Powieść Melindy Nadj Abonji „Gołębie wzlatują", szwajcarskiej pisarki pochodzenia węgierskiego, pochodzącej do tego z należącej do Serbii Wojwodiny, zawiera w sobie opis przeżyć i emocji, które cechują dojrzałą prozę. Otrzymaliśmy opowieść o dziewczynie mieszkającej w szwajcarskim miasteczku, pracującej w restauracji prowadzonej przez jej rodziców – imigrantów z byłej Jugosławii w latach 70. Ildi Kocsis, bohaterka książki, ma jeszcze siostrę Nomi, a swoje dzieciństwo wspomina jako szereg wypraw do starego kraju w odwiedziny do krewnych, a przede wszystkim do ukochanej babci Mamiki. Rys autobiograficzny, silny w książce, nie nadaje jej bynajmniej charakteru wspomnieniowego. Przeciwnie. Narracja jest prowadzona na różnych płaszczyznach czasowych, co sprawia, że kreacja Nadj Abonji, z główną bohaterką, która żyje, kocha, pyta, poszukuje własnej tożsamości, zyskuje wszelkie cechy autentyzmu. I zupełnie brak tu roztkliwiania się nad emigranckim losem rodziców, nad ich komunistyczną przeszłością, trudnymi, pierwszymi latami w Szwajcarii. Jest za to rzeczowy opis, a obrazy zmieniają się niczym w kalejdoskopie: bałkańskie, szwajcarskie, także te sięgające epoki stalinowskiej ze wspomnień Mamiki, jak i współczesne ze squatu, do którego na punkowe koncerty przychodzą obie siostry, nastolatki.
Urzeka język, potoczysty, bardzo poetycki, a jednocześnie konkretny, dotykający powierzchni przedmiotów, krajobrazów, realiów Wojwodiny i Szwajcarii, przez co roztacza przed nami pisarka ciekawy świat duchowości swej bohaterki. W ten świat pewnego dnia wkracza wojna, która na początku lat 90. wybuchła na Bałkanach. Ildi zdaje sobie sprawę z tego, że jej najbliższa rodzina jest zagrożona, czyta o tym, że Węgrzy z Wojwodiny są wcielani do Jugosłowiańskiej Armii Ludowej i każe się im walczyć, i giną za Wielką Serbię. Jeden z kuzynów Ildi hoduje gołębie, trafia na niego, przychodzą w nocy. Podobno walczy gdzieś w Bośni. Za to w Szwajcarii pojawiają się pierwsi uchodźcy, a między nimi Dalibor, Serb zbiegły z Dubrownika, w którym zakochuje się bohaterka.
Jednak najbardziej wzruszające strony powieści Melindy Nadj Abonji dotyczą relacji wnuczek z babcią. To ona opowiada im o pierwszym, nieudanym małżeństwie ojca, ona wspomina swego męża – Papuci – węgierskiego rolnika zamęczonego przez komunistów w tzw. czasie wyrywania wąsów, między rokiem 1946 a 1952. Mamika to dla nich centrum świata i dopiero kiedy umiera, Ildi zaczyna poszukiwać innego, własnego. Wyprowadza się od rodziców, z którymi jest bardzo związana: razem tworzą kochającą się węgierską rodzinę, która wiele przeszła. Nie jest łatwo pisać o tym wszystkim, wyzbywając się ckliwości i sentymentalizmu. Dlatego nie dziwi, że za „Gołębie wzlatują" Melinda Nadj Abonji otrzymała Deutscher Buchpreis i Schweitzer Buchpreis.