Benedykt jak Innocenty

Obecny papież wie, że Kościół, bez względu na swój ziemski stan posiadania, potrzebuje świętych i często odnajdował ich poza kurią

Publikacja: 05.06.2010 00:34

Giotto, Papież Innocenty III zatwierdza regułę franciszkańską. Predella ołtarza z kościoła św. Franc

Giotto, Papież Innocenty III zatwierdza regułę franciszkańską. Predella ołtarza z kościoła św. Franciszka w Pizie, obecnie w Luwrze (ok. 1295 r.)

Foto: bridgeman art library

Red

Wokół Kościoła katolickiego kłębią się zarzuty i próby ich odparcia. Prasa podniosła wątpliwości, czy i jak wiele papież Benedykt XVI wiedział o konkretnych przypadkach domniemanego molestowania dzieci przez księży i jakie kroki podejmował wobec sprawców. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy, kiedy kolejne ofiary zaczną relacjonować swoje historie.

Ale warto cofnąć się na chwilę o krok i przypomnieć, że Benedykt jest zapewne największym uczonym kierującym Kościołem od czasów Innocentego III, znakomitego prawnika pełniącego posługę w latach 1198

– 1216. Wie, jak posługiwać się wszelkimi narzędziami dociekania historycznego, argumentacją teologiczną i egzegetyczną. Nikt nie badał z większą starannością rozwoju i znaczenia liturgii, nikt nie odprawia mszy równie pięknie, jak on. Jego głębokie poczucie wartości tradycji – i jej rozwoju w czasie – zapewne zdeterminuje reakcję na obecny kryzys.

[srodtytul]Reakcja jeża[/srodtytul]

Poglądy papieża na stosunek Kościoła do wiernych zostały jasno wyrażone w liście apostolskim „Summorum Pontificium” z 2007 r., w którym określał zasady sprawowania mszy trydenckiej: „liturgia (...) nie tylko wzbogacała wiarę i pobożność, ale i kulturę wielu ludów. Wiadomo jest bowiem, że liturgia łacińska w swoich rozmaitych postaciach w każdym stuleciu chrześcijaństwa była podnietą dla życia duchowego wielu świętych, umacniała ludy w przestrzeganiu cnót i sprawiła, że ich pobożność przynosiła owoce”.

Kościół daje środki do wyrażania wiary swojemu ludowi – nawet swoim świętym. Jako kardynał Ratzinger obecny papież kierował Kongregacją ds. Nauki Wiary (dawnym św. oficjum). W tej roli sprawował ścisłą pieczę nad prawomyślnością katolickich teologów. Wykazał się znaczną surowością w stosunku do Leonardo Boffa i innych przedstawicieli latynoamerykańskiej teologii wyzwolenia.

W ramach swoich obowiązków nadzorował też postępowanie kurii w przypadkach księży oskarżonych o seksualne nadużycia. Jako prefekt Kongregacji dbał o bezwzględną jasność co do tego, co mieści się w katolickim nauczaniu i co odróżnia katolicyzm od innych religii i innych form chrześcijaństwa.

Papież jest zdolny do zachowania równie wielkiej jasności w postępowaniu ze skandalicznymi aktami naruszenia zasad regulujących życie księży. Przez wiele lat wokół Marciala Maciela Degollado, założyciela Legionu Chrystusa i ulubieńca Jana Pawła II, krążyły zarzuty o molestowanie nastoletnich chłopców. Jego uprzywilejowana pozycja i pełna kiesa zapewniały mu bezpieczeństwo.

W 2004 r. kardynał Ratzinger wznowił jednak dochodzenie w sprawie Maciela, polecając watykańskim urzędnikom przesłuchać legionistów oraz domniemane ofiary nadużyć na całym świecie. Kongregacja ds. Nauki Wiary „wezwała” Maciela do „życia w odosobnieniu na modlitwie i pokucie” i zaprzestania wszelkiej posługi publicznej. (W marcu br. Legion Chrystusa przyznał, że o. Maciel „miał córkę w długotrwałym związku z kobietą i dopuścił się innych poważnych wykroczeń”).

W ostatnich tygodniach wskutek presji papież przyznał, że Kościół popełnił poważne błędy i powinien odprawić pokutę za swoje „grzechy”. Uściślił także procedury zgłaszania władzom policyjnym osób oskarżonych o nadużycia seksualne. Co ważniejsze, jasno stwierdził, że pojmuje, co nadużycie oznacza dla ofiary – a mianowicie, że burzy dziecku jego świat.

17 kwietnia udał się na Maltę, na spotkanie z ofiarami nadużyć. Według relacji podczas prywatnej rozmowy ze łzami w oczach wyrażał „wstyd i żal” za to, co przeszły ofiary i ich rodziny. Jak głosi watykański komunikat, zapewnił je, że „Kościół będzie czynił wszystko co w jego mocy, aby zweryfikować zarzuty, doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości sprawców i wdrożyć skuteczne środki na przyszłość chroniące młodych ludzi”.

Ci, którzy oczekują więcej – emocjonalnych publicznych scen pojednania z ofiarami i jasnego, szczegółowego opisu faktów – raczej nie znajdą satysfakcji. Papież, jak się wydaje, przez długi czas uznawał nadużycia seksualne wobec dzieci ze strony księży za problem tylko amerykański, niemający – jak to teraz widać – wymiaru powszechnego. Wciąż też uważa roztrząsanie problemu przez media za część szerszego, celowego ataku na Kościół. Pogląd ten powtarza wielu jego podwładnych i obrońców spoza Kościoła.

Z początku na oskarżenia reagował defensywnie, tak jak wielu długoletnich funkcjonariuszy wielkich, mocno osadzonych instytucji, których członkowie noszą mundury i żyją w pewnym sensie poza normalnym kręgiem społecznym – wystarczy wspomnieć policję i siły zbrojne. Będąc na cenzurowanym nie był w stanie przyjąć prostej rady, której potrafiłby udzielić każdy kompetentny doradca ds. public relations: zamiatanie sprawy pod dywan czyni więcej szkód niż występki, które chce się ukryć. Aż do wizyty na Malcie stroszył kolce na podobieństwo jeża.

Sztywna postawa obrony instytucji pomaga zrozumieć niektóre zachowania papieża z przeszłości – takie jak bierność wobec próśb słanych z diecezji Oakland w USA, aby zawiesić księdza „skazanego w 1978 r. na trzy lata w zawieszeniu, kiedy nie zaprzeczył zarzutom o czyny lubieżne, m.in. wiązanie i molestowanie dwóch chłopców na plebanii w okolicach San Francisco”.

Urząd Ratzingera wobec pilnych zgłoszeń z USA zastosował każdą znaną w biurokracji taktykę odwlekania – od twierdzenia, że dokumenty zaginęły, po napisany łaciną list, w którym po czterech latach kardynał powoływał się na konieczność dalszego zbadania sprawy i na ewentualną szkodę dla Kościoła powszechnego w wyniku suspendowania młodego kapłana. Aż bierze ciekawość, co usłyszał biskup Cummins z Oakland, kiedy udał się do Watykanu we wrześniu 1983 r.

Ale ani katolicy, ani niekatolicy podziwiający Kościół, jak piszący te słowa, nie mają powodu do rozpaczy, szczególnie w świetle komunikatu z kwietnia. Przez stulecia centralne instytucje Kościoła nieraz działały w sposób kontrproduktywny, kładąc nacisk na prerogatywy instytucji kosztem duchowego życia wiernych.

[srodtytul]Dostrzec nowego Franciszka[/srodtytul]

Raz za razem katolicy okazywali się zaskakująco wytrwali i pełni pomysłów, zapewniając to, czego kościół hierarchiczny nie zapewniał. Za pontyfikatu Innocentego III kuria skupiona na swoich uprawnieniach i dochodach, mocno zaangażowana w politykę, stała się dobrze naoliwioną machiną sądowniczą skutecznie rozsądzającą spory między stronami ściągającymi do Rzymu z całej Europy. Mniej uwagi poświęcała za to sprawowaniu pieczy nad ubogimi i chorymi, zaludniającymi coraz tłumniej szybko rozwijające się miasta.

Kiedy jednak Franciszek z Asyżu założył zgromadzenie ludzi gotowych wyrzec się posiadanego majątku i pełnić posługę dla biedoty, a Dominik powołał inne, złożone z ludzi, którzy poświęcali się głoszeniu prawd wiary i zwalczaniu herezji, Innocenty III obu przyszłym świętym udzielił kluczowego wsparcia.

Trzy stulecia później, w latach 1534 – 1549, bardzo odmienny w charakterze papież – polityk i esteta Paweł III – wyszedł naprzeciw z serdeczną zachętą, kiedy w Rzymie pojawił się Ignacy Loyola z planem ewangelizacji byłych katolików w krajach protestanckich i pogan na dalekich lądach oraz nieco później, gdy św. Angela Merici tworzyła nową formę życia zakonnego kobiet.

Benedykt raczej nie będzie papieżem, który przeobrazi Kościół tak, by mógł otwarcie i bez ogródek skonfrontować się z tym, co wielu księży uczyniło dzieciom, i co wielu ich przełożonych zrobiło w celu zatuszowania tych występków. Jeszcze mniej prawdopodobne, by przekształcił Kościół w instytucję, która nie tylko modli się w piękny, uporządkowany i teologicznie spójny sposób, ale sprawuje posługę dla świata takiego, jakim on dzisiaj jest.

Ale jest wielkim uczonym, o umyśle równie przenikliwym co Innocenty. Wie, że Kościół, bez względu na swój ziemski stan posiadania, potrzebuje świętych i często odnajdował ich poza kurią. Dla tego papieża ważna jest historia i to daje pewną nadzieję, że nie szuka on kolejnego Dominika (bo sam pełnił jakże skutecznie jego rolę), lecz że rozpozna Franciszka lub Angelę Merici naszych czasów, kiedy ktoś taki się zjawi przed jego obliczem.

[i]Autor jest historykiem idei, specjalizującym się badaniu tradycji klasycznych od renesansu do XVIII w., od 1975 r. wykłada na uniwersytecie w Princeton. Artykuł ukazał się w dwutygodniku „New York Review of Books”

© 2010 THE NEW YORK REVIEW OF BOOKS, distr. by NYT Synd. [/i]

Wokół Kościoła katolickiego kłębią się zarzuty i próby ich odparcia. Prasa podniosła wątpliwości, czy i jak wiele papież Benedykt XVI wiedział o konkretnych przypadkach domniemanego molestowania dzieci przez księży i jakie kroki podejmował wobec sprawców. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy, kiedy kolejne ofiary zaczną relacjonować swoje historie.

Ale warto cofnąć się na chwilę o krok i przypomnieć, że Benedykt jest zapewne największym uczonym kierującym Kościołem od czasów Innocentego III, znakomitego prawnika pełniącego posługę w latach 1198

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał