Sterując w stronę domu

– Pokażcie mi w Stanach miejsce w pobliżu Golfsztromu, gdzie każdego wieczora mogę popatrzeć na walki kogutów - odpowiadał Hemingway na pytanie, skąd u niego taka miłość do Kuby

Publikacja: 10.04.2009 18:09

Ernest Hemingway w posiadłości Finca Vigia, 1948 r.

Ernest Hemingway w posiadłości Finca Vigia, 1948 r.

Foto: AP

Gości szczególnie drogich sercu witał salwą z dwóch miniaturowych armat Winchester i biciem w dzwon zawieszony po lewej stronie drzwi. Teraz pośród wzgórz San Francisco de Paula panuje cisza. Nie jest gorąco, ale w powietrzu czuć wilgoć. Idę drogą pośród palm królewskich, plumerii i drzew mangowych. Po lewej jacht „Pilar”, którym gospodarz wyruszał na połów marlinów i tuńczyków, przede mną schody Finca Vigia, legendarnej posiadłości Hemingwaya. W piwnicy domu odkryto tysiące dokumentów, a pośród nich niewykorzystany epilog powieści „Komu bije dzwon”, wywiad przeprowadzony z pisarzem w 1952 r. i list od Ingrid Bergman.

Patrząc na salon rezydencji w peryferyjnej dzielnicy Hawany, można sądzić, że za chwilę pojawi się gospodarz. Podejdzie do barku, gdzie stoją napoczęte butelki bourbona Old Forester, Gordon’s Dry Gin i rumu Bacardi, przyrządzi sobie drinka i zasiądzie w ulubionym fotelu. Po niedawnym remoncie dom odzyskał świetność. Jest tu piękny, przypominający tarczę, wizerunek Matki Boskiej z Caridad del Cobre. W jej sanktuarium pisarz złożył medal przyznany przez Akademię Szwedzką. Mówił: – Literackiego Nobla dostałem jako pierwszy kubański sato.

„Sato” znaczy mieszaniec. Hemingway czuł się jednym z Kubańczyków, w których żyłach płynie krew hiszpańska, afrykańska i indiańska.

– Dziennikarze pytali go skąd miłość do naszego kraju – mówi mi Ada Rosa Alfonso Rosales, dyrektor muzeum Hemingwaya w Finca Vigia. – Odpowiedział: – Pokażcie mi w Stanach miejsce z drzewami owocowymi i ogrodem warzywnym. W pobliżu Golfsztromu. I żebym każdego wieczora mógł tam popatrzeć na walki kogutów. Znajdźcie mi takie miejsce, a jeśli zgodzą się moja żona i koty, to się przeprowadzę.

[srodtytul]Historia pewnego połowu[/srodtytul]

Pierwszy raz przybył na Kubę w 1928 r. na pokładzie parowca „Orita”, który wypłynął z La Rochelle. Statek wszedł do portu w Hawanie o 22.50 1 kwietnia, a w dalszą drogę do Key West wyruszył o 5.29 następnego dnia. Hemingway spędził więc na wyspie zaledwie kilka godzin, ale wystarczyło to w zupełności, by zakochać się na całe życie. To na Kubie, w pokoju 511 hotelu Ambos Mundos przy calle Obispo, napisał lwią część „Komu bije dzwon”, a w willi Finca Vigia – nowelę zainspirowaną autentycznym wydarzeniem. Oto stary człowiek, który wyruszył na połów nieopodal Cabanas, schwytał wielkiego marlina. Ryba odciągnęła łódź daleko w morze.

Kiedy się wynurzyła, stary zabił ją harpunem i przyciągnął do burty. Potem pojawiły się rekiny i rybak walczył z nimi sam, bił wiosłem i pałką, dopóki nie opuściły go siły. Dwa dni później odnaleziono starego na morzu z uwiązaną przy burcie głową i przednią częścią marlina. Ta ogryziona resztka ważyła 800 funtów. Rybak, na wpół obłąkany po stracie, płakał w łodzi, a rekiny wciąż krążyły w pobliżu.

W 1936 r. Hemingway opisał tę historię w reportażu „Na błękitnej wodzie” przygotowanym dla magazynu „Esquire”. W kilkanaście lat później powrócił do tematu, czując, jak ogromny zawiera potencjał. Ukończone dzieło nie miało pokaźnych rozmiarów, ale Hemingway wiedział, że mogłoby stanowić epilog jego twórczości. Z gotową nowelą poszedł do swego przyjaciela, Gregorio Fuentesa, członka załogi „Pilar”, który znał treść książki.

– Nie mam tytułu – powiedział Hemingway.– Nie rozumiem cię, Papo – odparł Fuentes. – Przecież opowiadasz o starym człowieku i morzu. Masz tytuł.

Na podstawie książki powstał film ze Spencerem Tracym w roli rybaka Santiago. Scenariusz został odnaleziony w piwnicach rezydencji Hemingwaya i po zeskanowaniu udostępniony badaczom.

Kiedyś pisarz zapytał Fuentesa: „Gregorio, co zrobisz z »Pilar«, jeśli umrę przed tobą?”. „Nigdy nie wypłynę nią w morze – odparł rybak. – Ustawię łódź opodal twojego domu”.

Fuentes mieszkał w wiosce Cojimar. – Wśród Amerykanów są źli i dobrzy – wyjaśniał licznie odwiedzającym go turystom. – Ale nigdy nie spotkałem kogoś tak inteligentnego i ludzkiego zarazem jak Ernest Hemingway. Fuentes zmarł w 2002 r. Miał 104 lata.

[srodtytul]Trzy wzgórza w herbie[/srodtytul]

Z centrum Hawany jechałem tu pół godziny. Na postoju taksówek można wybrać samochód pochodzący z przedrewolucyjnych czasów. Najlepiej jeśli będzie to buick, lincoln lub chrysler – takimi autami jeździł pisarz. Po jego śmierci wdowa rozdała je kubańskim przyjaciołom. Teraz pracownicy muzeum wpadli na trop jednego z wozów. Negocjują cenę z właścicielem. Chrysler powinien wrócić do garażu opodal rezydencji.

Wybudował ją kataloński architekt Miguel Pascal y Baguer, który nabył tu ziemię w 1887 r. z myślą o rodzinnych wakacjach. Na początku XX wieku posiadłość odkupił pewien Francuz. W latach 30. Finca Vigia wpadła w oko Marcie Gellhorn, trzeciej żonie pisarza.– Gdy przyprowadziła tu po raz pierwszy męża, jego reakcja była dość chłodna – mówi Isbel Ferreiro Garit, przewodniczka po muzeum. Mimo to najpierw wynajął rezydencję, potem ją kupił. Po rozwodzie z Martą willa pozostała jego własnością.„Bardzo trudno wytłumaczyć tę poranną bryzę, która przychodzi nawet w najgorętsze dni lata ponad wzgórzami otaczającymi Hawanę” – mówił w jednym z wywiadów.Trzy wzgórza San Francisco de Paula, które przywodziły Hemingwayowi na myśl trzy wzgórza Paryża, znalazły się – obok grotu strzały Indian Ojibway z rodzinnego Michigan i trzech belek oznaczających wojskową szarżę – w herbie, jaki pisarz nakazał sobie zaprojektować. Herb ozdobił zastawę w jadalni. Stół był zawsze nakryty, gdyż gospodarzowi dopisywał apetyt.

Współbiesiadników sadzał naprzeciw siebie. On zajmował miejsce po lewej stronie. Sam.– W willi składali wizyty amerykańscy kadeci – mówi Isbel Ferreiro Garit. – Była to nagroda za dobrą służbę.

W jednym z reportaży Hemingway opisał takie odwiedziny. Kadeci razem ze starszymi bosmanami wybrali się z Finca Vigia do słynnego i działającego również dziś hawańskiego baru Floridita. Wywiązała się tam „poważna dyskusja literacka”. Marynarze winszowali Hemingwayowi tak znakomitych książek jak „Kiedy przyszły deszcze”, „Księżyc i miedziak” oraz „Wieże Babelu”. Kiedy Hemingway zauważył, że nie jest autorem żadnej z nich, pewien bosman powiedział z przekonaniem: – Ernie napisał je wszystkie. Tylko jest za skromny. Napisał je pod synonimem.

[srodtytul]Tego lata na farmie[/srodtytul]

Do willi Finca Vigia wejść nie można. Zwiedzający spacerują dookoła, zaglądając przez otwarte okna. Przechodzę do kolejnego. Wzrok przyciąga regał z książkami. Ustawiono na nim maszynę Royal, której Hemingway używał do tworzenia dialogów. Jej stukot nadawał dialogom odpowiedni rytm. Obok, na drewnianym pulpicie, ołówek HB, który przydawał się Papie przy partiach opisowych. Na podłodze leży skóra antylopy – trofeum z safari. Pracował na stojąco – z powodu obrażeń, jakie odniósł podczas pierwszej wojny światowej.

Był ranny nad Piavą, gdzie w randze podporucznika służył w Amerykańskim Czerwonym Krzyżu. W mediolańskim szpitalu usunięto z jego nogi ponad 200 odłamków austriackiego pocisku moździerzowego. Utrzymywał potem, że obrażenia, jakie odniósł porucznik Henry, bohater „Pożegnania z bronią”, odpowiadały jego własnym.Hemingway irytował się, gdy pytano go o najnowsze plany literackie.

– Nie lubię mówić o moim pisaniu, gdy praca nie dobiegła jeszcze końca – wyjaśnił w odnalezionym właśnie wywiadzie dla Bernarda Kalba, dziennikarza nowojorskiego „Saturday Review of Literature”. – Niektórzy autorzy mają to w zwyczaju, ale, niestety, ja do nich nie należę.

W Finca Vigia pisywał nie tylko prozę i artykuły, ale także listy. W korespondencji do Kalba czytamy: „Tego lata na farmie było przyjemnie i rześko (fala gorąca przeszła tędy w zeszłym roku). Pewnej nocy znad Golfsztromu nadciągnął taki chłód, że musiałem włożyć flanelową koszulę, a wczoraj nawet sweter, gdy sterowałem łodzią w stronę domu. Mary, moja żona (czwarta – B.M.), czuje się dobrze. Kocha ocean, nigdy nie cierpiała na chorobę morską, a ryby łapie znakomicie. Rano, kiedy wstaję, aby pracować, jeszcze śpi, a potem załatwia wszystkie sprawy, które ja zaniedbuję, ponieważ moją głowę zupełnie zaprząta pisanie. Czyta tekst, który zdołam ukończyć, i wtedy mogę się przekonać, czy to na nią działa, czy przyprawia ją o gęsią skórkę. Gęsia skórka to coś, czego nie potrafi symulować”.

Archiwum Hemingwaya zawierające elektroniczne kopie dokumentów i zdjęć mieści się obok pomieszczeń dla służby, w dawnej kuchni rezydencji (lodówka z czasów Hemingwaya wciąż na chodzie).

Siadam przy biurku (obok archiwistka wciąż skanuje nieznane dokumenty) i na ekranie komputera przeglądam listy pisarza. Wprawdzie nie zachowała się korespondencja od Marleny Dietrich (przetrwała tylko koperta), ale możemy się przekonać, co w grudniu 1950 r. do Mary i Ernesta Hemingwayów pisała Ingrid Bergman: „Myślę o Was często, czytam o Was i mam nadzieję, że wkrótce powrócicie do Włoch albo Paryża, dokąd wybieramy się na początku przyszłego roku. Drogi Papo, kilkakrotnie czytałam miłe słowa, jakie o mnie wypowiedziałeś. Ściskam Cię czule i dziękuję z całego serca (co za fraza!). Zbliża się Boże Narodzenie i choć raz mogę na czas zdążyć z życzeniami. Zatem wesołych świąt, a w Nowym Roku może nadarzy nam się wszystkim okazja do spotkania”.

Ingrid Bergman zagrała w ekranizacji „Komu bije dzwon” i od tego czasu datowała się jej przyjaźń z pisarzem. Ingrid zwracała się do niego „papo”, on zaś do niej „córko”.W styczniu 1952 r. aktorka pytała Hemingwaya: „Czy razem ze swymi kotami zaznałeś wreszcie spokoju? Kiedy zamierzasz wybrać się do Włoch? Zanim Robertino przyszedł na świat, powiedziałeś, że chciałbyś, abym urodziła bliźnięta. Jako dumny ojciec chrzestny zaniósłbyś je do Bazyliki Świętego Piotra. Nie doczekałam się jednak bliźniąt i prawdopodobnie dlatego nie przyjechałeś. Teraz w czerwcu znów będzie szansa. Czy pojawisz się, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem?”.

[srodtytul]Pozdrowienia z Wenecji[/srodtytul]

W archiwum znajdują się również listy, jakie Hemingway wysyłał do Mary (nazywał ją Najdroższym Pikielkiem) czy korespondencja od Johna Dos Passosa, twórcy „Manhattan Transfer”. Biografów noblisty zaciekawią zaszyfrowane depesze. Wysyłał je z „Pilar”, gdy w trakcie drugiej wojny tropił niemieckie łodzie podwodne operujące na morzu karaibskim.– Jacht ścigający U-booty? – mówię. – Brzmi to niezbyt poważnie.

– Ależ Hemingway nie usiłował tych okrętów zatopić – tłumaczy Isbel Ferreiro Garit. – Informował o ich ruchach i, jak się zdaje, odnosił na tym polu sukcesy.Doświadczenia z tego czasu pisarz spożytkował w powieści „Wyspy na Golfsztromie”.

Pośród dokumentów w Finca Vigia natrafiłem na list od Adriany Ivancic, młodej damy pochodzącej z dobrej weneckiej rodziny. Hemingway sportretował ją w powieści „Za rzekę, w cień drzew” jako hrabiankę Renatę, ukochaną Ryszarda Cantwella, pułkownika armii Stanów Zjednoczonych. Po 1945 r. oficer, zmagający się z ciężką chorobą serca, powrócił do północnych Włoch, gdzie został ranny na froncie pierwszej wojny światowej. Za tło dla jego ostatniej miłości posłużyła zimowa Wenecja i skuta lodem laguna.

– Niektórzy uważają, że miłość Hemingwaya do Adriany była czysto platoniczna, inni – że niekoniecznie – mówi Isbel Ferreiro Garit. W każdym razie w liście Adriana pisała nie bez afektacji: „Zawsze wierzyłam, że mój przyszły mąż pozna Cię, polubi i że zostaniecie przyjaciółmi. W skrytości serca wciąż ufam, że w jakiś sposób wszyscy się jeszcze kiedyś spotkamy. Będę żyła z tą nadzieją, a mojej do Ciebie miłości nic nie zdoła zabić”.

[srodtytul]Wierzę jedynie w wolność[/srodtytul]

Dokumenty przetrwały dziejowe burze. Dom Hemingwaya nachodzili agenci osławionego SIM – tajnej policji Fulgencio Batisty. W 1958 r. jeden z funkcjonariuszy zastrzelił ulubionego psa pisarza – springer spaniela Blackiego. Policja musiała wiedzieć, że Hemingway wspierał finansowo bojowników walczących ze skorumpowanym reżimem. Był pod wrażeniem partyzanckiej wojny toczonej przez Fidela Castro i Che Guevarę przy autentycznym poparciu Kubańczyków.

– W 1957 r. Herbert Matthews, reporter „New York Timesa”, przybył na Kubę, by potajemnie przeprowadzić wywiad z ukrywającym się w górach Castro – zauważa Ada Rosa Alfonso Rosales. – Zanim wybrał się do Sierra Maestra, odwiedził Hemingwaya. Przyjechał do niego także po powrocie z gór.W artykule Matthews stworzył romantyczną legendę bojownika. Gdy kubańskie władze ogłosiły, że rozmowa jest kompletną fikcją, a Castro trupem, „New York Times” opublikował zdjęcie dziennikarza i rewolucjonisty spokojnie palących cygara.

Po tym jak 1 stycznia 1959 r. reżim Batisty upadł, a on sam uciekł na Dominikanę, wywożąc w walizkach 300 mln dolarów, Hemingway powiedział: – Sic transit hijo de puta (Oto odchodzi sukinsyn).W liście do Bronisława Zielińskiego, swego przyjaciela i tłumacza na polski, pisał natomiast: „Na razie ta rewolucja jest piękna i czysta. Oczywiście, nie wiem, co stanie się później. Ale liczę na pomyślny rozwój wypadków. Jak dotąd spełniają się nasze marzenia, tak jak wtedy w Hiszpanii, gdy powoływali Republikę (która jednak nigdy nie zaistniała). Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Ludzie, których rozstrzelano, zasługiwali na śmierć”. Uważał, że Kubańczycy jako naród po raz pierwszy mają szansę. Że kończą się czasy, kiedy wąska grupa uprzywilejowanych opływała we wszelkie luksusy, a reszta społeczeństwa żyła bez pracy, bieżącej wody i elektryczności.

Czasy, kiedy Hawana słynęła z zarządzanych przez mafię kasyn i burdeli (dla przykładu Casa Marina specjalizowała się w sprowadzaniu 13-letnich dziewczynek i chłopców), a na prowincji ludzie pozbawieni byli opieki zdrowotnej i edukacji.

Hemingway spotkał się z Castro raz – w 1960 r. podczas zawodów w połowach marlinów. Pisarz wręczał nagrody i powinszował El Comandante zdobycia wyróżnienia w konkursie indywidualnym. Wkrótce potem, 25 lipca 1960 r., opuścił Kubę, by nigdy na nią nie wrócić. W nieco ponad rok później Castro ogłosił, że kubańska rewolucja ma charakter socjalistyczny. Czy Hemingway pogodziłby się z tym faktem? Śmiem wątpić. Tuż przed śmiercią wyrażał obawę, że Stany Zjednoczony popchną Kubę w ręce Sowietów. A znacznie wcześniej deklarował: „Nie mogę być komunistą, bo wierzę tylko, jedynie i wyłącznie w wolność (...). Mało zdolny pisarz kieruje się poczuciem klasowym. Utalentowany zna wszystkie klasy”.

[srodtytul]Przeczytał swoje nekrologi[/srodtytul]

W rezydencji Finca Vigia widoczne są ślady wielkich pasji Papy. Obok połowu ryb były to rzecz jasna łowiectwo i korrida. Na ścianach wiszą plakaty zapowiadające walki byków, a także trofea z myśliwskich wypraw: łby antylop kudu, afrykańskich bawołów, wieniec jelenia. W sypialni przeznaczonej dla gości można zobaczyć czaszki lwów, cios słonia, w salonie – wyprawiony łeb lamparta. Również na Kubie Hemingway nie rozstawał się z bronią.– Strzelał tu chętnie do rzutków – wyjaśnia Isbel Ferreiro Garit. – Lubił też polować na ptactwo.

To ojciec, Clarence Hemingway, prowincjonalny lekarz z Illinois, zaszczepił mu łowiecką pasję. On też nauczył syna sztuki preparacji. Na półkach gabinetu i toalety w willi Finca Vigia stoją więc w słojach zakonserwowane: nietoperz, jaszczurka i olbrzymia żaba.Przechodzi mnie dreszcz, gdy patrzę na pamiątkę, jaką Hemingway przywiózł z podróży do Egiptu. To maska pośmiertna. Wykonano ją w drewnie, ale włosy faktycznie należały do nieboszczyka. Czy Hemingway, którego ojciec popełnił samobójstwo, miał obsesję śmierci?

W 1953 r. wybrał się razem z żoną na swoje drugie safari. W krótkim czasie przeżyli wtedy dwie katastrofy lotnicze, odnosząc poważne obrażenia. Mary złamała dwa żebra, pisarz doznał poparzeń, a próbując wydostać się ze strzaskanej kabiny, wywichnął sobie bark. Na domiar złego pomiędzy czaszką a uchem coś mu się stale sączyło. Jak napisał potem, poprosił żonę, aby sprawdziła, czy nie widać wyciekania szarej substancji mózgowej.

– Papo – odpowiedziała – przecież wiesz, że nie masz mózgu, więc to musi być jakiś rodzaj cieczy, który jest nam nieznany.

Dochodząc do siebie, Hemingway skracał sobie czas lekturą własnych nekrologów: „Tym, co dawało mi największą przyjemność, było czytanie w niektórych pismach opisów moich nawyków i charakteru oraz dokładnych okoliczności, w jakich nastąpił mój zgon. Niektóre z nich były dziełem autorów obdarzonych dużą wyobraźnią. Postanowiliśmy postarać się dorosnąć do tych opisów w jakimś późniejszym terminie”.

W prawie wszystkich wspomnieniach pośmiertnych podkreślano, że przez całe życie Hemingway szukał śmierci. Bardzo to pisarza zdumiało: „Czy można sobie wyobrazić, żeby ktoś, kto przez całe życie szukał śmierci, nie potrafił jej znaleźć przed osiągnięciem lat 54? Śmierć jest najłatwiejszą do znalezienia rzeczą, jaką znam. Jeżeli spędziło się życie, unikając śmierci możliwie jak najprzebieglej, lecz z drugiej strony nie cofając się przed nią i studiując ją jak piękną ladacznicę, która mogłaby nas twardo uśpić na zawsze bez żadnych problemów, to można powiedzieć, że się ją badało, ale nie, że się jej szukało”. Czy to cała prawda?

– W piwnicy trzymamy sztucer Mannlichera, który należał do Hemingwaya – powiedziała mi Isbel Ferreiro Garit. – Zwykł pokazywać go kolejnym żonom i niektórym ze swych gości, tłumacząc, w jaki sposób popełni kiedyś samobójstwo. I rzeczywiście pewnej niedzieli postąpił dokładnie w ten sposób, tyle że zamiast sztucera użył dubeltówki.

Mary powiedziała prasie, że doszło wtedy do wypadku podczas czyszczenia broni przed polowaniem. Nie uwierzył w to William Faulkner, który oświadczył publicznie: „Uważam, że Hemingway był zbyt dobrym człowiekiem, by stać się ofiarą jakiegoś wypadku, tylko słabi są ofiarami wypadków, jeśli wcześniej dom nie zawali im się na głowę. Myślę, że podążył wybraną drogą, podobnie jak jego dzieła podążają świadomie ustalonym trybem. (...) Skłaniam się ku opinii, że w odczuciu Ernesta była to właściwa chwila, by zrobić właściwą rzecz z godnością i klasą”.

A jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że historia Hemingwaya powinna skończyć się inaczej. Może tak jak życie jego alter ego – pułkownika Ryszarda Cantwella? Mężczyzna czuje, że kolejny atak serca będzie ostatnim. Mówi więc w myślach: „Od tej chwili wszystkie zmartwienia, jakie możesz mieć, będą dotyczyły ciebie samego, a to jest po prostu luksus. Mam nadzieję, że nie jesteś takim rodzajem faceta, który się martwi tym, co mu się stanie, kiedy nie można już nic poradzić”. Gdy przychodzi zawał, powtarza słowa, jakie wypowiedział umierający Thomas J. Jackson, generał konfederacki z czasów wojny secesyjnej: „Pójdźmy za rzekę i odpocznijmy w cieniu drzew”.

Również nad tą historią Hemingway pracował na Kubie, w domu pośród palm, gdzie nawet w upalne dni czuć było bryzę. Zanim stąd wyjadę, proszę Isbel Ferreiro Garit, żeby zrobiła mi zdjęcie na tle wejścia do willi. Zgadza się i przez chwilę manipuluje obiektywem.– Chciałam, aby w kadrze zmieścił się również dzwon – wyjaśnia.– Dzwon – mówię. – Oczywiście. „Komu bije dzwon”.Kobieta patrzy na mnie uważnie i z uśmiechem mówi: – Tobie. —Bartosz Marzec

[ramka]Korzystałem z książek:– Claudio Izquierdo Funcia „Hemingway. Poor Old Papa”, Ediciones Mec-Graphic Ltd. 1995– Ernest Hemingway „Sygnowano: Ernest Hemingway”. Tł. Bronisław Zieliński. Iskry 1975– Ernest Hemingway „Za rzekę w cień drzew”. Tł. Bronisław Zieliński. PIW 1966– Carlos Baker „Ernest Hemingway”. Tł. Bronisław Zieliński. Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA 1999– Kenneth S. Lynn „Hemingway”. Tł. Wacław Sadkowski. Wydawnictwo Literackie 1999– Jay Parini „Czas niezrównany”. Przełożyli Magdalena Słysz i Krzysztof Obłucki. Wydawnictwo Książkowe Twój Styl. Warszawa 2006– Mira Michałowska „Do zobaczenia, Stary Wilku”. Prószyński i S-ka 1997.[/ramka]

[ramka][srodtytul]List od Adriany Ivancic[/srodtytul]

Hemingway po raz ostatni widział ją w kwietniu 1954 r. w Wenecji, gdy wracał z safari w Afryce. W książce Kennetha S. Lynna „Hemingway” czytamy, że pisarz załamał się wtedy i rozpłakał. Zapewniał, że pragnie żyć po to tylko, by widywać Adrianę, że nadal ją kocha, a jej utrata oznaczałaby dlań rodzaj amputacji. Wykrzyknął: „Przypatrz mi się, córko. Będziesz mogła opowiadać wszystkim, że widziałaś Ernesta Hemingwaya płaczącego”. Być może do tego wydarzenia nawiązuje Adriana w liście, gdy tak zwraca się do pisarza i jego żony: „Zawsze liczyłam, że kiedy wyjdę za mąż, będę Was oboje widywała częściej i w nieco bardziej pokojowej atmosferze”.

[b]Wenecja 7 lutego[/b]

Mój drogi Papo, proszę, wybacz milczenie. Od sięgnięcia po pióro wstrzymywały mnie liczne problemy, a także obietnica.Obietnicę tę dałam człowiekowi, którego mam nadzieję poślubić i który, jak sądzę, jest dla mnie właściwym mężczyzną. Dobrze mnie zna i, co bardzo istotne, wie o moich wadach. Jest dla mnie uroczy, ale bywa także surowy. Podziwiam jego błyskotliwą inteligencję i niezwykłe poczucie humoru. Kocham go jak nikogo przedtem, ale jedna rzecz sprawia mi ból i zawsze już będzie przyprawiać o smutek: nie chce, abym pisywała do Ciebie i abyś Ty pisywał do mnie. Próbowałam tłumaczyć – wiesz przecież, jak Cię kocham i musisz mi wierzyć. Ani łzy, ani zaklęcia nie zmieniły jego decyzji.

Teraz łamię obietnicę, aby powiedzieć Tobie i Mary, jak jestem smutna, jak bardzo do Was przywiązana i jak wielce za wszystko wdzięczna. Nigdy nie zapomnę wspaniałych dni, które razem spędziliśmy, i wiem, że nigdy nie chciałeś mnie skrzywdzić. W moim sercu i w mych myślach na zawsze zachowam Cię jako najlepszego przyjaciela. (...)

Zawsze wierzyłam, że mój przyszły mąż pozna Cię, polubi i że zostaniecie przyjaciółmi. W skrytości serca wciąż ufam, że w jakiś sposób wszyscy się jeszcze kiedyś spotkamy. Będę żyła z tą nadzieją, a mojej do Ciebie miłości nic nie zdoła zabić.

Wybacz mi, Papo, uczyniłam, co w mojej mocy, ale nie miałam wyboru – kiedy on coś postanowi, nie ma odwrotu.

To bardzo, bardzo smutne pożegnanie, mój drogi Papo, mój przyjacielu (...). Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek przyjdzie nam się żegnać, ale życie jest inne i czasami okrutne. Przekaż to wszystko Mary wraz z wyrazami mojej miłości.

Kocham Cię i czule całuję,

AI

[i]—przełożył Bartosz Marzec[/i][/ramka]

[ramka][srodtytul]Wywiad z Ernestem Hemingwayem[/srodtytul]

Pisarz odpowiada w liście na pytania Bernarda Kalba, dziennikarza nowojorskiego „Saturday Review of Literature”. W rozmowie pisarz prawdopodobnie mówi o „Wyspach na Golfsztromie”, powieści, której nie zdążył nadać ostatecznego kształtu. Ukazała się po śmierci noblisty.

[b]Hemingway: po pracy wyruszam na połów[/b]

[b]Bernard Kalb: – Jak idzie pisanie?

Ernest Hemingway:[/b] – Tak jak zwykle. W niektóre dni lepiej niż w pozostałe. Rzetelnie pracowałem przez dwa i pół roku i przydałyby mi się wakacje.[b]– Co z wielką książką?[/b]

– Jest bardzo długa. W tej sprawie nie ma pośpiechu.

[b]– Kiedy możemy jej oczekiwać?[/b]

– Kiedy tylko nadejdzie odpowiednia chwila, aby ją opublikować.[b]– Postanowił pan, że będzie udzielał szorstkich odpowiedzi?[/b]

– Nie. Naprawdę. Nie lubię mówić o moim pisaniu, gdy praca nie dobiegła jeszcze końca. Niektórzy autorzy mają to w zwyczaju, ale, niestety, ja do nich nie należę.

[b]– A jak połowy?[/b]

– Powiodły się wiosną i wczesnym latem. Nie przyniosły rezultatu w czasie, gdy słońce skrzy się na wodzie, ale teraz sytuacja zmienia się na korzyść za sprawą silnego prądu na Golfsztromie. Tego sezonu złapaliśmy dwadzieścia pięć marlinów i powinniśmy dostać jeszcze kilka. W najlepszym sezonie, jaki mi się przydarzył, złowiliśmy pięćdziesiąt cztery. Ryby, które są teraz w ruchu, mają potężne rozmiary. Piszę wczesnym rankiem, a po pracy wyruszam na połów.

[i][pod spodem uwaga Mary Hemingway: Napisane przez E.H. Nie publikować ani reprodukować fotograficznie] (1952)

—przełożył Bartosz Marzec[/i][/ramka]

[ramka]Po raz pierwszy po polsku – niewykorzystany przez Hemingwaya epilog powieści „Komu bije dzwon” (1940) o hiszpańskiej wojnie domowej.W pierwszej oraz ostatniej scenie jednej z najsłynniejszych książek noblisty widzimy Roberta Jordana, Amerykanina walczącego za Republikę, leżącego na pokrytej brunatnym igliwiem leśnej ziemi. Jordan ma wykonać zadanie i jest pogodzony z losem. Wierzy, że „jeżeli zwyciężymy tutaj, zwyciężymy wszędzie”. „Świat jest wspaniały i godny walki” – powtarza. Wszystko wskazuje na to, że ostatniej bitwy nie będzie mu dane przeżyć.

W 1958 r. noblista mówił Bronisławowi Zielińskiemu, swemu przyjacielowi i tłumaczowi, że chciał tę książkę pisać dalej, ale nie mógł, bo „była to »coda«”. Teraz dowiadujemy się, że Hemingway rozważał zamknięcie powieści sceną nocnej podróży jednego z bohaterów – republikańskiego generała Golza (pierwowzorem tej postaci był Karol Świerczewski). Fakt, że autor zachował niewykorzystany epilog, nie powinien dziwić. Znawcy jego twórczości twierdzą, że nigdy nie wyrzucił zapisanej przez siebie kartki.

„Epilog

Była noc, kiedy Golz jechał wozem sztabowym drogą wiodącą w dół, z przełęczy do Escorialu”.

[i]—przełożył b.m.[/i][/ramka]

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą