Gdzie w Warszawie można obejrzeć kolekcję sztuki współczesnej? Takie pytanie słyszałam wielokrotnie w dobie późnego PRL-u i tuż po ustrojowym przełomie. Odpowiedź była jedna: w Centrum Sztuki Studio.
    Wejście z placu Defilad: ponury hall, szatnia i wielkie lustra odbijające rzędy wieszaków. Z tym anturażem kontrastowały plakaty, często autorstwa mistrzów gatunku. Anonsowały spektakle i wystawy. Żeby obejrzeć jedno lub drugie bądź obydwie rzeczy naraz, trzeba było pokonać dwa piętra marmurowymi schodami, wyłożonymi czerwonym chodnikiem. Klatkę schodową oświetlały monstrualne kryształowe kandelabry. W ich blasku dobrze prezentowały się obrazy dekorujące ściany. Co kilka stopni warto było przystanąć, żeby podziwiać kolejny obiekt tej szczególnej galerii. Połączenie socjalistycznego, kiczowatego wykwintu z brutalną, „inaczej estetyczną" awangardą.