[i]Spotykamy się na szlakach dzikich gęsi...[/i] - Kenneth White
W drodze na Krym zahaczyłem o Moskwę, by się zobaczyć z Wasilijem Gołowanowem, autorem świetnej książki „Ostrow, ili oprawdanije bessmysliennych putieszestwii”. O Gołowanowie dowiedziałem się dzięki Kennethowi White’owi. Jakież dziwne desenie plotą w życiu fabuły i wątki... Było tak.
White’a rekomendowałem Władowi Dworeckiemu. Wład znalazł w Internecie „Dzikie łabędzie” w przekładzie Gołowanowa i mi je przysłał. Wtedy sobie przypomniałem, że już wcześniej o tego rosyjskiego pisarza pytała mnie Fanny z Noir sur Blanc, bo zrobił na niej duże wrażenie swoim występem na festiwalu w Saint-Malo. Poprosiłem Włada, żeby mi wyszukał jego książki. Oprócz „Ostrowa” Wład przysłał „Soprotiwlienije nie bespoliezno”, francuski dziennik, w którym Wasilij Gołowanow opisał swoje spotkanie z White'em na festiwalu Etonnants Voyageurs. Było to w roku 2008... Ja zaś po raz wtóry przyjechałem do Saint-Malo rok później, aby opowiedzieć Kenowi o wyprawie na Labrador śladami jego „Niebieskiej drogi”. Michael le Bris wymyślił nam wspólne wystąpienie pod tytułem „Poeci”, w ogródku kawiarni Chateaubriand. Kenneth wytłumaczył publice, że obaj jesteśmy geopoetami. To znaczy piewcami Ziemi.
To właśnie „geopoetyka” Kennetha White’a zaintrygowała Gołowanowa, który po raz pierwszy z tym terminem zetknął się we wstępie Kena do albumu „Widzenie Azji”. Album pokazał mu w swojej pracowni fotograf Władimir Bogdanow, a sam Wasilij pomyślał o krymskim klubie geopoetyckim... Tak oto łańcuchy ludzi, przekazujących sobie idee i książki przypominają klucze dzikich gęsi na niebie.
Notabene, o kompani ludzkich „dzikich gesi” White marzył w Goose Bay: „Kiedy tak tutaj łażę, wyobrażam sobie kompanię ludzkich dzikich gęsi, pozbieranych z całego świata, tworzących archipelag żywych umysłów. Nie tyle artystów, co badaczy bytu i Pustki... Włóczykijów i narwańców poszukujących nowych konfiguracji – poza obszarem tradycyjnej kultury. Nowe energie mentalne. Orzeźwiający wiatr wiejący po świecie! Och, pobożne życzenia... Dobrze wiem, że jeszcze przez długi czas będą to nieziszczalne marzenia”. Marzenia White’a z Goose Bay ziściły się szybciej, niż myślał. Starzyk Kenneth nie przewidział, że jego idee trafią na podatny grunt w Rosji.
„Ostrow” Gołowanowa przeczytałem jednym tchem, nie bez uczucia zazdrości. To książka o północy, a konkretnie o wyspie Kałgujew na Morzu Barentsa. Ba – to najlepsza książka o północy, jaką kiedykolwiek czytałem... Podczas lektury czułem deja vu, bo sam mógłbym być jej autorem. Ileż wspólnych trop, począwszy od wojny w Abchazji, po której Wasilij zdecydował się jechać na północ, przez Sołowki, gdzie przeżywał pierwsze zauroczenie północnym krajobrazem, a skończywszy na seidach w Łowozierskich Tundrach i fascynacji twórczością Aleksandra Borisowa.