Rz: W wydanej niedawno książce „Jesteśmy zwierzętami, ale nie głupkami” filozof Jean-Marie Meyer sugeruje, że jeśli dziś poświęca się wiele uwagi kondycji i cierpieniom zwierząt, to tylko po to, żeby odwrócić uwagę od kryzysu ludzkości. Zamiast roztkliwiać się nad fauną, człowiek powinien pilnie zwrócić się ku swemu bliźniemu. Tymczasem pani zatytułowała swoją głośną książkę: „Zwierzę, mój bliski”. Czy to na pewno Meyer jest prowokatorem?
Florence Burgat:
Jeśli taka etykietka miałaby oznaczać, że prowokuję innych do myślenia, to nic przeciwko niej nie mam. Dowodzę zaś, zresztą nie tylko ja, że – poczynając od Kartezjusza i XVII w. – nowoczesna filozofia Zachodu posługuje się konceptem zwierzęcości jako negatywem ludzkości, zaprzeczeniem człowieczeństwa. Zwierzę staje się tym wszystkim, czym człowiek nie jest lub być nie powinien. Opisuje to definicja, którą nazywam „wywłaszczeniową”. Zgodnie z nią zwierzę nie może mieć duszy, rozumu, mowy, historii, podświadomości, stosunku do śmierci itd. Mamy więc w filozofii stałą, a nawet natrętną obecność zwierzęcia, zawsze jednak traktowanego jako koncept, nigdy jako istota.
Proszę jednak odpowiedzieć na pytanie do końca, nawet jeśli jest demagogiczne. W czasach, gdy miliony ludzi codziennie stają się ofiarami okrucieństw, zajmowanie się cierpieniem zwierząt nie jest dla filozofa formą intelektualnej ucieczki? Postawą niehumanistyczną?
Negatywna definicja sformułowana przez filozofów zastanowiła mnie właśnie jako przedstawiciela dyscypliny par excellence humanistycznej. Jakie są praktyczne konsekwencje takiego przedstawiania zwierzęcia? W mojej pracy zajmuję się głównie problemem hodowli i uboju na skalę przemysłową. Ściślej tym, jakie teoretyczne usprawiedliwienia wyszukujemy, by wytłumić w sobie moralny niepokój z powodu tego procederu. A nie chodzi tu wyłącznie o okrutną śmierć zwierzęcia, także o mękę jego życia: pozbawienie odpowiedniej przestrzeni, światła dziennego, normalnych kontaktów z pobratymcami. Stawiam pytanie: jak możemy być obojętni wobec takiego bezmiaru cierpień, które generujemy dla przyjemności jedzenia? Dla zachcianki, luksusu – bo nie powoduje nami przecież ani stan wyższej konieczności, ani sytuacja dramatyczna i skrajna. Klęska głodu każe zabijać, żeby przeżyć. Wojna może rodzić postawy niegodne. Tymczasem banalizują się one w czasie pokoju i dobrobytu, a nas to nie niepokoi.