Polskie piekło to nuda

Z Olafem Deriglasoffem rozmawia Jacek Cieślak

Publikacja: 12.02.2011 00:01

Polskie piekło to nuda

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Rz: Nagrałeś album „Noże”. A czy są wartości – na przykład niezależność, za które byś się bił, nawet na noże? Czy uważasz, że to bajki dla nastoletnich punkowców?[/b]

[b]Olaf Deriglasoff:[/b] Alternatywność nie jest formą wyznania albo religii. Nie istnieje żadne stowarzyszenie z legitymacjami członkowskimi. Uważam, że każdy z nas ma inną drogę, dlatego moja alternatywność nie musi się równać alternatywności kogoś innego. Tylko przy takim założeniu możemy mówić o prawdziwej alternatywie. Jeżeli staje się kolejną ideologią – nie chce mieć z nią nic wspólnego.

[b]Ale kiedy występowałeś w Jarocinie w połowie lat 80., stojąc na czele Dzieci Kapitana Klossa, byłeś chyba zwolennikiem ostrych podziałów. Pamiętasz tamten stan świadomości[/b]?

Mówimy o sytuacji sprzed lat bez mała 30, dlatego muszę zauważyć, że to, jakie dzisiaj Deriglasoff ma poglądy, nijak się ma do tego, co myślał, mając lat 20.

To był czas walki i czułem, że stoję z gitarą na barykadzie. Byliśmy zbuntowanymi dzieciakami i robiliśmy to, co zbuntowane dzieciaki najlepiej potrafią.

Chowaliśmy się po piwnicach.

Graliśmy niezależne koncerty.

Szykanowała nas cenzura, a my, jak tylko potrafiliśmy najlepiej, sypaliśmy piach w tryby molocha, który chciał trzymać wszystko w garści. Nie chcę uderzać w kombatanckie tony: byliśmy przeciwko dla samej radości bycia przeciwko.

Przecież nie mieliśmy żadnych perspektyw poprawy losu.

[b]To było zgodne z punkowym hasłem „No future”. A z kim wtedy byś nie wystąpił, na co by ci alternatywny honor nie pozwolił?[/b]

To były czasy, kiedy nagranie płyty dla oficjalnego obiegu wydawniczego uważano za kolaborację.

Zgoda Dezertera na wydanie epki w Tonpressie była posunięciem niespodziewanym. Ale jej zawartość, m.in. piosenka „Spytaj milicjanta”, kazała się zastanowić, czy czasem system nie zgłupiał, bo przecież opublikował paszkwil na siebie.

Dlatego zaakceptowaliśmy płytę.

[b]Kult tłumaczył nagranie pierwszego albumu koniecznością odkupienia bardzo drogiej pożyczonej gitary, którą grupie ukradziono.[/b]

Kult, dla mnie i mojego punkowego środowiska, nie był silnie alternatywnym zespołem. Znaliśmy się i nawet lubiliśmy, ale podziały były wtedy bardzo silne. Można nawet powiedzieć, że dużo było w naszych głowach betonu. Takie zespoły jak Perfect, Maanam, Lady Pank odsyłaliśmy na inną planetę. Stanowiły element komunistycznego Babilonu.

[b]Brygada Kryzys też wydała album, też koncertowała.[/b]

Dezerter przetarł szlaki, a Brygada nagrała tak zaawansowaną artystycznie płytę, że rzuciła wszystkich na kolana. To była świetna produkcja z potężnym, antysystemowym przesłaniem. Stosunek punkowców do nagrań płytowych się zmieniał.

Niezmienna pozostała niechęć do metalowców.

[b]W Jarocinie trwała wojna subkultur.[/b]

To prawda. Dziś wiem, że to była dziecinada.

[b]Kiedy poluzowałeś kodeks?[/b]

Punktem zwrotnym było rozwiązanie Dzieci Kapitana Klossa.

W 1986 roku wyjechałem do Berlina Zachodniego, żeby się odmulić i zobaczyć, jak jest w wielkim świecie. Tam przejrzałem na oczy: zobaczyłem, że granie punk rocka nie polega na chodzeniu w naćwiekowanej skórze. Dead Kennedys nosili zwykłe koszule, mieli okularki na nosach. Zrozumiałem, że punk rock jest zróżnicowany artystycznie i nie można go zamykać w getcie.

W Berlinie punkowcy bratali się z metalowcami, upadlając się tanimi winami i tanim piwem.

Berlin przetrzepał mnie pod względem kulturowym i obyczajowym.

[b]Przeżyłeś lekcję muru, a nas komunizm pozamykał, posegregował.[/b]

Możliwe, bo nienawiść między subkulturami w Polsce była wyjątkowa, jak między partyjniakami i solidarnościowcami. Wszystko było na ostrzu noża. Mój kolega z bardzo znanego zespołu punkowego w Gdańsku poszedł do ZOMO, bo stwierdził, że nie ma wyjścia – nie chciał służyć trzy lata w marynarce wojennej. Po tej decyzji momentalnie stał się dla nas śmieciem. [b]A czy to, że jesteś z Gdańska, wpłynęło na twoje poglądy, czy zgadzasz się ze słowami „Solidarność-Solimarność” z piosenki z „P.O.L.O.V.I.R.U.S.A”, albumu, który współtworzyłeś z Tymonem Tymańskim?[/b]

Czas niszczy największy idealizm. Będąc małolatem, z dumą nosiłem w klapie znaczek „Solidarności”. Również dlatego, że to było zakazane, że za to zatrzymywała milicja.

Tak jak za kolczyki w uszach lub postawione włosy. Ale ideały „Solidarności” się zdewaluowały.

Ludzie, którzy byli bojownikami o wolność, okazują się częstokroć małymi ludźmi, karierowiczami.

[b]Czy to samo powiedziałbyś o Maćku Maleńczuku, z którym grałeś w Homo Twist i Pudelsach? Zdecydował się na „Big Brothera”, a teraz gra komercyjny psychodancing.[/b]

Tak mogą myśleć ludzie, którzy nie znali go od podszewki.

A ja szanuję Maleńczuka, bo wiem, że się nie zmienił. Kiedy go poznałem i graliśmy w Homo Twist, był postacią, którą kojarzyłem z Berlinem lat 30. Pasowałby do „Kabaretu”.

[b]Odjechany i demonicznie cyniczny artysta?[/b]

Zawsze był bezkompromisowy w realizacji swoich planów. Nigdy nie przejmował się tym, jak będzie oceniana jego działalność. Zawsze mówił, że w zespole musi być szpan: drogi gajer i droga koszula.

Kiedy pojechaliśmy na początku lat 90. do Berlina, kupił sobie kowbojki ze skóry węża warte kilka pensji robotnika. Potem przymierali z żoną głodem. Ale spełnił swoje marzenia... Czytał mi poezję. Grał na gitarze akustycznej piosenki Młynarskiego, Gołasa, Łazuki. To, co śpiewa teraz.

[b]A jak dziś oceniasz Kazika i Kult?[/b]

Nie do końca rozumiem histerię związaną z Kultem. Najnowsze płyty są dla mnie nijakie.

To miejski folk. Nigdy nie zagrałem w Kulcie, tylko w Kaziku Na Żywo, który był mocnym zespołem rockowym.

Ale nie jestem obiektywny. Kult to grupa moich kumpli.

[b]Jaka jest twoja widownia?[/b]

Różnorodna, taka jak muzyka.

Na moje koncerty przychodzą ludzie młodzi, choć ostatnio w Łowiczu dopadła mnie para 50-latków, którzy pochwalili się, że swoim dużym fiatem przejechali specjalnie dla mnie 120 km!

[b]Młode pokolenie z Trójmiasta reprezentuje Dick 4 Dick. Kiedy zaczynał w Sfinksie, wzmacniał muzykę potężną dawką ekshibicjonizmu, niemalże striptizu.

Wszystko na sprzedaż?[/b]

Wszystko już było! Uderzali w gejowski klimat. Przypominali Turbonegro. Sam bym sobie nie wsadził zimnych ogni w tyłek, ale mam szacunek dla ludzi, którzy

tworzą na estradzie odważny spektakl. Koncert powinien robić wrażenie. Tak jak dobry film, książka czy wiersz. Trzeba mieć jaja, żeby wyjść na scenę i odstawić szopkę.

[b]Mówisz o Dodzie?[/b]

To odrębny temat. Jestem daleki od tego, żeby na nią się gniewać.

Ma swój styl, a Polska jest krajem przeciętniaków, którzy ściągają z piedestału odmieńców i wciągają do polskiego piekła. Do piekła nudy.

A jak mówi Kosiński: nuda to śmierć.

[b]Wziąłbyś udział w reklamie Żywca jak Wojciech Waglewski i Tomasz Stańko?[/b]

Babilon chce nas zmusić do współpracy na wiele sposobów, a piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami tych, co mówili, że niczego w życiu nie spróbują.

Dlatego nie chcę się odżegnywać od niczego. Wielokrotnie spotkałem się z opinią, że jestem człowiekiem drugiego planu i powinienem tam stać. Moja niezależność polega na tym, że to ja decyduję, co zrobię. Nikt mi nie będzie dyktować, co ma grać zespół Deriglasoff! „Noże” nagrałem za własne pieniądze. To z jednej strony płyta o życiu i śmierci, o piciu, o podążaniu trudną, ale własną drogą, z drugiej zaś jest to materiał o nieco ironicznym zabarwieniu. ?

[ramka]Olaf Deriglasoff (1963) – człowiek, bez którego nie byłoby polskiej muzyki alternatywnej ostatnich trzech dekad. Założyciel Dzieci Kapitana Klossa. Współtworzył płyty: Apteki („Menda”, „Spirala”), Homo Twist („Moniti Revan”, „Live after Death”, „Matematyk”), Kur („P.O.L.O.V.I.R.U.S.”), Kazika („Melassa”, „Piosenki Toma Waitsa”,„Czterdziesty Pierwszy”), Kazika Na Żywo („Występ”), Püdelsów („Psychopop”). Producent „Yugotonu”. Lider grupy Deriglasoff, z którą właśnie wydał album „Noże”.[/ramka]

[b]Rz: Nagrałeś album „Noże”. A czy są wartości – na przykład niezależność, za które byś się bił, nawet na noże? Czy uważasz, że to bajki dla nastoletnich punkowców?[/b]

[b]Olaf Deriglasoff:[/b] Alternatywność nie jest formą wyznania albo religii. Nie istnieje żadne stowarzyszenie z legitymacjami członkowskimi. Uważam, że każdy z nas ma inną drogę, dlatego moja alternatywność nie musi się równać alternatywności kogoś innego. Tylko przy takim założeniu możemy mówić o prawdziwej alternatywie. Jeżeli staje się kolejną ideologią – nie chce mieć z nią nic wspólnego.

[b]Ale kiedy występowałeś w Jarocinie w połowie lat 80., stojąc na czele Dzieci Kapitana Klossa, byłeś chyba zwolennikiem ostrych podziałów. Pamiętasz tamten stan świadomości[/b]?

Mówimy o sytuacji sprzed lat bez mała 30, dlatego muszę zauważyć, że to, jakie dzisiaj Deriglasoff ma poglądy, nijak się ma do tego, co myślał, mając lat 20.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy