Wokół Kościoła katolickiego kłębią się zarzuty i próby ich odparcia. Prasa podniosła wątpliwości, czy i jak wiele papież Benedykt XVI wiedział o konkretnych przypadkach domniemanego molestowania dzieci przez księży i jakie kroki podejmował wobec sprawców. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy, kiedy kolejne ofiary zaczną relacjonować swoje historie.
Ale warto cofnąć się na chwilę o krok i przypomnieć, że Benedykt jest zapewne największym uczonym kierującym Kościołem od czasów Innocentego III, znakomitego prawnika pełniącego posługę w latach 1198
– 1216. Wie, jak posługiwać się wszelkimi narzędziami dociekania historycznego, argumentacją teologiczną i egzegetyczną. Nikt nie badał z większą starannością rozwoju i znaczenia liturgii, nikt nie odprawia mszy równie pięknie, jak on. Jego głębokie poczucie wartości tradycji – i jej rozwoju w czasie – zapewne zdeterminuje reakcję na obecny kryzys.
[srodtytul]Reakcja jeża[/srodtytul]
Poglądy papieża na stosunek Kościoła do wiernych zostały jasno wyrażone w liście apostolskim „Summorum Pontificium” z 2007 r., w którym określał zasady sprawowania mszy trydenckiej: „liturgia (...) nie tylko wzbogacała wiarę i pobożność, ale i kulturę wielu ludów. Wiadomo jest bowiem, że liturgia łacińska w swoich rozmaitych postaciach w każdym stuleciu chrześcijaństwa była podnietą dla życia duchowego wielu świętych, umacniała ludy w przestrzeganiu cnót i sprawiła, że ich pobożność przynosiła owoce”.
Kościół daje środki do wyrażania wiary swojemu ludowi – nawet swoim świętym. Jako kardynał Ratzinger obecny papież kierował Kongregacją ds. Nauki Wiary (dawnym św. oficjum). W tej roli sprawował ścisłą pieczę nad prawomyślnością katolickich teologów. Wykazał się znaczną surowością w stosunku do Leonardo Boffa i innych przedstawicieli latynoamerykańskiej teologii wyzwolenia.