Że to, co niskie i żałosne, przerobi się na sztandar chwały. Że z nieudacznictwa zrobi się coś pożądania godnego. Ta właśnie sztuka, mniemam, udaje się Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi.

Mało bym się tym przejmował, gdyby nie to, że jego wieszczenie tylu wyznawców znajduje. Ba, że dla wielu Rymkiewicz stał się mistrzem myślenia politycznego o Polsce współczesnej. Nauczycielem cenionym, słuchanym, rozchwytywanym wręcz; kimś, kto w duszę narodu wejrzał głęboko i prawdę na jaw wywodzi. Prawdę o zdradzie i niezłomności. O Polsce wolnej i Polsce służalców.

Rozmawiać z tym prorokiem łatwo nie jest. Nigdy nie wiadomo, czy ten, kto mu się sprzeciwia, kto przed nim się nie korzy i pokłonów mu nie oddaje, to nie kolaborant jakiś, tajny współpracownik, agent obcych mocarstw, były esbek, były komunista i lokaj Rosji. Wiadomo jedynie, że takich pseudo-Polaków cała postkolonialna armia żyje. Ale poeta nie traci nadziei, bo wyliczył, że do 2050 roku ostatni z nich ducha wyzioną, wcześniej zaś, choć są, to jakoby ich nie było: upiory to, trupy żywe, na których nawet plwociny nie warto marnować. Oto opis – staram się niczego nie uronić z bogactwa rymkiewiczowskiej polszczyzny w „Gazecie Polskiej” – ludzi zaludniających postkolonialne gazety i telewizje, gnębiących i zatruwających Polaków wolnych, którzy dzięki wieszczowi pojęli sens polskiej historii, skąd przedziera się światło świętości.

A jak już ktoś owe światło zobaczy, to racji z tego zdawać nie musi. Nie musi się tłumaczyć, podawać argumentów. Nie musi wygrywać w wyborach, poparcia demokratycznej większości zdobywać. Do licha z rozumem, z myśleniem o interesach, z kalkulowaniem. Prawdziwa polityka nie na tym polega, by rządzić. Zamiast tego trzeba ulec posłaniu wieszcza. Wtedy tworzy się rozmowa wolnych Polaków. Pytanie: „Po co mamy rozmyślać o imperium?”. Odpowiedź: „Ponieważ rozmyślał o nim największy z Polaków”. Tyle. A poza tym tak uważali poeci – Andrzej Trzebiński, Tadeusz Gajcy, Zdzisław Stroiński, którzy zginęli w latach drugiej wojny. Wystarczy.

To, że o polskim imperium marzył Mickiewicz czy poeci Konfederacji Narodu, rozumiem. Dla nich myśl o polskości zwycięskiej była odpowiedzią na realne poniżenie państwa. Zniszczona przez zaborców, zdruzgotana przez hitlerowskie Niemcy i sowiecką Rosję Polska trwała jako idea i nadzieja, którą poeci chronili i przenosili w sobie. Lecz dzisiaj? Przepraszam, ale dzisiaj słowa Rymkiewicza zdają mi się wyrazem frustracji i resentymentu. Urażoną ambicję sycą, a jakże. Sile Polski, wszakże, nie służą.