Ba, to, że w trakcie debaty pojawiły się niemądre argumenty, niczego nie przesądza. Łatwo się zgodzić, że w dzisiejszej Polsce żyje się nieporównywalnie lepiej niż 20 lat temu i że początkiem zmian były reformy dokonane w 1989 roku.
Ale to niewiele. Co stało się 12 września, kiedy po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat na czele rządu stanął niekomunistyczny premier? Co było najważniejsze w 1989 roku? To, że można było wreszcie samemu decydować o sobie, czy też to, że Polska mogła wrócić do zachodniej cywilizacji, do zachodnich instytucji? Długo te cele zdawały się niemal tożsame. Może dlatego, że dla przeważającej części opinii publicznej wolność decydowania o sobie oznaczała po prostu włączenie w struktury Zachodu, wejście do Unii i NATO.
Trzeba pamiętać, że w rządzie Mazowieckiego przez długi czas najważniejsze stanowiska decydujące o bezpieczeństwie państwa były w rękach ludzi dawnego reżimu. Że nowy premier całe miesiące poważnie myślał o pozostaniu Polski w strukturach Układu Warszawskiego, że w pierwszym okresie swej działalności wyjątkowo się starał o dobre stosunki z ZSRR kosztem rezygnacji z pełnej suwerenności. Pierwszy niekomunistyczny szef gabinetu wręcz zabiegał o to, by w Polsce dalej stacjonowały sowieckie wojska.
I wreszcie cała konstrukcja tego rządu musiała pociągać za sobą praktyczną bezkarność ludzi peerelowskiego reżimu. Można się spierać o to, co znaczyła słynna „gruba kreska”, czy, jak chcą krytycy Mazowieckiego, była obietnicą bezkarności, czy też deklaracją nowego otwarcia. Czy chodziło o puszczenie w niepamięć, czy o podkreślenie, że od tej chwili zaczyna się coś całkiem nowego. Konstrukcja umowy z komunistami i charakter rządu sprawiały, że bardzo szybko te różnice przestały mieć znaczenie.
Jak zatem ocenić jego rządy? Wiele zależy od perspektywy. Jeśli uznać, że najważniejszą wartością była niepodległość i przywrócenie moralnego sensu życiu publicznemu, trudno będzie bronić zaniechań i słabości pierwszego niekomunistycznego premiera. Okazałby się on politykiem mało przewidującym, niezdolnym dostrzec skali przełomu, w którym sam uczestniczył. Kimś, kto tak bardzo przywiązał się do myśli o podległości, że gdy wreszcie nadeszła pełnia wolności, nie potrafił jej wykorzystać. Jednocześnie można powiedzieć, że dziś łatwo owe zaniechania piętnować. Wtedy, we wrześniu 1989 roku, jeszcze nic nie było takie oczywiste. Na obronę Mazowieckiego można dodać, że dzięki jego kunktatorstwu i ostrożności zmiany społeczne i gospodarcze nie sprowokowały buntu i rewolucji.