Planowana na 75. rocznicę urodzin artysty, stała się pierwszą niezależną biografią po jego niedawnej śmierci. Dziennikarka Anna Bimer przez prawie rok zbierała materiały i rozmawiała ze znajomymi i współpracownikami „Krawca", bo tak od czasów szkolnych był nazywany.
Od dziecka przygotowywany był do życia na scenie i już jako niemowlak otrzymał w wyprawce pianino. Rodzice zachęcali syna do występów, tłumacząc, że scena to zwykły pokój, tylko bez jednej ściany i trzeba się w nim zachowywać zupełnie naturalnie. Przylgnęły do niego etykiety: polski Elvis Presley, Tom Jones wschodu czy dinozaur PRL-u. Ale miał bardzo wiele twarzy, prawdziwy muzyczny kameleon. Ogromnie ambitny i pracowity. Nagrał ponad 100 płyt. Przez wiele lat dążył do międzynarodowej sławy. Jeden z rozmówców Anny Bimer, Maciej Maleńczuk, podkreśla, że Krawczyka wyróżniała barwa głosu, intonacja, ale także genialne poczucie rytmu. Miał fantastyczny baryton i mógł śpiewać wszystko. Rzadko natomiast komponował, a tekstów piosenek po prostu nie pisał.
Świat muzyki w tamtych czasach funkcjonował zupełnie inaczej. Kariery muzyczne nie były drobiazgowo wypracowywane, liczyły się występy na żywo i nagrody w konkursach. „Oni żyli z koncertów, a nie z płyt, toteż musieli ciągle na żywo sprawdzać się w oczach widowni. Istniał w nich zarówno wielki szacunek dla tej publiczności, jak i etos muzyki, przywileju występowania, popularności" – wspomina muzyk Marek Kościkiewicz.
Czytaj więcej
Michał Siegoczyński o spektaklu „Chciałem być" o zmarłym wokaliście w Teatrze Powszechnym w Łodzi.
Krzysztof Krawczyk miał świadomość, że bycie wykonawcą to za mało. Chętnie poddawał się więc eksperymentom i sugestiom. Nie bał się nowych, zaskakujących propozycji. Niestety, przez długi czas nie było na niego pomysłu. Dopiero gdy spotkał Marka Kościkiewicza i Gorana Bregovicia, powrócił w wielkim stylu. „Dajcie mi kogoś maksymalnie swojskiego. (...) Potrzebny mi ktoś, kto już coś w życiu przeżył: kiedyś był wielki, a teraz jest zapomniany" – mówił Goran do Grzegorza Brzozowicza, który reprezentował interesy Bregovicia w Polsce. „Kicz – twierdził – to coś najcieplejszego, co wszyscy na całym świecie podobnie odczuwają, rozumieją i czego tak naprawdę potrzebują".