Rz: Mija już trzeci rok od ostatniej rewolucji na Ukrainie. Jako członek rady Euromajdanu był pan jej aktywnym uczestnikiem. O co wtedy walczyli Ukraińcy?
Każdy z protestujących może różnie odpowiedzieć na to pytanie. Jeden powie, że protesty miały na celu integrację Ukrainy z Europą, drugi, że demonstrował przeciwko niesprawiedliwości, a trzeci, że głównym celem była dymisja Janukowycza. Wszystkie te odpowiedzi będą prawdziwe. Odważę się jednak uznać za najważniejszy cel wszystkich protestów masowych na Ukrainie ostatnich dziesięcioleci niepodległość.
Możliwe, że uczestnicy tych protestów nie do końca zdawali sobie z tego sprawę. W 1990 r. młodzież walczyła w centrum Kijowa o suwerenność Ukrainy, nie chciała być częścią Związku Radzieckiego. W 2004 r. podczas pomarańczowej rewolucji ludzie obawiali się utraty niepodległości, tego, że następca ówczesnego prezydenta Leonida Kuczmy doprowadzi do nowego sojuszu z Rosją. Jesienią 2013 r. protesty wybuchły, gdy prezydent Wiktor Janukowycz zrezygnował z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Nie chodziło jednak o nią, tylko o utratę państwowości, którą Ukraina budowała przez ponad 20 lat. Ukraińców niepokoiło to, że reżim Janukowycza mógł zostać marionetką w rękach Kremla, który walczy o ponowne włączenie Ukrainy do Rosji,
Czy można było zapobiec aneksji półwyspu i wojnie na wschodzie kraju?
Nie sądzę. W pewnym momencie Rosja całkowicie przejęła kontrolę nad działaniami ukraińskiego kierownictwa. Jej celem było doprowadzenie do starcia władz w Kijowie z pokojowo protestującymi. Gdyby sytuacja się uspokoiła, Moskwa nie miałaby pretekstu do interwencji i nie mogłaby rozpocząć okupacji Krymu i wschodniej części Ukrainy. Ucieczka Janukowycza była częścią tego planu. Kreml chciał mieć prezydenta Ukrainy u siebie, by podpisał dokument, dzięki któremu rosyjski agent mógłby zostać szefem krymskiego rządu. Miał też poprosić o wprowadzenie rosyjskich wojsk na teren Ukrainy.