Stefan Kisielewski bez postumentu

Widywałem go w latach 80. Na półlegalnych spotkaniach opowiadał to, co zawsze – że chciałby mieć telefon na Kreml, że to, co się dzieje w PRL z gospodarką, to nie kryzys, lecz rezultat, że „Solidarność" jest zbyt robotnicza i w związku z tym zachowa nam socjalizm.

Publikacja: 12.03.2011 00:01

Podziwiany za upór, niezależność, za odwagę. Wyszczekany pismak i erudyta w jednej osobie, pobity w 1968 roku za śmiałe wystąpienia. Jak byśmy dziś powiedzieli, postać „kultowa".

Mija 100 lat od urodzin Stefana Kisielewskiego – Kisiela. Mija w momencie, kiedy dorobek jego dawnego środowiska, grupy Znak i redakcji „Tygodnika Powszechnego", zaczyna podlegać reinterpretacjom – pierwszym sygnałem jest książka Romana Graczyka „Cena przetrwania". Naturalnie Kisiel wybroni się najlepiej – jako ten, który wierzgał mocniej niż inni, a do kolegów miał pretensje pokrywające się z uwagami dzisiejszych „rewizjonistów".

Ale i Kisielowi należą się, niekoniecznie w okolicznościowych artykułach, ale w debacie, oceny wszechstronne. Andrzej Friszke pisze w Kisielowej wkładce do „Tygodnika Powszechnego": „Dziś modne są ideologiczne tezy, wedle których z komunistami trzeba było albo walczyć, albo kolaborować". Takie głosy się naprawdę pojawiają. Ale też profesor, opisując tak prosto dylematy inteligencji w PRL, ustawia sobie dyskusję.

Jeden przykład: publicystyka Kisiela potępiająca zaraz po wojnie powstanie warszawskie. Jego biograf Mariusz Urbanek oraz sam Friszke uznają ją w „Tygodniku" za wyraz intelektualnej odwagi. O powstaniu źle mówili ludzie różnych opcji, a ci co w nim uczestniczyli, mieli podwójne prawo do takich osądów. Ale liczy się też kontekst – polemika w chwili, gdy komuniści brali się już za rozliczanie AK-owskiej konspiracji za „zniszczenie Warszawy". Czy mówić i pisać trzeba wszystko, w każdej chwili? Kiedy jedna ze stron sporu nie może się bronić?

A może te rozważania, także „polemiki" z ludźmi z lasu, były ceną za utrzymanie się na powierzchni? Owszem, za pisanie o Kościele czy o kulturze trochę inaczej niż reszta prasy w coraz szczelniejszym stalinowskim systemie. Ale i za ozdabianie brzydkiej rzeczywistości. Jedynie głośno myślę.

Przed takimi wyborami stawał Kisiel także po 1956 roku. Owszem, jego aktywność w Sejmie PRL w latach 1957 – 1965 była w sumie fajnym antysocjalistycznym happeningiem. Ale miała, zwłaszcza na początku, gdy Znak żywił jeszcze nadzieje na mocniejszą pozycję, swoje ciemniejsze strony – jak wtedy, kiedy poseł Kisielewski w debacie nad ustawą o paszportach potępiał emigrację Marka Hłaski (zajrzyjcie, poczytajcie). Poniósł go temperament czy składał trybut peerelowskiemu smokowi? A zarazem cały czas szarpał się, miał pretensję do własnej grupy o nadmierną ugodowość. Gdy Urbanek pisze, że głosował przeciw ustawie o rybołówstwie, „bo ją przeczytał", to przecież Kisiel rzucił tę uwagę w odpowiedzi na pretensję Stanisława Stommy: znowu byłeś przeciw, dlaczego?

Ta szamotanina jest wspaniale oddana w jego Dziennikach opisujących lata nieco późniejsze. I znów nie mam łatwej odpowiedzi: Stomma i Turowicz, plotący nieraz komunały o socjalizmie, tworzyli nisze, w których Kisiel mógł przetrwać i pisać felietony. Ale jego pytanie o granice kłamstwa, które zadaje sam sobie raz za razem, wcale nie było wydumane. Nie trzeba głosić jak Rafał Ziemkiewicz, moim zdaniem błędnie, że nie ma wielkich różnic między Znakiem i PAX, aby je postawić także dziś. Notabene pytających o PAX odsyłam do Kisielowych „Dzienników" – on widział Bolesława Piaseckiego takiego, jaki on był.

Nie ciskam w portret Kisiela lotkami. Był wspaniałym człowiekiem, nawet gdy się mylił gruntownie – w latach 80. na przykład w krytycznej ocenie „Solidarności", sam nie znał lepszego klucza do rozmontowania PRL. Dopominam się tylko o nieustającą historyczną kontrowersję w miejsce kapliczek. Sam Kisiel budowania kapliczek nie cierpiał.

Podziwiany za upór, niezależność, za odwagę. Wyszczekany pismak i erudyta w jednej osobie, pobity w 1968 roku za śmiałe wystąpienia. Jak byśmy dziś powiedzieli, postać „kultowa".

Mija 100 lat od urodzin Stefana Kisielewskiego – Kisiela. Mija w momencie, kiedy dorobek jego dawnego środowiska, grupy Znak i redakcji „Tygodnika Powszechnego", zaczyna podlegać reinterpretacjom – pierwszym sygnałem jest książka Romana Graczyka „Cena przetrwania". Naturalnie Kisiel wybroni się najlepiej – jako ten, który wierzgał mocniej niż inni, a do kolegów miał pretensje pokrywające się z uwagami dzisiejszych „rewizjonistów".

Ale i Kisielowi należą się, niekoniecznie w okolicznościowych artykułach, ale w debacie, oceny wszechstronne. Andrzej Friszke pisze w Kisielowej wkładce do „Tygodnika Powszechnego": „Dziś modne są ideologiczne tezy, wedle których z komunistami trzeba było albo walczyć, albo kolaborować". Takie głosy się naprawdę pojawiają. Ale też profesor, opisując tak prosto dylematy inteligencji w PRL, ustawia sobie dyskusję.

Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”