Polskie kadry morskie z Fiume

Kto z nas pamięta, że Austro-Węgry posiadały własną flotę? A kto wie, że w marynarce Habsburgów służyło wielu Polaków?

Publikacja: 18.12.2010 00:01

Siedziba Akademii w Fiume (fot. wydawnictwo Finna)

Siedziba Akademii w Fiume (fot. wydawnictwo Finna)

Foto: Rzeczpospolita

„Pamięci polskich oficerów, współtwórców Marynarki Wojennej II RP. Absolwentów Akademii Marynarki Wojennej w Rijece w latach 1866 – 1918” – tablicę z taką właśnie inskrypcją odsłonili 2 grudnia br. admirał Tomasz Mathea, dowódca polskiej Marynarki Wojennej i ambasador RP w Chorwacji Wiesław Tarka. Niemal dokładnie 82 lata po swoim powstaniu nasza marynarka uczciła wychowaną nad Adriatykiem elitę floty II Rzeczypospolitej.

Tablica zawisła na poaustriackim gmachu Wydziału Morskiego Uniwersytetu w Rijece – spadkobiercy tradycji Cesarskiej i Królewskiej Akademii Morskiej. Wtedy przed I wojną światową Rijeka nazywała się Fiume i należała do węgierskiej części państwa Habsburgów. Tablica uwiecznia nazwiska jednego wiceadmirała, trzech kontradmirałów i siedmiu komandorów na czele z pierwszym dowódcą floty RP kmdr. Bogumiłem Nowotnym – tych, którzy doszli do najwyższych stopni w marynarce polskiej. Dokładnie nie da się ustalić, ilu Polaków przewinęło się przez c.k. marynarkę wojenną, bo w wielonarodowej flocie austro-węgierskiej nie rejestrowano narodowości. I czy do ich grona zaliczyć naszych zniemczonych rodaków wżenionych w austriacką arystokrację?

Łatwiej wypowiadać się o posiadaczach obcobrzmiących nazwisk, takich jak Napoleon Louis-Wawel czy Otto von Metzger, którzy w 1918 roku zameldowali się do służby w polskiej marynarce, powołując się na poczucie narodowe zbudowane przez ich matki Polki. A jak ocenić przypadek kapitana c. i k. marynarki Zdenko Knoetgena urodzonego w 1892 roku w Wiedniu – syna Niemca i Słowaczki? Po I wojnie światowej kpt. Knoetgen przeszedł do służby w polskiej flocie handlowej, by w czasie wojny jako dowódca wojskowego transportowca „Sobieski” wykazywać odwagę równą dowódcom okrętów wojennych?

Jak podaje historyk Jarosław Tuliszka, jesienią 1918 roku konspiracyjny Komitet Polski w c.k. flocie powstały w Puli obejmował swym działaniem ok. 60 oficerów i blisko 3000 marynarzy.

[srodtytul]Habsburgowie na morzu[/srodtytul]

Choć zazwyczaj postrzega się państwo Habsburgów jako kraj śródlądowy, to zapomina się, że dysponowało ono od XVI wieku sporym portem w Trieście. W 1802 roku powstaje w Wenecji austriacka szkoła kadetów marynarki. Ale gdy w trakcie wiosny ludów w 1848 roku Wenecja zostaje zajęta przez rewolucjonistów, szkoła zostaje ewakuowana do Triestu, a stamtąd w 1857 r. trafia do Fiume już jako Akademia Marynarki Wojennej.

Fiume stanowiło główny port węgierskiej części imperium Habsburgów. Dla podkreślenia wagi tego „okna na świat” otrzymało status miasta wydzielonego z autonomicznej Chorwacji, zarządzanego przez gubernatora wyznaczanego przez premiera Węgier.

Jedyny port ogromnego wówczas kraju Madziarów przeżywał wtedy ekonomiczny boom niczym później nasza Gdynia. Jeszcze w 1870 roku miasto liczyło 10 tysięcy mieszkańców. W 1910 r. było ich 50 tysięcy. W 1873 roku miasto połączono linią kolejową z Wiedniem i Budapesztem. Dziesięć lat później zbudowano pierwszą w Europie rafinerię ropy naftowej. Prężna węgierska spółka okrętowa Adria wywoziła z Fiume węgierskie towary i emigrantów na cały świat, a stocznia Danubius budowała dla austro-węgierskiej marynarki pancerniki.

W 1912 r. budżet K.u.k. Kriegsmarine był trzykrotnie większy niż w 1904 roku. Był to efekt przyjęcia doktryny arcyksięcia Ferdynanda, który w 1906 roku ogłosił, że flota musi nie tylko obronić dalmackie wybrzeża, ale także być zdolna do aktywnego ataku.

W Fiume kadeci Marineakademie stanowili prawdziwą elitę. Polacy byli jej częścią od samego powstania szkoły. Jak trafiali do adriatyckiego portu? Galicyjscy pamiętnikarze wspominają dwa powody. Pierwszy to marzenia nastolatków rozbudzone modną wtedy literaturą o romantycznej przygodzie na morzu. Oficerowie c.k. floty intrygowali ponadto ówczesne salony. Przypisywano im przywiązanie do stanu bezżennego, a ich kodeks honorowy swoimi skomplikowanymi regułami przebijał kodeksy najbardziej ekskluzywnych pułków huzarów. Cieszyli się w armii wyjątkowym prestiżem.

Ale nastolatka oddawano niekiedy „do floty” z racji niedostatków domowego budżetu. Urzędnik Benedykt Gregorowicz wspominał, że wysłano go do wojska, bo rodzina nie była w stanie dalej łożyć na jego naukę i utrzymanie. Szkołę morską uważano też za ostateczny środek okiełznania wyjątkowo buntowniczych charakterów.

Kurs Franciszka Józefa na ugodę z polską szlachtą w Galicji obrany w 1867 roku łagodził dylemat, czy to honorowo służyć pod zaborczą banderą. W marynarce awansowali przedstawiciele różnych nacji. Chorwatem był admirał Maximilian Njegovan, dowódca floty w latach 1917 – 1918. Wcześniej flotą dowodził Słoweniec Anton Haus. Innym przykładem braku uprzedzeń w c.k. flocie było przyznanie przez Franciszka Józefa specjalnego tytułu admirała inżynierii Siegfriedowi Popperowi, wiedeńskiemu Żydowi i genialnemu konstruktorowi austriackich okrętów wojennych. Nikt nie blokował karier Polaków znanych z lojalności wobec Franciszka Józefa. Tym bardziej że w latach 1879 – 1896 generalnym inspektorem marynarki był arcyksiążę Karol Stefan Habsburg z Żywca, znany z propolskich sympatii. Dzięki tej przychylnej atmosferze w XIX wieku w marynarce austriackiej doszło do paru błyskotliwych polskich karier.

Już w 1866 roku, gdy zmodernizowana c.k. flota pokonała włoską flotyllę w bitwie pod Lissą, odznaczył się jako kadet przyszły admirał austriacki Mieczysław Pietruski. Zniemczony Polak wiceadmirał Karol baron Lewartow von Lewartovsky został w połowie

XIX wieku szefem bazy morskiej w Puli, a potem w latach 1862 – 1864 zastępcą ministra marynarki. Inny Polak, Juliusz von Ripper, doszedł w 1911 roku do rangi admirała i był twórcą austriackiej myśli taktycznej dotyczącej wojny na Adriatyku. Po nim tytuł admirała zdobył jeszcze Napoleon Louis-Wawel. Badacze się spierają, czy za Polaka można uznać mającego polskie pochodzenie kontradmirała Stanisława (Stanislausa) Schanzera, który jednak po 1918 r. pozostał w Wiedniu.

Największe kariery w przyszłej polskiej marynarce stały się udziałem drugiej generacji Polaków służących w K.u.k. Kriegsmarine – oficerów z roczników 1890 – 1914.

Morskie akademie określano nieraz jako szkoły życia i była to wtedy jak najbardziej adekwatna nazwa.

Komandor Bogumił Nowotny, który złożył egzamin oficerski w akademii w Fiume w 1894 r., tak wspominał wcześniejsze lata w Szkole Aspirantów Morskich w Puli. Komendant szkoły lekceważył jego bolesne zwichnięcie kolana „odpowiadając, że codzienne wspinanie się na maszty, intensywne wiosłowanie i kilkugodzinna musztra są najlepszą metodą do pozbycia się jakichkolwiek kłopotów. Dodał, że kilka prusaków w zupie czyni ją smaczniejszą i że tak naprawdę prawdziwy marynarz musi znieść wszystkie dolegliwości bez szemrania i lamentu”.

[srodtytul]Adriatycki chrzest bojowy[/srodtytul]

Jedyny admirał o polskich korzeniach Napoleon Louis-Wawel został po wybuchu wojny komendantem bazy morskiej w Puli. Pierwszą akcją, w której zasłynął Polak, był rajd kontrtorpedowca „Scharfschutze” 24 maja 1915 roku pod dowództwem komandora Bogumiła Nowotnego na włoskie Porto Corsini. Była to śmiała operacja wpłynięcia do długiego i wąskiego kanału portowego pod ogniem z obu brzegów. Nowotny zbombardował port i wycofał się bez większych strat. Akcja została rozsławiona przez austriacką propagandę wojenną – specjalną akwarelową pocztówkę namalował znany niemiecki marynista Willy Stower. Potem Nowotny z powodzeniem dowodził pancernikiem „Erzherzog Karl”.

Kontrtorpedowcem „Velebit” dowodził komandor ppor. Stanisław Witkowski. Gdy przeszedł na krążownik „Novara” jako pierwszy oficer artylerii, przeżył w maju 1917 roku moment chwały podczas bitwy z okrętami włoskimi w zatoce Otranto. W trakcie ostrzału raniony został dowódca eskadry admirał Miklos Horthy.

„Miałem w nodze pięć odłamków, a szósty, ważący około kilograma, zerwał mi z głowy czapkę” – pisał potem we wspomnieniach Horthy. „(...) Chciałem przekazać dowództwo okrętu znakomitemu pierwszemu oficerowi kmdr. ppor. Szuboritsowi, ale doniesiono mi, że poległ. Powierzyłem zatem dowodzenie kolejnemu w hierarchii oficerowi dowódcy artylerii kpt. Witkowskiemu. Podczas bitwy kierował on ogniem z głównego pokładu bez najmniejszej osłony i prowadził »Novarę« w sposób doskonały”.

Krzyż Oficerski Orderu Marii Teresy, najwyższe austriackie wojenne odznaczenie, otrzymał komandor podporucznik Jerzy Zwierkowski, uhonorowany za akcję zaminowania z własnej inicjatywy wód dolnego Dunaju za frontem rumuńskim w grudniu 1917 r. Sławę wojenną uzyskał jeszcze jeden Polak kapitan Hugon Pistel, który w 1918 roku przejął dowodzenie na łodzi podwodnej U-14 po legendarnym kapitanie Georgu von Trappie.

Gdy Austro-Węgry i Niemcy tworzyły kontrolowane przez siebie Królestwo Polskie, na referenta do spraw żeglugi wyznaczono właśnie kmdr. Bogumiła Nowotnego.

Nowotny już jako wojskowy przedstawiciel Rady Regencyjnej próbował w październiku 1918 roku przejąć klika okrętów c.k. marynarki z bazy w Puli dla przyszłej polskiej floty. Misja się nie udała. 31 października cesarz Austro-Węgier Karol wobec rozpadu imperium oddał całą flotę Chorwatom. Nie wszyscy Polacy chcieli to zaakceptować. Dwóch oficerów – Czesław Petelenz i Witold Korytowski – planowali porwanie kontrtorpedowca typu Tatra, uczynienie z niego pierwszego okrętu pod polską banderą i rejs na wyspę Korfu opanowaną przez aliantów, ale ryzykowny plan nie uzyskał poparcia innych polskich oficerów.

Nowotny wezwał z Wiednia telegraficznie wszystkich Polaków z c.k. floty, aby ochotniczo wstępowali do Wojska polskiego. Jak podaje prof. Wieczorkiewicz, polscy marynarze w liczbie około 2 tysięcy pod wodzą kpt. Witkowskiego zostali przetransportowani do Włoch, a stamtąd przez Francję dołączyli do armii Hallera. Wcześniej już w końcu października grupa paru oficerów i ok. 250 marynarzy wróciła do Polski. Można podejrzewać, że to oni właśnie w lutym 1919 roku wprawili w osłupienie licznych warszawiaków defilując w marynarskich mundurach po zaśnieżonym Krakowskim Przedmieściu.

[srodtytul]Budowanie floty i austriacka skaza[/srodtytul]

W listopadzie 1918 r. Polska składała się z niecałej Kongresówki i zachodniej części Galicji. Wizja dostępu do morza i własnej marynarki była jeszcze niepewna. Ale już 28 listopada ogłoszono powstanie polskiej Marynarki Wojennej. Józef Piłsudski mianował kmdr. Bogumiła Nowotnego szefem Sekcji Marynarki Wojennej w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Szybko, bo 11 marca 1919 r. Nowotny podał się do dymisji.

W swoich wspomnieniach tłumaczył swoje odejście przemęczeniem z powodu natłoku pracy. Lawrence Sondhaus, autor pracy o marynarce Austro-Węgier, twierdzi, że Piłsudski zmusił Nowotnego do dymisji, rozeźlony, że doszło do buntu marynarzy w twierdzy Modlin, gdzie po powrocie do kraju przebywali w fatalnych warunkach.

Krótka kariera Nowotnego była zapowiedzią szerszego problemu, jaki dotykać będzie w II RP starszych stażem oficerów byłej habsburskiej floty. Oficerowie legionowi, jacy zdominowali dowództwo Ministerstwa Spraw Wojskowych – nie przepadali za tzw. schwarzgelberami (czarno-żółtymi – od barw monarchii habsburskiej). Stereotyp głosił, że przesiąknęli oni obyczajami armii zaborczej i byli jedynie „pełniącymi obowiązki Polaków” bez żadnego poczucia narodowego. A polskimi oficerami zostali ponieważ po upadku monarchii i tak nie mieli dokąd pójść. I dlatego trzeba się ich pozbywać z armii i floty tak szybko, jak tylko się da.

Klątwa „schwarzgelbera” dopadła Nowotnego w 1923 r., kiedy na podstawie pewnego listu z 1918 r. zarzucono mu brak patriotyzmu. Nowotny wdał się w proces z oszczercami, który rozstrzygnął na swoją korzyść, ale służbę czynną opuścił. Bez powodzenia próbował szczęścia w firmie okrętowej, a po studiach handlowych w Wiedniu w 1934 r. rozgoryczony i schorowany wyjechał do Włoch, gdzie zmarł w 1960 roku.

Na szczęście dla grupy innych wyższych c. k. oficerów polskie władze znalazły zadania, przy wypełnianiu których doskonale przydała się ich znajomość niemieckiej terminologii morskiej. Admirał Napoleon Louis-Wawel reprezentował Polskę po I wojnie światowej w międzynarodowej komisji żeglugi na Odrze. Z kolei byli austro-węgierscy oficerowie Jerzy Zwierkowski, kpt. Stanisław Witkowoski, kpt. Otton Metzger i kpt. Franciszek Dyrna reprezentowali nasz kraj we wspólnych komisjach portowych i żeglugowych Polski i Wolnego Miasta Gdańska. Inny weteran austriackiej floty kapitan marynarki Józef Emil Rettinger (nie mylić z Józefem Hieronimem – doradcą gen. Sikorskiego) nadzorował remonty polskich okrętów w Stoczni Gdańskiej.

Niemcy, którzy tuż po wojnie szydzili, że Polacy znają się na morzu jak mieszkańcy pustyni na narciarstwie, stanęli oko w oko z doświadczonymi oficerami marynarki znającymi bezbłędnie nie tylko język niemiecki, ale i międzynarodowe prawo morskie. Najwięcej irytacji, ale i respektu, wywoływał u Niemców zawsze nienagannie ubrany i jakby żywcem wyjęty z habsburskich wyższych sfer komandor Otton Metzger von Medler, oficer z 30-letnim stażem w c.k. marynarce, który w latach 1924 – 1925 jako szef Wydziału Wojskowego Komisariatu Generalnego w Gdańsku skutecznie bronił praw Polski w Wolnym Mieście.

Inny oficer zasłużony dla służby w obronie polskich praw do Gdańska kontradmirał Jerzy Zwierkowski padł w połowie lat 20. ofiarą cichej praktyki wygryzania „Austriaków”. Gdy w styczniu 1921 roku awansowano go bezpośrednio z komandora porucznika na kontradmirała, wywołało to niezadowolenie m.in. dowódcy Wybrzeża Morskiego kmdr. Jerzego Świrskiego. Zwierkowski doszedł jeszcze do funkcji generalnego pełnomocnika kierownictwa Marynarki Wojennej i rządu do spraw Westerplatte, ale w 1927 roku odszedł z wojska. Twierdził, że przeniesiono go w stan spoczynku bezprawnie, fałszując jego rok urodzenia. Wyjechał potem do Francji, gdzie w 1932 r., zaplątawszy się w podejrzane interesy, targnął się na swoje życie.

Kmdr. Czesław Petelenz (rocznik 1879) w latach 1922 – 1925, a potem w okresie 1929 – 1931 był szefem sztabu marynarki. I on jednak musiał odejść z marynarki po konflikcie z kontradmirałem Jerzym Świrskim.

[srodtytul]Żywioły z trzech zaborów[/srodtytul]

Polską marynarkę budowali oficerowie z trzech zaborów. Najwięcej było przybyszów z floty rosyjskiej (72 proc.), z której wywodzili się kolejni następcy kmdr. Nowotnego – wiceadm. Kazimierz Porębski, a potem admirał Jerzy Świrski. Najmniej – (6 proc.) było oficerów z marynarki niemieckiej, ale grupę tę reprezentował tak wybitny dowódca jak admirał Józef Unrug. Weterani floty Austro-Węgier stanowili grupę dość małą (22 proc.), jednak wywodziła się z niej plejada wybitnych postaci. Ci wszyscy ludzie morza ze swoimi nawykami i stereotypami na swój temat musieli nagle służyć razem. Podstawowym problemem było używanie zaborczych języków, co usprawiedliwiano brakiem fachowego polskiego słownictwa morskiego. Sporo zrobił w celu naprawienia tej sytuacji i stworzenia nowoczesnego polskiego języka morskiego był weteran c.k. floty kpt. Antoni Ledóchowski, wieloletni wykładowca szkół morskich w Tczewie, a potem w Gdyni i Szczecinie.

Szczęście do „Austriaków” miał kontrtorpedowiec „Wicher”, którym dowodzili kolejno kontradmirał Tadeusz Podjazd-Morgenstern, potem komandor porucznik Włodzimierz Kodrębski i wreszcie komandor Ludwik Ziembicki – wszyscy trzej wywodzący się z floty Habsburgów.

Inny absolwent Fiume komandor Karol Trzasko-Durski był twórcą polskich morskich sił powietrznych i dziś jego imię nosi Gdyńska Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej.

Jak wskazuje prof. Wieczorkiewicz, udaną karierę zrobił „fiumeńczyk” komandor Włodzimierz Kodrębski, uznawany przez admirała Unruga już przed wojną za oficera o niezwykle wysokich kwalifikacjach. W latach 1942 – 1944 był szefem sztabu Kierownictwa Marynarki Wojennej. Jeszcze wyżej zaszedł kontradmirał Karol Korytowski, w czasie I wojny światowej oficer austriackiego pancernika „Prinz Eugen”, który został zastępcą dowódcy kierownictwa Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii. Odwagą na morzu zasłynął kolejny absolwent szkoły w Fiume komandor Henryk Eibel, który dowodził niszczycielem ORP „Garland” walczącym zaciekle w obronie konwoju PQ16 do Murmańska w maju 1942 roku.

Większość z niegdysiejszych polskich oficerów c.k. floty pozostała po wojnie na emigracji, nie akceptując komunistycznych władz Polski. Dwóch z nich wróciło tuż przed śmiercią do Austrii. Kpt. żeglugi wielkiej Zdenko Knoetgen zmarł w Grazu w 1959 roku, a kpt. c.k. marynarki Fryderyk Dyrna zmarł w Wiedniu w 1973 roku.

Najbardziej sędziwy z „fiumeńczyków” komandor Ludwig Ziębicki zmarł 25 kwietnia 1985 r. w Londynie.

[srodtytul]Pamięć po latach[/srodtytul]

Dla wielu wychowanków akademii w Fiume Polska okazała się nie matką, a macochą. Ale jeszcze bardziej bolesny był koniec imperium Habsburgów dla oficerów marynarki z Austrii, Węgier i Czechosłowacji – państw, które straciły dostęp do morza.

Dowcipy z faktu, że regentem śródlądowych Węgier jest admirał marynarki Miklosz Horthy, żyją do dziś. Ale na Węgrzech za czasów Horthy’ego przynajmniej kultywowano pamięć po dawnej flocie. W Czechosłowacji c.k. nostalgię tępiono z republikańskim zapałem. As austriackich łodzi podwodnych kpt. Zdenko Hudeczek został skromnym urzędnikiem żeglugi rzecznej w Bratysławie, a po wojnie jako były reakcyjny oficer został przez komunistyczne władze wylany nawet z tej mizernej posady. Zmarł w skrajnej nędzy we Frydku-Mistku w 1974 r. Admirał inżynierii Siegfried Popper wrócił po I wojnie do Pragi. Gdy dowiedział się w 1931 roku, że wiedeński uniwersytet wprowadził numerus clausus dla Żydów, z pogardą odesłał swój dyplom honoris causa.

Najwyższy rangą Czech we flocie habsburskiej admirał Eugen von Chmelarz wybrał po I wojnie światowej rentę w Wiedniu. Austriacki heros lotnictwa morskiego Gottfried von Banfield wżenił się dla odmiany w rodzinę producenta torped z Triestu, przyjmując włoskie obywatelstwo.

Najwięcej byłych oficerów c.k. floty przyjęła Holandia, która po I wojnie rozbudowywała linie handlowe do Indii Holenderskich, czyli dzisiejszej Indonezji. Inni oficerowie walczyli o byt, zaciągając się do firm żeglugowych w Jugosławii, zakładając linie lotnicze w Kolumbii, zostając geologami w Meksyku. Podejmowali studia medyczne, próbowali hodować kauczuk w Azji lub zostawali wykładowcami na uniwersytetach w USA.

Na ich tle polscy weterani floty Habsburgów wygrali los na loterii – zostali w 1918 roku obywatelami sporego państwa rozbudowującego własną flotę w miarę skromnych możliwości. Podobne szczęście mieli tylko Chorwaci i Słoweńcy, którzy współtworzyli marynarkę Jugosławii.

Los starszej generacji oficerów dawnej floty Austro-Węgier pokazuje, jak gorzki bywał polski chleb w latach 20. i 30. Ale młodsza generacja zdała egzamin w czasie II wojny światowej. A większość„fiumeńczyków” nie przyniosła wstydu wykładowcom K.u.k. Marineakademie.

[i]Korzystałem z pracy kmdr. por. dr. Sławomira Kudeli i kmdr. por. mgr. Waltera Patera „Casnici poljske ratne mornarice – apsolventi Carsko-kraljevske vojne pomorske akademije u Rijeci” (ukaże się po polsku w I kwartale 2011 r. w wydawnictwie Finna) oraz książki Karola Csonkaretiego „Marynarka Wojenna Austro-Węgier” i zawartego w nim posłowia prof. Pawła Wieczorkieiwcza.[/i]

„Pamięci polskich oficerów, współtwórców Marynarki Wojennej II RP. Absolwentów Akademii Marynarki Wojennej w Rijece w latach 1866 – 1918” – tablicę z taką właśnie inskrypcją odsłonili 2 grudnia br. admirał Tomasz Mathea, dowódca polskiej Marynarki Wojennej i ambasador RP w Chorwacji Wiesław Tarka. Niemal dokładnie 82 lata po swoim powstaniu nasza marynarka uczciła wychowaną nad Adriatykiem elitę floty II Rzeczypospolitej.

Tablica zawisła na poaustriackim gmachu Wydziału Morskiego Uniwersytetu w Rijece – spadkobiercy tradycji Cesarskiej i Królewskiej Akademii Morskiej. Wtedy przed I wojną światową Rijeka nazywała się Fiume i należała do węgierskiej części państwa Habsburgów. Tablica uwiecznia nazwiska jednego wiceadmirała, trzech kontradmirałów i siedmiu komandorów na czele z pierwszym dowódcą floty RP kmdr. Bogumiłem Nowotnym – tych, którzy doszli do najwyższych stopni w marynarce polskiej. Dokładnie nie da się ustalić, ilu Polaków przewinęło się przez c.k. marynarkę wojenną, bo w wielonarodowej flocie austro-węgierskiej nie rejestrowano narodowości. I czy do ich grona zaliczyć naszych zniemczonych rodaków wżenionych w austriacką arystokrację?

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał