracy między polskimi i ukraińskimi przedsiębiorcami (Forum Gospodarcze Polska – Ukraina – Wschód), został marszałkiem Sejmu i scedował na mnie to przedsięwzięcie. Forum działało do 1998 roku i wzięło w nim udział ponad 2 tysiące polskich, ukraińskich, białoruskich firm małego i średniego biznesu. To była prawdziwa szkoła życia i biznesu. Gdy SLD doszedł do władzy w 2001 roku przygotowałem dla Leszka Millera raport na temat wymiany handlowej z Rosją. Miller był tym średnio zainteresowany, dlatego gdy kiedyś przypadkowo spotkałem Andrzeja Leppera w jednym z warszawskich lokali, a od dawna śledziłem jego karierę – zaproponowałem mu moje opracowanie. Po kilku dniach zadzwonił do mnie, że chciałby się spotkać. Rozmowa była krótka i konkretna. Lepper powiedział: „Panie Bolku, pan wychował się bez ojca jak i ja, pan jest ze wsi, ja też. Ma pan nade mną tę przewagę, że od lat mieszka pan w Warszawie, a ja od niedawna. Może mi pan pomóc w budowaniu zaplecza eksperckiego ruchu".

Przecież Samoobrona od dawna istniała na scenie politycznej, a w Sejmie była już drugą kadencję.

Tak, ale wielu ludzi obiecywało Lepperowi pomoc i wielu go oszukało. Uznałem, że warto pomóc partii, która broni tak mi bliskich elementarnych praw polskich rolników. Zorganizowałem zespół ekspertów, ściśle współpracujący z Andrzejem Lepperem. Opracowaliśmy słynny „Program społeczno- gospodarczy Samoobrony", będący rozwinięciem hasła partii „Człowiek – rodzina – praca – godne życie". A gdy zbliżały się wybory do europarlamentu w 2004 roku, pojawili się nowi eksperci, jak Ania Kalata, Rysio Czarnecki i inni.

Pan był uważany za twórcę polityki prorosyjskiej Leppera.

Lepper jak każdy polski chłop rozumiał i cenił sąsiedztwo z wielkim rynkiem rosyjskim. Dlatego nie musiałem ani ja, ani inni przekonywać lidera Samoobrony do rozwoju nadwątlonych relacji gospodarczych z Rosją. Sprzedawać Rosjanom polskie jabłka, ogórki, wędliny – to polski interes, a nie rosyjski. Pomimo sankcji unijnych nałożonych na Rosję francuski biznes realizuje dziś na rynku Rosji inwestycje wartości 50 mld dolarów, a sam tylko amerykański koncern ExxonMobil ma podpisane porozumienia z rosyjskimi gigantami energetycznymi na zawrotną sumę pół biliona dolarów. Te przykłady mogę mnożyć, przywołując Niemcy, Włochy, Belgię, Holandię, Austrię. Uważałem, że Polska musi utrzymywać poprawne stosunki z Rosją, bo to leży w interesie obu krajów. Lepper podzielał mój punkt widzenia. Był zdania, że Rosja to kraj, z którym z którym prędzej czy później znowu każdy będzie musiał się liczyć. I jeżeli nie możemy mieć dobrych stosunków z Rosją to przynajmniej powinniśmy utrzymywać dobre stosunki z Ukrainą i Białorusią jako przedpokojem Rosji. Uważał, też że Polska nie może zdać się bezkrytycznie na politykę zjednoczonych Niemiec.

Jaki był Andrzej Lepper?

Lepper był rasowym, ludowym politykiem. Miał fenomenalne wyczucie czasu politycznego i historycznego, wiedział, co w danym momencie było dla ludzi najważniejsze i o tym mówił. Był świetnym mówcą, błyskawicznie nawiązywał kontakt z ludźmi i miał charyzmę. Bardzo ciężko przeżywał wyprzedawanie majątku narodowego przez pierwsze rządy Solidarności. To tłumaczyło zoologiczną wręcz nienawiść Samoobrony do Janusza Lewandowskiego, ministra przekształceń własnościowych. Lewandowski dla ludzi Samoobrony był symbolem zaprzaństwa. Dlatego Lepper starał się jak najmocniej zaznaczyć swój protest – blokował drogi, organizował marsze gwiaździste, a gdy wszedł do parlamentu, blokował mównicę. To wszystko sprawiało, że Samoobrona znalazła się w centrum ostracyzmu politycznego, choć dziennikarze lgnęli do Leppera, bo gwarantował im gotowy, atrakcyjny produkt dziennikarski. A te protesty Samoobrony były pomocne naszemu rządowi w negocjacjach z Unią Europejską.

To prawda Leszek Miller mówił, że twarda postawa opozycji pomagała w negocjacjach, ale jednocześnie Lepper z mównicy sejmowej oskarżył członków rządu Millera o przyjęcie łapówek. O Aleksandrze Kwaśniewskim powiedział, że jest największym nierobem w Polsce. Nie przeszkadzało to panu? To byli pana koledzy.

Lepper zawsze więcej wymagał od polityków lewicy, dlatego jego oceny były wyostrzone. Szczególnie atakował Kwaśniewskiego, bo uważał, że głowa państwa powinna więcej robić, nie zgadzać się na niektóre praktyki, np. na sprzedaż STOEN-u. Miał też ogromny żal do lewicy o likwidację PGR, bo to Wojciech Jaruzelski podpisał wyrok na Państwowe Gospodarstwa Rolne. Dla Leppera był to cios w samo serce. Ale gdyby nie afera Rywina, relacje Samoobrony i SLD mogły być przyjazne. Leszek Miller rozumiał się z Lepperem. Zresztą w odczuciu społecznym to Samoobrona była postrzegana jako prawdziwa patriotyczna lewica w naszym kraju, broniąca praw i interesów ludzi ciężkiej pracy.

Ale Samoobrona nie pomogła Sojuszowi, gdy głosowane było sprawozdanie z prac komisji śledczej badającej aferę Lwa Rywina.

Lepper nie miał wyjścia, gdyby wówczas poparł Millera, nie miałby czego szukać w eurowyborach.

I tak za wiele w nich nie ugrał.

Bo przyjął złą taktykę. Gdy zbliżały się wybory do Parlamentu Europejskiego, spotkał się ze mną i rzekł: „panie Bolku", zawsze tak do mnie mówił, „mam dobrą informację, wracam z klubu, przekonałem posłów, żeby nie startowali do europarlamentu, jedynki w tych wyborach będą obsadzone przez ekspertów, bo budujemy nowy wizerunek Samoobrony". Nie byłem tym zachwycony, bo przecież ekspertów mało kto znał, a więc należało się spodziewać, że wynik wyborów będzie gorszy od takiego, jaki chcieliśmy osiągnąć. Powiedziałem to Lepperowi, ale on oznajmił, że decyzja zapadła. Wierzył, że jego nazwisko wystarczy, żeby lista zdobyła 10 proc. poparcia, a resztę zrobią sami kandydaci.

Krążyły informacje, że Samoobrona handlowała pierwszym miejscami na listach wyborczych.

Lepper tego nie robił, ale inni z jego otoczenia – chyba tak. Natomiast wszyscy podpisywali weksle in blanco, co miało być gwarancją ich lojalności. Niektórzy nie chcieli podpisywać weksli, bo przecież większość członków Samoobrony nie była zamożna. To był autentyczny ruch społeczny, wyrosły w określonych warunkach społecznych. Jednakże trzeba pamiętać, że Samoobrona powstała w 1992 roku, a do Sejmu weszła dopiero w 2001 roku. Leppera przez ten czas opuściło wielu ludzi. Samoobrona, zanim weszła do Sejmu, wprowadziła swoich ludzi do samorządów, a Lepper dość często musiał zrywać lokalne koalicje i przekonał się, że gdy padło hasło – wychodzimy z koalicji, to część wychodziła, a część nie. Gdy ktoś miał pracę, został wicedyrektorem, to już nie chciał tego tracić. Stąd się wzięły te weksle.

Co zaważyło na tym, że Lepper związał się z PiS?

Po pierwsze, jak już mówiłem, afera Rywina, po drugie, wysocy hierarchowie Kościoła, jak abp Sławoj Głódź, ośrodek toruński, który namawiał do koalicji z PiS i wreszcie Artur Balazs, również bardzo kibicujący temu porozumieniu. On był świetnie obeznany w relacjach panujących w PiS. Kiedy pojawiły się problemy w koalicji w marcu 2007 roku, to właśnie od Artura dowiedziałem się, że koalicji już nie ma. Nie uwierzyłem mu. Uważałem, że jego ocena jest pochopna, ale miał rację. Wracając do początków koalicji, najważniejsze było to, że Andrzej Lepper, który w wyborach prezydenckich w 2005 roku zdobył 15 proc. głosów, w drugiej turze poparł Lecha Kaczyńskiego. Wtedy też podpisano pierwsze porozumienie na wybory prezydenckie z PiS. Mam ten dokument do dzisiaj.

Popierał pan pomysł współpracy z PiS?

Nie. W mojej ocenie porozumienie z PiS było bardzo ryzykowne, ze względu na bliskość naszych elektoratów. Gdy na początku kadencji dogadywane było porozumienie dotyczące poparcia Marka Jurka na marszałka Sejmu, podszedł do mnie Janusz Palikot, wówczas poseł PO z Lublina i mówi: „Panie pośle, co wy robicie, przecież oni was zjedzą. Przychodzę w imieniu ścisłego kierownictwa Platformy z propozycją rozmów". Ja na to, że rozmowy zawsze są możliwe. I natychmiast udałem się z tą informacją do Leppera. Siedział z Maksymiukiem, wysłuchał, co mam do powiedzenia, i się nie odzywa. Za to Maksymiuk mówi: „Borysiuk, chcesz zaistnieć w mediach?". Powiedziałem do Leppera, że to jest jego decyzja, na co usłyszałem, że jest już za późno.

Czyli koalicja była już zaklepana?

Kierunkowo, ale bez szczegółów. Krótko potem Lepper został ministrem rolnictwa, tyle że po kilku miesiącach doszło do pierwszego kryzysu i Lepper został wyrzucony z rządu. Zadzwonił do mnie, żebym przyjechał. Pojechałem do niego, siadłem i się nie odzywam. A on: „O co panu chodzi?". Mówię: Panie Andrzeju, uprzedzałem pana, że tak będzie, a teraz dodam, że moim zdaniem nasi partnerzy z PiS za bardzo grzebią w życiorysach. Z tego punktu widzenia pana droga i moja droga są dla nich nie do przyjęcia. Na to Lepper: „Panie Bolku, będzie dobrze. Właśnie wróciłem od prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dał mi słowo honoru, że od dzisiaj on będzie monitorował koalicję". Lepper nie był naiwnym człowiekiem, ale Lechowi Kaczyńskiemu bardzo uwierzył i tym większe było później jego rozczarowanie, że prezydent nie stanął w jego obronie.

A jakie były relacje Leppera z Romanem Giertychem, liderem LPR?

Ani bliskie, ani kordialne. Partnerskie.

W końcówce rządów zbliżyli się do siebie.

Sytuacja ich do tego zmusiła. Bo PiS od początku nas podgryzało. Chciało nam podebrać posłów, zamiast zagospodarować partnerów koalicyjnych. Nie rozumiałem ich postawy. Jako koalicja sformułowali przełomowe cele – zmieniliśmy stosunek do prywatyzacji i inne pojawiły się wymogi wobec Unii Europejskiej. Nie wiem, jaki był sens wyrywać jednego czy drugiego posła z Samoobrony, skoro mieliśmy wspólny antyliberalny program zmian.

Ma pan na myśli historię Renaty Beger, którą Adam Lipiński z PiS namawiał do porzucenia Leppera?

To też, ale od początku były takie podchody pod naszych posłów. To sprawiało, że w środowisku Samoobrony zaczęło się dziać niedobrze. Partia zaczęła falować. Posłowie Krzysztof Filipek, Danuta Hojarska, Genowefa Wiśniowska to dostrzegali i przestrzegali.

Pan był uważany za głównego kadrowego w Samoobronie. Media rozpisywały się jak to rozprowadzał pan członków Samoobrony w KRUS, a później w mediach publicznych.

Lepper słusznie zabronił posłom nawiedzać ówczesnego prezesa KRUS w sprawach kadrowych i polecił mnie jako osobie kompetentnej w sprawach ubezpieczeniowych, weryfikować przydatność kandydatów. Dzięki temu w pełni uniknęliśmy przykrych wpadek i nieporozumień. Przez zespół ekspercki Samoobrony w latach 2003–2005 przewinęło się około 300 osób. Gdy weszliśmy do koalicji rządowej, Lepper powiedział do mnie: „Panie Bolku, jesteśmy bliscy zrealizowania obietnicy danej naszym działaczom, proszę mi przygotować propozycje personalne do wszystkich resortów". I ja mu takie propozycje złożyłem. Mam do dzisiaj tę listę. To byli lojalni, fachowi ludzie. Nie skompromitowali ani nas, ani siebie.

Pamięta pan seksaferę, która obciążyło Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego? Jak pan ocenia tamtą sytuację z perspektywy czasu?

Nie doceniłem tego kryzysu. Uważałem, że to kolejna dęta afera, wymyślona przez salon. Jeszcze jeden atak na partię, która nie była akceptowana przez kręgi liberalne. Z koalicji PiS–LPR–Samoobrona nasza partia była najłatwiejsza do atakowania. Giertycha chroniły wartości katolickie, z PiS się liczono, bo był duży i miał prezydenta. A nas atakowano nieustannie. Gdy człowiek codziennie dostaje w twarz, to jeden cios więcej nie robi na nim wrażenia. Dopiero po rozmowie z Balazsem zrozumiałem, że seksafera to jest poważny problem realnie zagrażający koalicji.

Co panu powiedział Balazs?

Powiedział: „Bolesław, wy tego nie doceniacie, ale dla PiS to jest wielki problem moralny. Jarosław Kaczyński nie akceptuje takich zachowań". Wiem, że Balazs brał udział w rozmowie, podczas której ustalono, że koalicja będzie trwała pod warunkiem, iż Lepper odetnie się od Łyżwińskiego. Przez dwa miesiące Łyżwińskiego nie było w przestrzeni publicznej. Ale gdy się pojawił, Lepper posadził go obok siebie na konferencji prasowej. Wtedy Balazs powiedział, że to jest koniec koalicji.

Ostatecznie jednak koalicja rozpadła się przez tzw. aferę gruntową. Jak pan ją wspomina?

Pod koniec maja 2007 roku, późnym wieczorem odbieram telefon z biura poselskiego z informacją, że o 7 rano następnego dnia jest posiedzenie klubu. Pojechałem na spotkanie klubu, Lepper miał nieciekawą minę, szybko zakończył zebranie, zaprasza mnie do gabinetu i mówi: „Panie Borysiuk – po raz pierwszy powiedział do mnie po nazwisku – co pan robi na Mazurach, jakąś deweloperkę pan rozkręca?". Zdumiałem się i mówię: Panie przewodniczący, jest pan ministrem rolnictwa, wicepremierem, o tej porze powinien pan analizować raporty, a nie zwoływać klub nie wiadomo po co, a teraz zadaje mi idiotyczne pytania. Na Mazurach ostatni raz byłem, gdy pan mnie oszukał i wysłał tam na eurowybory. Lepper zrobił minę oszukanego dziecka i pyta: „To pan tam nie odrolnia ziemi i niczego nie buduje?". Ja na to: „O czym pan mówi, ja nawet procedur odrolniania ziemi nie znam". Przytaczam tą rozmowę, bo w moim przekonaniu Lepper nie bardzo „siedział" w tej rozgrywce, chociaż przyszło i jemu, i Samoobronie zapłacić za nią straszny rachunek.

Pamięta pan waszą sromotną porażkę w 2007 roku?

Oczywiście. Andrzej Lepper przyjechał z żoną na wieczór wyborczy. Na sali zostało ok. 10 proc. tych ludzi, którzy byli z nami, gdy współrządziliśmy. Giertych tego samego wieczora złożył rezygnację ze stanowiska szefa LPR, ale Lepper nie chciał tego zrobić. Przez kilka dni po wyborach w ogóle się nie pojawiał. Wiedziałem, że jeżeli ze strony szefa partii nie ma inicjatywy, to trzeba coś robić. W ten sposób doszło do wymuszonego spotkania Leppera z klubem w Sejmie, w budynku G. Gdy zobaczyłem Leppera, to miałem wrażenie, że fizycznie się skurczył po tej porażce. Rozpoczęło się zebranie, posłowie krytykowali lidera. Niektórzy wręcz po chamsku, np. „Panie premierze, niechaj pan odejdzie, bo pan nam przeszkadza". I to mówiła osoba, która nigdy bez szansy, którą jej dał Lepper nawet progu parlamentu by nie zobaczyła. To było smutne i haniebne. Zabrałem głos i mówię, że trzeba w tej sytuacji zwołać nadzwyczajny kongres partii, który oceni sytuację i rozliczy władze. Zakończyłem moje wystąpienie słowami: „jeżeli nawet pan odejdzie, to historia zna piękna powroty". Na to wstał Maksymiuk i mówi: „Borysiuk chce kongresu. Za dwa lata zaczniemy zjazdy regionalne". Powiedziałem wówczas do Leppera: – Skoro nie pan odpowiada w tak zasadniczej sprawie, tylko dyrektor biura, to znaczy że w tym gronie się już nie spotkamy. I faktycznie, wtedy widziałem Leppera po raz ostatni.

Nie spotkał się pan z nim przed jego samobójczą śmiercią?

Nie. Odmowa zwołania nadzwyczajnego zjazdu Samoobrony po przegranych wyborach w 2007 roku podzieliła nasze środowisko. Z Filipkiem, Hojarską i innymi działaczami założyliśmy własną partię. Ale tuż przed śmiercią Andrzeja Leppera miałem nadzieję i chciałem z nim spotkać w sądzie, na jednej z rozpraw mego przyjaciela o weksel. Lepper miał stawić się na rozprawie jako świadek. Pojechałem na rozprawę, ale Lepper się nie stawił, sekretarka przedstawiła jego zwolnienie lekarskie. Kilka dni później zadzwonił do mnie syn i powiedział, że Andrzej Lepper nie żyje. Dramat, tragedia. Tak Polska traci swych wielkich synów. Organizujemy spotkanie pod hasłem „Spotkanie drużyny Leppera po latach" i chcemy wystąpić o wznowienie śledztwa w sprawie jego śmierci.

Rzecznikiem Samoobrony był Mateusz Piskorski, założyciel prorosyjskiej partii Zmiana, dziś podejrzewany o szpiegostwo na rzecz Rosji. Pana organizacja ma bliskie kontakty ze Zmianą.

Poznałem Mateusza w Samoobronie w 2005 roku. Jako poseł był dobrym mówcą, miał świetne pióro, znakomicie mówił po angielsku, obronił potem doktorat. Miał kontakty na całym świecie, na wschodzie i na zachodzie. Jego zatrzymanie było dla mnie zaskoczeniem. Nie mam wątpliwości, że miało podłoże polityczne.

Dlaczego?

Już brak zgody na rejestrację partii Zmiana ma polityczny podtekst. Do zatrzymania Piskorskiego doszło po proteście jego partii w Łodzi, przeciwko lokalizacji w Polsce wojsk NATO. Zaczekajmy na zakończenie śledztwa i postanowienie niezawisłego sądu. A jeżeli chodzi o zarzut szpiegostwa, to Piskorski jest trzecią znaną mi osobą, którą o to oskarżono. Pierwszy był Józef Szaniawski, drugi Józef Oleksy. W obu przypadkach oskarżenia się nie potwierdziły.

—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")

Dr Bolesław Borysiuk był doradcą i posłem na Sejm RP z ramienia Samoobrony. Przewodniczył Związkowi Zawodowemu Rolnictwa i Obszarów Wiejskich Regiony

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

"Plus Minus": Jak to się stało, że został pan doradcą Samoobrony? Pana biografia: działacz ZSP, doktorat na partyjnej uczelni przy KC PZPR, działalność w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej powinny pana raczej popchnąć ku SLD.

Bolesław Borysiuk, były poseł Samoobrony: W zrzeszeniu Studentów Polskich, podobnie jak tysiące studentów, znalazłem niepowtarzalną szansę samorealizacji, ucząc się i służąc swoim zaangażowaniem całemu środowisku akademickiemu. ZSP było wielokolorowe politycznie, od lewicy do prawicy. To nas nie dzieliło. Mam zatem wielu przyjaciół i kolegów, wśród nich także znanych polityków lewicy, jak: Józef Oleksy, Stanisław Ciosek, Stanisław Opala, Leszek Miller, Waldek Świrgoń. Olka Kwaśniewskiego poznałem, zanim został ministrem sportu. Podczas Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie w 1985 roku, zorganizowałem dla kierownictwa polskiej delegacji spotkanie z radzieckimi kosmonautami na temat gwiezdnych wojen, co było niezwykle interesujące i pouczające. Moje powojenne pokolenie aktywność zawodową zaczęło realizować w końcówce Polski Ludowej i po okrągłym stole każdy z nas przeszedł weryfikację w nowych warunkach. Ja postawiłem na współpracę gospodarczą ze wschodem. Miałem kontakty i biegle znałem rosyjski.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków